niedziela, 10 maja 2015

Epilog

Ten rozdział dedykuję dwóm najwspanialszym bloggerkom pod słońcem:
Oliwii Szlufik i layli
oraz moim przyjaciółkom:
 Paulinie i Patrycji.
Dziewczyny, Kocham Was! 
(Tak, tak, tam niżej to trochę rozwinę...)

Wiem, że jest troszkę skakania po miejscach akcji, ale chciałam pokazać, co dzieje się wszędzie, nie tylko w jednym miejscu. Jeśli chodzi o pisanie w czasie teraźniejszym, szczerze nie umiem się teraz przestawić, więc liczę, że mi wybaczycie. Jest tu też troszkę linków, a ja nie mogłam się powstrzymać od dania tych zdjęć do opowiadania. Oczywiście, jak wolicie nienarzucony wygląd, to nie musicie klikać.
Znaczenie (dla przypomnienia):
*** - przyśpieszenie w czasie czy "przejście do następnej sceny", co już znacie.
*(imię)* - coś pisane z perspektywy tego kogoś.
[--] - info ode mnie.
~***~ -  zmiana miejsca. 
 * - niżej przypisy.

 

 ,,Nie ma końca. Nie ma początku. Jest tylko niezaspokojona pasja życia."

~ Federico Fellini

*Oczami Riley*

 - Jake! Jaaaaaake! - krzyczę, w nadziei, że uciszę hałas,  aż w końcu sfrustrowana schodzę do garażu.
Jak można tak perfidnie budzić człowieka o szóstej? Jak? W dodatku w wakacje? Musze odespać cały rok szkolny, a bratu zwidziało się granie akurat teraz na gitarze elektrycznej. Zabiję go, słowo daję, kiedyś zginie, albo zniszczę mu tę ...* gitarkę!
Garaż, jak garaż, po za faktem, że stoi tam perkusja, mikrofony, trzy gitary elektryczne, dwie akustyczne i jedna klasyczna. Po za tym, pianino, parę klawiszowych instrumentów, dzwonki itp. Po podłodze jak zwykle walają się kable, więc muszę uważać. Mój kochany braciszek zapewne mnie nie słyszy. Ja sama nie słyszę tu nic oprócz jego gitary. Ściany nie są dźwiękoszczelne a wielka szkoda. Powinny. W Hogwarcie grają sobie w pokoju życzeń. Bynajmniej grali, bo Hilian i Victor skończyli już szkołę. A ja muszę się męczyć z bratem przez kolejny rok. Na całe szczęście, jest w innym domu.
  Widzę go szarpiącego w najlepsze struny gitary elektrycznej. Mój brat ma krótkie, brązowe włosy i takie same oczy. Z resztą, podobnie jak ja. Rodzice mają brązowe oczy i włosy, ale tata ma trochę jaśniejsze od mamy.
    Nie wytrzymuję, kiedy Jake ignoruje moje wołanie, więc obrywa śnieżką w twarz. Nawet wujek Jack (mimo, iż nie jesteśmy spokrewnieni, nazywamy tak wszystkich przyjaciół rodziców) powinien mi pogratulować celności.
 - Jezu, czego?! - pyta mój braciszek, odkładając to ustrojstwo i wycierając policzki.
 - Mogłam sobie spokojnie spać do dziesiątej, to nie! Weź się lecz człowieku! Jest szósta rano! - zaczynam się wydzierać, ale ucisza mnie ręka.
 - Tata kazał cię obudzić, a nie miałem lepszego rozwiązania - wzrusza ramionami.
 - Po co? - pytam zdumiona.
 - Inaczej zaspałabyś na urodziny Any i Loli. - Odpowiada spokojnym głosem.
 - To dzisiaj? - mój brat potakuje.
Uświadamiam sobie, że ciągle jestem w pidżamie, a mieliśmy deportować się za pół godziny.
 - To ja spadam! - wybiegam pędem w kierunku swojego pokoju, a Jake się śmieje.
Musze znaleźć koniecznie te czarne leginsy teraz, bo potem nie będzie czasu... i się spakować... i odnaleźć prezenty... i tę błękitną bluzkę... albo lepiej tą miętową? A może sukienkę? Nie... wieczorem będzie zimno. Zatem trzeba wziąć dwa zestawy! OMG!!!
Chociaż tyle, że portal jest w Dover. Ale w centrum, a nie na obrzeżach, co oznacza, że trzeba tam dojechać..!


*Oczami Meroly*

    Budzę się i spoglądam na zegarek. Nie do wiary! Jest dopiero siódma!
   Mój pokój ma jasnoróżowe ściany, na których ręcznie wymalowałam kwiaty farbą w kolorze bieli i pudrowego różu. Łóżko jest duże, z ogromną liczbą poduszeczek. Stoi tam jeszcze szafa z białego drewna, biurko i komoda pod komplet. Stwierdzam, że muszę iść obudzić Anę i życzyć jej wszystkiego najlepszego. Jestem młodsza od niej o dokładnie minutę. Nie widzę sensu ubierania się, wiec wychodzę z pokoju i idę w kierunku tego naprzeciwko z wygrawerowanym, złotym napisem Anavis. Oczywiście natrafiam na jedną ze służących, która mówi mi, że Gaaverowie zaraz będą. Dziękuję za informację i podchodzę do drzwi. Delikatnie otwieram drzwi i widzę, że siostra ciągle śpi. Jej włosy o barwie truskawkowego blondu są perfekcyjnie uczesane nawet we śnie.
 - Ana! Ana wstawaj!
 - Hmmmm... daj pospać... - mruczy dziewczyna.
 - Są nasze urodziny! Wszystkiego najlepszego! - zostawiam kilka śnieżynek na jej policzku, żeby się obudziła.
   Anavis od razu podnosi się z łóżka.
 - Wszystkiego najlepszego Meroly! - tuli mnie.
 - Wiesz co? Wszyscy potwierdzili przybycie!
 - Wszyscy? - od razu się uśmiecha, a ja kiwam głową.
 - Riley i Jake zaraz będą... - mówię, a siostra uważnie mi się przygląda.
 - No tak... Jake zaraz będzie, a ty ciągle nie ubrana... - moja siostra posyła mi uśmiech w stylu "ja wiem!".
 - Racja! - wołam i biegnę do siebie, ale po chwili wracam do pokoju siostry z zapasanymi rekami. - Ty też - uśmiecham się, po czym wracam do siebie.
      Ubieram różowy komplet ozdobiony koronką [taki, jaki był w poprzednim rozdziale na zdjęciu], nie maluję się. Wychodzę w pełni ubrana i zauważam Hiliana pomiędzy pokojem moim a Any. Czyżby znów próbował wykombinować, jak zrobić ściągany kolczyk w wardze? Mam tu na myśli fioletowy ślad pod dolna wargą. Białe włosy, biała cera, niebieskie oczy - wyglądem jak tatuś w latach młodości, z tym wyjątkiem, że Hilian bardzo chce być punkiem, ale rodzice kategorycznie mówią nie, zatem wraz z Jake'm i Victorem odkryli, jak rysować tatuaże, które można usunąć w każdej chwili specjalnym zaklęciem. Stąd ramiona i plecy mojego brata pokryte są rysunkami przedstawiającymi różne symbole, w tym baaardzo dużo węży, oraz jeden, który posiadają wszyscy trzej - kobra, lew i nietoperz na tle ośmioramiennej gwiazdy. Jednak jeśli chodzi o piercing**, to ciągle eksperymentują, co pozostawia po sobie często fioletowe sińce czy zdrapania, a mamy się wkurzają, żeby rzec tak najłagodniej...
 - Siemasz siostrzyczko! - woła.
 - Cześć - odpowiadam.
 - Wszystkiego naj! - przytula mnie zbyt mocno, jak to robi zawsze. - Gdzie Anavis? Nie ma jej w jej pokoju.
 - Nie wiem... może zeszła już na dół. Gaaverowie ma zaraz być, słyszałeś?
 - Tiaa, rodzina Szczerbców też. Aaaaaa... - łapie po chwili. - Dlatego jesteś na nogach o tej godzinie - uśmiecha się podejrzliwie.
 - Nieee... - śmieje się - tego dowiedziałam się idąc obudzić Anę. Fajnie, że Kira przyjeżdża, prawda? - mówię, wykorzystując jego nieuwagę.
 - Prawda - odpowiada. - W zasadzie... - zaczyna się wymigiwać, a ja się śmieje. - Nie ważne - kończy,  a ja jeszcze bardziej się śmieje.
   Schodzimy razem na dół po okropnie długich schodach, dogryzając sobie. Sala balowa jest przystrojona balonami, a służba znosi stoły, nad czym czuwają ciocia Ania i wujek Kristoff. Witają nas tuż przy wejściu i składają mi obszernie długą listę życzeń. Dziękuję im i odchodzimy w głąb sali. Widzimy Anavis siedzącą na jednym z ustawionych stołów zajadającą się ciastkiem z kawałkami czekolady. Macha swoimi nogami jak dziecko na huśtawce i mam wrażenie, że przy mocniejszym machnięciu, szpilki mamy zlecą jej z nóg. Ma na sobie jasnoniebieską  bluzkę z krótkim rękawem i białą spódniczkę, ozdobioną jasnobrązowym pasem [jak w przypadku Mer, zdjęcie w r. 31]. Widzi nas i od razu się uśmiecha. Hilian robi to samo, co w moim przypadku, a ja śmieję się, kiedy Ana wystawia język i szeroko otwiera oczy na znak, że się dusi. W końcu Hil ją puszcza, a ona sama powraca do pożerania ciastka.
 - Tata dzwonił jakieś parę minut temu... i powiedział... że już odbierają ciocię Car, wujka Arthura, Riley i Jake'a... z pod portalu - mówi w przerwach  miedzy kęsami - a ciocię Punzie i wujka Julka zaraz odbiorą z portu.
 - A Kira? - dopytuje się nasz brat.
 - Też.
 - To dobrze - uśmiecham się. - Vivi i Victor?
 - Nie wiem, to wampiry, mają przylecieć - informuje Ana kończąc ciastko. - Jeremy przyleci zapewne na swoim smoku i znów będzie mnie wkurzać - fuka, na co my się śmiejemy.
 - Smok czy Jer? - słyszymy znajomy głos.
 - Riley! - krzyczymy na widok brązowowłosej dziewczyny, która uśmiecha się od ucha do ucha. Nie widziałyśmy Ri od zakończenia roku szkolnego, więc miło znów ją zobaczyć, mimo, że to wcale nie było dawno. Wszyscy biegniemy, żeby ją uściskać. W pewnej chwili Hilian pyta:
 - Gdzie Jake'a zgubiłaś?
 - Nie zgubiła! Tu jest! - krzyczy wyżej wspomniany, kiedy pojawia się tuż za siostrą i rozkłada ręce, wskazując na swoją osobę. Chłopak jest podobny do siostry, w końcu urodzili się jako bliźnięta. Po kolei witamy się Jake'm, klasycznymi uściskami.
 - Frostowie i Gaaverowie zawsze się tak witają - słyszymy śmiech i odwracamy się by ujrzeć niepełną rodzinę Rainów - brakuje ich taty. Kruczowłosa rodzinka rożni się jedynie kolorem oczu - mama niebieskie, a dzieci po ojcu stalowoszare. Zawsze miałam wrażenie, że włosy Vivi są zbyt długie, ale teraz widać je przycięła.
      Co prawda to prawda - takie powitania miedzy nami są zawsze, nawet, jeśli widzieliśmy się dnia poprzedniego. Nie dajemy im długo się nad tym rozwodzić, więc wraz z Gaaverami zamykamy Vivi i Victora w uścisku, a potem każdy z osobna wita ciocię Mavis. Ja i Ana wysłuchujemy życzeń wszystkich, a Riley mówi, że prezenty dopiero na przyjęciu. W ogóle, informujemy ich, że rodzice będą tylko przez pierwszą godzinę, a potem zostają sami młodzi. Chłopaki mówią, że muszą coś ważnego nam przekazać, ale chcą to zrobić przy wszystkich. Wszyscy siadamy na stole, który nie jest jeszcze niczym przykryty, kiedy dostrzegamy przy wejściu naszą mamę i naszego tatę. Rozmawiają z ciocią Anią, a potem widzę, że ciocia wita rodzinę Szczerbców, na co wraz z Mer i Hilem podrywamy się do góry i machamy do Kiry i jej rodziców. Znów to samo, witanie się, życzenia bla bla blaaa...

***

    Jeremy z rodzicami przybywają jako ostatni z pośród wszystkich gości - moich i Any znajomych z okolic i Hogwartu oraz ich rodzice, czy moja rodzina, która jest w zasadzie na miejscu. Zatem cała impreza to tak około... pięćset osób, wliczając dorosłych. Wracając - wtedy właśnie Hil, Jake i Victor proszą nas (przez to rozumiem rodziny: moją, Snowów, Gaaverów, Szczerbców, Rainów i Hagnamów)  o pójście z nimi do mniejszej salki w której na chwilę obecną jest pusto i dane są tam wszystkie prezenty. The Black zaprowadzili nas tam zapewne ze względu na cisze panującą w pomieszczeniu.
 - Więc... chcieliśmy wam powiedzieć... - zaczyna Victor, ale chyba zabrakło mu słów.
 - ... że mamy menedżera! - Dokończa Jake, nie wytrzymując.
Wybucha gwar i wszyscy zaczynają mówić na raz, ale mój  w miarę opanowany brat ucisza ich ręką.
 - A teraz, mamo, tato, siostrzyczki - uśmiecha się - ciociu Caroly, wujku Arthurze i Riley, ciociu Mavis oraz Viviano - robi teatralną pauzę. - Puścicie nas do Los Angeles? - pyta.
Zapada milczenie i każdy czeka na rozwinięcie tego pytania, na co decyduje się brązowowłosy.
 - Pojechalibyśmy tam na dwa tygodnie, w celach podpisania kontraktu i nagrania paru piosenek. Oczywiście, musicie się jeszcze zgodzić i podpisać na papierach - mówi.
 - Na całe szczęście, pan Harper zezwala na dokończenie Hogwartu przez Jake'a, zatem nagrywalibyśmy jedynie w przerwach świątecznych. Tylko przez dziesięć miesięcy byłoby tak niewygodnie - tłumaczy Victor.
 - Potem - mówi nieco smutniejszym głosem Hil i odwraca głowę, by nie napotkać spojrzeń mamy i taty - ma nadzieję, że przeprowadzimy się wszyscy trzej do mieszkania w Birmingham.
Zapada okropnie długa cisza...

 ***
[koniec perspektyw]

 - Hil, coś ty znowu robił? - dopytuje się blondynka, wskazując na fioletowy ślad pod wargą.
Ona i Hilian siedzą  przy jednym ze stolików w końcu sali. Popijają lemoniadę, bo żadne z nich nie zgodziło się na proponowanie piwo kremowe - on, ponieważ jest księciem Arendelle i nie wypada pić na przyjęciu w swoim królestwie, a ona, bo po prostu nie pije niczego, nawet z tak niewielką dawką.
   Chłopak nie odpowiada. W tle rozgrywa muzyka do walca. Większość par tańczy a w jednym z rogów sali wygłupiają się jakieś przyjaciółki. Starsze dzieci, którym kazano  się zajmować rodzeństwem, bo rodzice poszli "na chwilkę" w innym kierunku odciągają je od wszelkich niebezpieczeństw. Na samym początku wszyscy wraz z Meroly i Anavis szwendali się po imprezie razem, witając znajomych. Po wspólnej godzinie jego przyjaciele zawędrowali nie wiadomo gdzie, a siostry zapewne wraz bliźniętami Gaaver przechadzając się wokół zamku. W zasadzie, obie księżniczki bardzo długo musiały czekać na to, żeby ludzie wreszcie skończyli składanie życzeń. Trwało to naprawdę, naprawdę długo, a kolejka zdawała się nie mieć końca. Wszystkie znajome osoby stały i wymawiały bardzo długą listę życzeń dla młodych księżniczek.
   Chociaż, co do Ri, to nie zdziwiliby się, gdyby zamiast z tamtymi chodziła w towarzystwie Victora i paru znajomych z jej i Kiry paczki - Ryana, Lucy i Aleca.
 - Ogólnie tego nie lubię...- zaczyna Hilian.
 Dziewczyna przygląda mu się uważnie. Zaczyna mieć nadzieję, ale po nim nigdy nie można się niczego spodziewać, wiec tylko patrzy w jego niebieskie oczy, wyczekując. Obiecała Riley i Ryanowi do nich dołączyć, ale w tej chwili wydało jej się to mało istotne.
- ...ale mnie tego uczyli, więc cię nie podeptam, a skoro ja jadę za tydzień do LA a jak wrócę, to ty będziesz w Rio de Janeiro...- waha się, a blondynka powstrzymuje śmiech. - Dobra, do rzeczy: zatańczysz ze mną? - pyta w końcu.
        Kira udaje, że rozważa jego prośbę, a potem z uśmiechem kiwa głową. Odkłada szklankę z lemoniadą na stół, a Hilian bierze ją za rękę i rusza w stronę parkietu. Nie zobaczy jej przez prawie rok, jeśli nie będzie mieć wyraźnego powodu odwiedzenia Corony, więc to świetna okazja, by powiedzieć "do widzenia". Fakt faktem, oboje mieli lekcję tańca, więc nie mają z tym najmniejszego problemu. Ich kroki są świetnie zgrane, a czerwona sukienka dziewczyny ślicznie faluje, a posiadanie butów na wysokim obcasie, na szczęście nie utrudnia tańca. Szczerze? Tęskniłby za nią... niby nie byli parą, ani nie mieli ze sobą bliższych kontaktów w tym kierunku, ale nie było tajemnica, że się sobie podobają. Spoglądał w jej zielone tęczówki. Teraz, albo nigdy...


~***~
Tymczasem, w małej salce, w której są złożone prezenty...

 - Nie wierzę, że zamierzają opuścić nas tak z dnia na dzień - wzdycha Mavis.
 - Ani ja - dokańcza Jack, rozsiadając się na ziemi, pod ścianą. Prosi w tym czasie jedną ze służących, żeby załatwiła im tu kanapę. Anna i Kristoff nadzorują imprezę, a Roszpunka z Meridą spisują liczbę gości, a Czkawka i Julek stoją w kolejce po piwo kremowe, które już powoli zaczyna się kończyć.
 - Może i powinni spełniać marzenia, ale Jake i Hilian muszą pamiętać, że w każdej chwili to oni mogą być wezwani na nasze miejsce - Caroly uśmiecha się blado, rzucając Jackowi spojrzenie.
 - Aczkolwiek równie dobrze Księżyc może wezwać Riley i Anavis bądź Meroly - przypomina Elsa.
 - Tak czy inaczej, nie uważam, by to był dobry pomysł - wzdycha Arthur.
 - Ale - uświadamia ich Mavis - jeśli się nie zgodzimy, możemy raz na zawsze zaprzepaścić ich szansę...
 - ... i tym samym zniszczyć marzenia - Caroly wtula się w męża.
 - Sama nie wiem - Elsa kręci głową.
 - Wy chociaż macie ten komfort, że wasi skończyli Hogwart - Arthur wybija palcami przypadkowy rytm na oparciu kanapy, którą specjalnie dla nich tu przyniesiono.
 - Boję się tylko, że jak pojadą to tego całego Hollywood, to wrócą zakolczykowani i wytatuowani prawdziwymi tatuażami - Jack zapasuje ręce, wyobrażając ich sobie w takim wydaniu.
 - Uwierz mi, to chyba najmniejszy problem - stwierdza Arthur.
 - Módl się, żebyś nie został dziadkiem - dodaje Car.
  Jack już otwiera usta, ale Mavis powstrzymuje go ręką.
 - Nie masz co go bronić. Sławnym odbija - wzdycha.
 - Chciałabym powiedzieć, że nie masz racji... - Elsa bezradnie kręci głową.


~***~
W tym samym czasie, w porcie, na pomoście...

 - Gdzież ta Kira!? - niecierpliwi się niebieskooki blondyn w niebieskiej koszuli w czarną kratę.
   Wszyscy, w piątkę siedzą na pomoście i brodzą nogami po wodzie. Jest już prawdopodobnie koło dziewiątej, ale mimo, że jest dosyć ciemno, wszystko idzie jeszcze rozróżnić. W okolicy jest sporo grupek - jedna na na schodach przy bocznym wyjściu z zamku, którym niegdyś królowa Elsa uciekała z zamku,  kilka osób obsiaduje most, co chwila widać jakieś grupki przechodzące chodnikiem wokół budynku. Właściwie, czego się spodziewać? Że kiedy wieczór jest ciepły, wszyscy będą się gotować w sali? Sporo osób mignęło w świetle latarni i ruszyło w kierunku miasta.
 - Ryan, uspokój się. Mówiłam, że zapewne zagada się z Hilianem - wtrąca Riley.
 - Skończyła mi się cola! - mówi bardziej do siebie, niż do nich Alec.
 - Masz moją, ja już nie chcę - mówi Riley i podaje brunetowi swoją szklaną butelkę wypełnioną do połowy napojem. Oni też zrezygnowali z piwa kremowego.
 - Dzięks - mówi i bierze sporego łyka.
 - Hej, Alec, nie tak szybko bo ci się znowu skończy - mówi blondynka o krótkich, kręconych włosach, ale chłopak nie zaszczyca jej nawet spojrzeniem, podczas, gdy inni się śmieją.
 - Taa, żeby go to jeszcze obchodziło... - śmieje się Victor.
 - Ja mu swojej nie dam! - deklaruje Ryan.
 - Ja też nie! - śmieje się kruczowłosy.
 - Lucy, widzisz, zostałaś jedyną... - zaczyna Alec.
 - Bo kto inny w razie potrzeby napoi biednego, bezbronnego Ala? - dokańcza słodkim głosem Ryan.
 - Morze - podpowiada Riley i pcha chłopaka do wody. - Słona woda dobrze ci zrobi - uśmiecha się.
    Wszyscy się śmieją, a Alec podciąga się na rękach, by znów wejść na pomost. Mokra, biała koszulka ukazuje mięśnie chłopaka. Teatralnym gestem wznosi głowę jak najwyżej się da.
 - Idiotka - syczy, ale potem się uśmiecha, zatem było to żart.
 - Zawsze! - odpowiada dziewczyna.
      Chwilę siedzą i rozmawiają. Potem dobiegają do nich głosy dwóch chłopaków. Widzą ich idących chwiejnym krokiem po ścieżce w kierunku tylnych drzwi zamku. Drą się na całe gardło, próbując wymówić słowa hymnu szkoły.
 - Chach, Jeremy i Henry przesadzili z piwem kremowym - wzdycha Lucy.
 - Z dodatkiem imbiru - przypomina Victor, wsłuchując się we fragmenty pieśni.
 - Możesz wypchać nasze głowy - nuci Ryan. - Farszem czegoś ciekawego... 
 - Zamknij się! - karci go Lucy. Jakie kochające się rodzeństwo... Puchon i dawna Ślizgonka. Niby nie dom lwa, ale jednak rodzeństwo.
 - Ej patrzcie! - woła Alec, który wcześniej za pomocą zaklęcia przywrócił się do ładu. On  i Lucy już skończyli Hogwart, w tym roku, natomiast Ryan jeszcze nie, dopiero za rok, jak Riley i Kira. Alec w Hogwarcie należał do Gryffindoru.
 - Co? - ciekawią się Ri i Lucy.
 - Shipper! - informuje z zaskoczeniem Victor, podnosząc się na nogi.
     Na dźwięk tego imienia, Riley od razu przypomina się pierwsza jazda Hogwart Exspressem. Wtedy z równie zdenerwowaną  podekscytowania Kira, znalazły wolny przedział i niedługo po jego zajęciu w drzwiach stanęła chudziutka, mała, piegowata,  ruda dziewczynka. Jej włosy wyglądały, jakby trafił je piorun. Tak poznały Ship, z którą do dzisiaj wiąże je silna przyjacielska więź. Innymi słowy: NPNZ***. Oczywiście, w trakcie jazdy do przedziału wstąpiła Ślizgonka z drugiego roku o długich i kręconych wówczas włosach, która obwieściła, że jej matołkowaty brat też jedzie na pierwszy rok. Alec dołączył do paczki najpóźniej. Dopiero w Halloween tego samego roku. Tak rozpoczęła się przyjaźń, gdzie często pojawiał się też kolega Lucy, Victor. Należeli do tego samego domu, co ich do siebie zbliżyło, a fakt, że Kira i Ri go znają, sprawił, że został na stałe.
   Brązowowłosa nie wierzy w usłyszane słowa, ponieważ jej przyjaciółka z powodu silnych obrażeń po meczu Quiddith'a wylądowała u św. Munga. Miała dzwonić zaraz po wyjściu.
    Jednak rzeczywiście. W ich kierunku zmierza rudowłosa, piegowata osóbka o niskim wzroście. Macha do nich, więc i reszta wstaje. Dziewczyna ubrana w błękitna sukienkę posyła uśmiech w stronę przyjaciół.
 - Ship! - śmieje się brązowowłosa, kiedy tuli przyjaciółkę. - Ostatnia osoba, której się tu spodziewałam...
 - No cóż, to, że Anavis nie chciała mnie zaprosić nie znaczy, że nie odstałam zaproszenia od Meroly - stwierdza dziewczyna.
   Ana jej nie lubiła, z resztą z wzajemnością, ale nie mogła zbroić siostrze zaproszenia koleżanki, która przecież pomogła jej wiele razy [Meroly, nie Anie].
 - Jak długo tu jesteś? - pyta Victor.
 - Od początku imprezy, ślepoty - odpowiada wesołym tonem, a potem dodaje promiennie: - Tańczyłam z twoim bratem! - mówi do Ri i wyciąga telefon, pokazując filmik, potwierdzający jej słowa.
    Lucy i Alec krzywią się, a potem dają na jej wyciągniętą dłoń po pięć sykli. Riley unosi brew.
 - Założyliśmy się, że nie wyciągnę Jake'a na parkiet. Ten zakład był jeszcze w roku szkolnym - Ship podrzuca monety i chowa je do torebki w kształcie paszczy lwa. - Ale ciągle aktualny!


~***~
Znów wracamy do salki...

 -  A jakby wysłać z nimi Riley i...- zaczyna Mavis, ale obaj mężczyźni jej przerywają:
 - Nie! - krzyczą, ale kontynuuje tylko Jack: - Chłopcy w tym wieku są..- wymieniają z Arthurem spojrzenia.
 - Nieprzewidywalni - kończy brunet, po długim szukaniu odpowiedniego słowa.
 - A więc? - pyta Caroly.
      W tej chwili do pomieszczenia wpadają Merida i Roszpunka. Rudowłosa ma splamioną sukienkę, a Elsa zauważa to i od razu usuwa plamę zaklęciem, za co ta dziękuje.
 - Dziewczyny chcą już puszczać sztuczne ognie - mówi.

   Wszyscy podnoszą się i idą na dziedziniec zamku, ustrojony niemożliwie wielką liczbą balonów, serpentyn i tym podobnych.

     Obie kobiety poprosiły Kirę, Riley, Lucy i Ship (bo te trzy znalazły na pomoście, a Punzie poprosiła córkę), by zawołały wszystkich gości na dziedziniec, jako, że one jedyne (dwie pierwsze) miały pojęcie o zaproszonych gościach. Kiedy już wszystkie cztery wróciły z gośćmi i same stanęły na dziedzińcu. Brązowowłosa odciąga rudą na bok.
 - Ship... - szepce Riley, a ta nadstawia uszy. - Nie uwierzysz, co widziałam! - mówi z przejęciem.
 - Gadaj! - ponagla ją ruda.
 - Hil i Kira się całowali! - mówi z ekscytacją. - Widziałam!
  Klaszcze w dłonie i podskakuje.
 - Nie żartuj! - odpowiada równie podekscytowana Ship.
 - Nie żartuję!
    Obie szczerzą się "jak głupie do sera".
 - O czym gadacie? - znikąd pojawia się Lucy.
 - Kira i Hilian się całowali! - mówią jednocześnie.
 - Serio?! - dziewczyna udaje "mega zszokowanie". - Przecież było wiadomo, że prędzej czy później do tego dojdzie - mówi spokojnie, kręcąc głową.
    Zaraz za nimi pojawiają się solenizantki.
 - Słyszałyście newsa? - pyta Meroly - obejmując Ship i Lucy.
 - Jeśli chodzi o to, że Kira i wasz brat się całowali, to tak - odpowiada znudzonym tonem Lucy. - Słyszałyśmy.
 - A ja to nawet widziałam! - chwali się Ri.
 - Też... - ucisza ją Anavis. - Zostali parą!


~***~ 
Ten sam czas, drugi koniec dziedzińca...

 - Clarence, patrz! - krzyczy Viviana, ściskając ramię kolegi z Hufflepuffu.
 - Co tym razem? - pyta ciemnoskóry i patrzy w kierunku nieba, które wprost tonie w różnorodnych barwach. Jej kujonowaty kumpel, który dziwnym cudem nie zagrzewał miejsca w Rawenclawie, jest szczerze znudzony ciągłym zachwytem wampirzycy nad fajerwerkami, które zadeklarowali się wybrać Hilian i Jake.
 - Nie widziałeś? - stwierdza Vivi smutnym głosem.
 - Nie... - odpowiada znudzony i siada na murku.
 - Ja tam byłam, a ty nie widziałeś!!! - mówi urażonym tonem.
 - Ty? Ale co "ty"?
 - No moja twarz ułożona z fajerwerków na wspólnym "zdjęciu" z Aną, Mer i Henrym! Ehhh... 
    Oboje dostrzegają panią Hagnam. Ruda kobieta o kręconych włosach zmierza w ich kierunku, przepychając się między ludźmi na dziedzińcu.
 - Widzieliście Jeremy'iego? - pyta zmartwiona. Widać już dłuższy czas nie może go znaleźć.
 - Nie - odpowiadają oboje.
     Kobieta wzdycha. Już ma zamiar odejśc, ale Clarence ją zatrzymuje:
 - Może Riley i jej paczka wie? Cały czas byli na pomoście, a głównym wejściem wychodziło niewiele osób - wzrusza ramionami. - My byliśmy w mieście.
 - Dobrze, dziękuję, zapytam... - kobieta odchodzi, a oni wymieniają zdziwione spojrzenia.
   Przez dłuższą chwilę stoją w ciszy. Takiej miłej. Znaczy... o ile można uznać huk fajerwerków i okrzyki ludzi za ciszę. Teraz znowu są wszyscy i dorośli i młodzież. Parę sekund potem pojawia się matka dziewczyny.
 - Zostajemy w Arendelle na noc - mówi do córki, uprzednio witając Clarence'a.
 - Dlaczego? - ciekawie się Viv.
 - Muszę z Jackiem, Arthurem, Car i El porozmawiać w sprawie chłopaków.
 - Yhym - odpowiada.
 - Tata przyleciał - dodaje Mavis, całuje córkę w czoło i znika z pola widzenia nastolatków.


~***~
Sala balowa, pod koniec sztucznych ogni...

 - Załapałem się na ostatni kufel piwa kremowego!
 - Oh, Julek...
   Roszpunka kręci głową i wraca na dziedziniec, ale mężczyzna zatrzymuje ją, a ona wystawia mu język i upija spory łyk napoju. Czkawka, Kristoff i Merida się śmieją, na co zirytowana Ania karci ich spojrzeniem, wskazując śpiącego na złączonych krzesłach Rikera. Jedenastolatek zasnął ze zmęczenia. Żaden z niego malutki chłopczyk, ale nie dotrwał.
 - Ejjjj! Nie piłem tego od zakończenia Hogwartu! - krzywi się Julian, kiedy żona zostawia mu tylko połowę. - Tym się nie da opić, więc...
 - Jasne, nie da się - fuka Czkawka. - Dzięki mojemu synowi zostajemy tu, chociaż powinniśmy wracać...
 - Zostajecie? - ciekawi się Kristoff.
 - Tak. Nie da rady powozić Viggiem - mówi Merida, mając na myśli jego smoka.
   Do sali wchodzą solenizantki w towarzystwie bliźniąt Gaaver, Kiry i Hiliana, a zaraz za nimi kroczy Victor, żywo rozmawiających z Ryanem. Drugim wejściem, głównym wkraczają Caroly, Arthur, Mavis, Vincent, Elsa, Jack i Vivi. Młodzi witają pana Rain'a.
 - Ship pojechała do domu - Ri tuli mamę, widząc, że ta szuka wcześniej wspomnianej.
 - A Lucy? - pyta brat dziewczyny, siadając na krześle.
 - Poszła z Alecem po chipsy.
Widać, też jest zmęczona.
 - Zostajemy tu na noc - mówi Caroly, kiedy jej "duża dziewczynka" wtula się w nią i ziewa.
 - Mogę się już położyć? - ziewa przeciągle.
 - Hil, weź ją do pokoju obok Meroly - prosi Elsa.
 - Robi się - odpowiada, a Riley niechętnie wstaje. Kira tuli ją na pożegnanie, a reszcie zwyczajnie macha - Viviana i Victor zostają, Meroly, Anavis i Hilian tu mieszkają, Riker śpi, a Ryana tulić nie będzie (Bo nie!). Prosi go, żeby pożegnał od niej Lucy i Aleca.
 - Ja też jestem śpiąca - stwierdza Viv, więc we trójkę ruszają na górę.



~***~
Dwa dni później, Dover...

  Trzy rodziny w komplecie stoją pod portalem, którym właśnie dwie z nich tu przybyły. Chłopcy, którzy zostali przestrzeżeni przed dosłownie wszystkim, zostali zaznajomieni ze wszelkimi możliwymi zagrożeniami, uświadomiono im o obowiązujących zakazach i nakazach, stoją tuż przed półprzeźroczystą błoną przypominającą ściany bańki mydlanej, rozpostartej w łuku z kamieni [mniej więcej o to mi chodzi: KLIK]. Dlaczego w Dover akurat? Bo to jest główny portal miedzy Zatrzymanym a Współczesnym Światem. Stąd polecą samolotem aż do LA. Walizki wypchane "tysiącem zbędnych rzeczy", jak mówią chłopcy, zawierają "same niezbędne rzeczy", jak mówią mamy. Opuszczają tereny portalu i ruszają w kierunku centrum, by dotrzeć na lotnisko. Oczywiście, w miedzy czasie jeszcze raz rodzice mówią im wszystko dokładnie. Kiedy docierają, samo pożegannie trwa nazbyt długo.
 - To tylko dwa tygodnie - mówi Jake.
 - W Hogwarcie byliśmy przecież cały rok szkolny - Victor wzrusza ramionami, kiedy trzeci raz żegna się z matką.
 - No tak, ale tam byli nauczyciele, którzy mieli nad wami kontrolę - odpowiada mu.
 - I kto to mówi? - śmieje się Jack, próbując rozluźnić atmosferę, co u się udaje.
 - Rozumiemy, pani profesor - uśmiecha się Hilian, a wszyscy się śmieją.
   Tak, przecież naucza eliksirów...
 - Uważajcie na siebie, Los Angeles to duże miasto - przypomina Caroly.
 - A ona wie o tym najlepiej - Elsa wspomina ich wycieczkę do tego miasta, zaraz po powrocie, kiedy jej przyjaciółka zgubiła się tam i padła jej komórka. Było to miesiąc po jej próbie samobójstwa, która wydarzyła się dosłownie parę sekund po śmierci Freda Weasleya. Próbowała przebić się odłamkiem szkła, a potem dwa tygodnie spędziła w szpitalu.
 - Właśnie - mówi wyżej wspomniana, a Arthur całuje ją w policzek.
  - Wróćcie jako gwiazdy! - woła Viviana.

     W końcu pojawia się samolot i chłopcy odlatują, a Gaaverovie, zgodnie z obietnicą, zapraszają Frostów i Rainów do domu, "na kawę". Viviana, Riley, Anavis i Meroly idą do centrum, a dorośli rozmawiają, popijając kawę, planując przyszłość i wspominając przeszłość.

KONIEC

*Szczerze miałam zamiar użyć przekleństwa  "pie*doloną", ale jakoś mi nie pasuje przeklinanie w tej opowieści... i do tej postaci :)
**Tylko wspominam dla niewiedzących, że to kolczyki w specyficznych miejscach ciała (np. nos, język, pępek itp. już nie wspominają o innych...)
*** Najlepsze Przyjaciółki Na Zawsze

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

PODZIĘKOWANIA

  Wiecie co? Dodaję to w akurat w pełne siedem miesięcy bloga. Wciąż nie wierzę, że to mój ostatni post tutaj. Mam wrażenie, jakby to był którykolwiek z tych, które pisałam wcześniej, czekając na komentarze, krótkie "super" czy nawet na wyświetlenia, by "zobaczyć" się z wami w kolejnym. To było najlepsze siedem miesięcy. Tak wstępnie, chciałabym podziękować wszystkim, wszyściuteńkim, którzy chociaż raz tutaj weszli, skomentowali, dali "+1" a także tym, którzy mnie opuścili i sprawili, że starałam się jeszcze bardziej i powiedzieć wam, że jestem okropnie wdzięczna. Podobno mam talent do zasmucania ludzi... w każdym bądź razie, DZIĘKUJĘ. W całej szczególności Oliwii Szlufik a także layli, no i moim kochanym przyjaciółkom, Paulinie i Patrycji, które wysłuchiwały mojego gadania o rozdziałach i wiedzą o tej historii tyle, co ja i wy, a nawet więcej ;)
Olwia, layla - nie rozstaję się z wami, bo przecież każda z was pisze blogi, które czytam, więc się jeszcze "zobaczymy", ale żegnamy się z tym blogiem, a wiec uważam to za konieczne.

    Oliwia - jesteś ze mną od trzeciego rozdziału. Od tej pory komentowałaś każdy rozdział. Byłaś ze mną, czytałaś i wspierałaś - na ciebie zawsze mogłam liczyć (tak, tu zaczynam się rozklejać). Po prostu... brak słów kochana ;) Nie mam słów, by powiedzieć, co mam na myśli, ale mam nadzieję, że wiesz :* Dziękuję, dziękuję za wszystko!!!
    layla (jak mnie denerwuje, ze twój nick jest z małej litery!) - chociaż pojawiłaś się z komentarzami dość późno, to nie pozwalałaś mi odejść, komentowałaś i chwaliłaś, gdy sama siebie dołowałam. Zadedykowałaś mi rozdział u siebie na blogu, za co naprawdę jestem wdzięczna - nikt inny tego wcześniej nie zrobił ;).

     Obie podnosiłyście mi samoocenę i ja was po prostu Kocham i nie zapomnę!!!

 No i, mam nadzieję, że tu wejdziecie, dziękuję:
 • za słowa krytyki i dodanie do spisu blogów Averan Nieznanej (jak będę czegoś z łaciny potrzebować, wiem, do kogo się zwrócić ;) )
•  za obserwowanie i komentowanie chociaż krótkim "super", co nie zmienia faktu, że jest mi smutno, że mnie opuściłaś, patrycjo jagiełło
• za obserwowanie i komentowanie Elsie Jackowi Frost, czy też szerzej znanej Wiktorii Kot, która, podobnie jak moja imienniczka, zostawiła mnie.
 • za komentowanie Emilly, która też pojawiła się dość późno,
 • za nominowanie mnie do LA ponownie Oliwii Szlufik i partycji jagiełło oraz Ventus, Queen Royal,
Alice Frozen, ~Truskaweczce 
i  #Nidzie,
 • za obserwowanie, ponownie  Oliwii Szlufik, patrycji jagiełło i Wiktorii Kot, oraz Kamie Salvatore, To Co Naprawdę Kocham, Carmelowej Karoli i Lady Manii,

Oczywiście, jest was więcej, znacznie więcej, ale nie starczyłoby mi czasu, zęby was tu wszystkich spisać, zatem: każdemu, kto choć raz postawił tu "kropkę" lub zrobił cokolwiek innego.


A teraz do wszystkich, którzy nie dotrwali do końca i opuścili bloga:
Dziękuję:
 - za to że byliście,
 - za komentarze, czy tu, czy gdzie indziej, w kartach,
 - za samo wejście,
 - oraz za wsparcie, szczególnie w pierwszych rozdziałach, co sprawiło, że chciało mi się dalej pisać.

Mam parę próśb, jeśli się nie obrazicie ;)
Powiedzcie mi:
1. Który rozdział wam się podobał najbardziej?
2. Którą postać lubicie najbardziej?
3. Która z postaci wprowadzona w rozdziale tym i 31 najbardziej przypadła wam do gustu?

Oczywiście, możemy tu wytoczyć dyskusję w komentarzach, chcę to pamiętać, więc wiecie ;)
To by było na tyle...
Jeszcze jedno:

  Prośba do tych, co dotarli tu "po czasie", czyli np. parę miesięcy po zakończeniu - napiszcie tu, że byliście.

Nie chcę was żegnać oficjalnie, podpisując się jako Lumina Kitty Caroly Monroe Aquila,
więc podpisuję się jako...
wasza na zawsze,
Lusia  
      
KONIEC "MIĘDZY MIŁOŚCIĄ I(A) NIENAWIŚCIĄ"

wtorek, 5 maja 2015

(nie)Rozdział 31 "Dalsze dzieje" (jeszcze nie epilog!)

Osiemnaście lat później, 
6 lipca, rok 2038...
[Elsa]
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/55/2a/52/552a523c17648f83a861d99364de4575.jpg
Anavis Elsa Frost (15)
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/ca/0b/d2/ca0bd23341a60730be9da653bb37457e.jpg
Meroly Elunzie Frost (15)
   Dzisiejszy dzień to piętnaste urodziny moich córek, Anavis i Meroly. Ich imiona, podobnie jak imię syna, Hiliana, złożone są z imion naszych przyjaciół*.
   W zasadzie, to wszyscy z naszego roku w Hogwarcie (tj. od 1991) dowiedzieli się o podróży w czasie. Wszyscy. Nie zyskało to rozgłosu (na szczęście) ponieważ było "ściśle tajne przez poufne". Granica między światem Zatrzymanym a Współczesnym niemal się zatarła. Ludzie ze świata Zatrzymanego mogli zamieszkać w świecie współczesnym, podobnie jak czarodzieje świata współczesnego w Zatrzymanym.Oczywiście, zezwolono na odwiedzanie się, więc Caroly miała sporo roboty razem z Jack'iem przy tworzeniu możliwości deportacji. Wracając, mój syn właśnie skończył naukę w Hogwarcie, gdzie nauczycielką eliksirów i za razem opiekunką Slytherinu została Mavis. Sama zostałam w Arendelle, jako królowa, a Jack został koronowany na króla. Tak, poddani od razu go polubili... szczególnie kucharz. Hil to wykapany tatuś, chociaż w zasadzie, to gorszy niż tatuś... nie wyobrażam sobie go jako króla, a kiedyś przecież nim zostanie. Po za tym, jestem matką chrzestną Henry'ego Alexandra Snow'a, którego ojcem chrzestnym jest Czkawka i Vivi.


[Jack]
http://38.media.tumblr.com/e28146020078b9aa240f12fe0d714c8f/tumblr_n2j58k44PB1rn3f8oo4_500.jpg
Hilian Jackson Frost (18)
    Ciągle wspominam dzień, kiedy spotkałem Elsę po raz pierwszy. W życiu bym wtedy nie pomyślał, że zostanę królem. Ana i Lola obchodzą dzisiaj piętnastkę. Obie jak mama! Chociaż, Ana ma charakterek trochę po cioci i po mnie. I ufarbowała sobie włosy henną! Oczywiście mnie i Elsie to nie przypasowało...
W zasadzie już się prawie zmyła, ale ciągle nie ma swojego koloru.
  Za to biedna Meroly ma pecha...  W zasadzie w imieniu nosi cząstkę Car, wiec to może dlatego ale ślicznie rysuje, jak Roszpunka oraz jest niezła w Quiddithu, chociaż w cale nie wygląda.
Hilian jest urwisem, którego nie da się upilnować! A Elsa twierdzi, że jest do mnie podobny! Z wyglądu owszem, ale charakter? Ja wiem, idealny nie jestem, ale nie aż tak...  W każdym razie, nasz syn został muzykiem.Widać, bardzo polubili się z Kirą...
A, jeszcze powinienem wspomnieć, że Hil trafił do Slytherinu i ciągle nosi łańcuch z wężem, natomiast Ana i Lola znalazły miejsce w Gryffindorze.
Powinienem napomknąć, że Arthur i Caroly uczynili mnie chrzestnym Jake'a, a matką chrzestną Roszpunkę. Oprócz tego, jestem też ojcem chrzestnym Viviany.


[Caroly] 
http://images6.fanpop.com/image/photos/36100000/Jack-Griffo-image-jack-griffo-36166329-773-1159.jpg
Jake Arthur Gaaver (17)
http://a66c7b.medialib.glogster.com/media/4e/4e3a970d09bf27d12b40979a56f1537734aef5cad92580efee391ae75f744272/victoria-justice-inspire-magazine-1-png.png
Riley Caroly Gaaver (17)
     Kim zostałam ja? Fotografem, a z czasem i redaktorem gazety pt. "Czarownica". Mój mąż, Arthur prowadzi własna audycję w radiu, dzięki czemu The Black, zespół, który tworzą Hilian, mój syn Jake i Victor, miał okazję zyskać spory rozgłos. W jednej z piosenek, które napisali chłopcy gościnnie zaśpiewały Riley, Kira, Vivi, Mer i Ana. W zasadzie Jeremy, syn Meridy i Czkawki, i Henry, syn Ani i Krisa starają się dołączyć do zespołu, ale na razie The Black podchodzą do tego sceptycznie. Za bardzo przyzwyczaili się do pracy we trójkę, by kogoś teraz przyjąć. Moje dzieci urodziły się jako bliźnięta i za rok kończą Hogwart. Jake widać jest zainteresowany Meroly, natomiast Riley zdradziła mi, że podoba jej się Victor. Dzisiaj idziemy do Frostów na przyjecie urodzinowe Any i Loli. Naprawdę, cieszy mnie, że Meroly, której jestem chrzestną matką(a Flynn ojcem chrzestnym), zyskała taki skrót, jak ja. Kira jest moją i Czkawki chrześnicą. Riley trafiła do Ravenclawu i ucieszyło ją to, że Kira, jej najlepsza przyjaciółka tak samo. Jake trafił do Gryffindoru. Ja i Arthur właśnie wybieramy się na urodziny Anavis i Meroly, a na szczęście portal do Zatrzymanego znajduje się w Dover (no przecież celowo umieściliśmy tam, gdzie mieszkam).


[Roszpunka]
https://imgn.mgid.com/1979/1979966_vb.jpg
Kira Roszpunka Szczerbiec (17)
   Flynn przestał narzekać na fakt, że mamy tylko córkę. Koniecznie chciał jeszcze syna, ale najprościej mówiąc - nie udało się. Zdziwiło nas, że Kira ma blond włosy, ale uznaliśmy, że to może ciągle być działanie kwiatu lub efekt wypitego przeze mnie eliksiru. Swoje włosy pozostawiłam w stanie skrócenia i ich "wydłużania" uzywałam tylko w wyjątkowych okolicznościach. Ja, poza normalnym władaniem Coroną, otworzyłam butik na Pokątnej. Julian, który został królem, odmówił przez to pracy jako auror, chociaż nalegałam, żeby ją przyjął. Kira, nasza córka jest bardzo podobna do mnie, chociaż bardziej nieśmiała i delikatna. Cieszy mnie bardzo, że zaprzyjaźniła się z Riley, Jake'iem i Hilianem. Trafiła do Ravenclawu i za rok kończy edukację w Hogwarcie. Zostałam mianowana matką chrzestną Riley i Jake'a u boku Julka i Jack'a. Dawno nie byłam w Arendelle, więc cieszę się, że tam dzisiaj jedziemy.


[Merida]
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/af/04/cd/af04cdb8f569f27309f52944a233b91b.jpg
Jeremy Czkawka Hagnam (15)
Zostałam władczynią rodzimego grodu i Berk. Część mieszkańców zmieniła miejsce zamieszkania z wyspy i na odwrót. Nie chcę mieć żadnego zawodu, bo i tak jestem już wykończona władaniem dwoma tak odległymi państwami. Nie jestem w prawdzie sama, ale jednak oboje jesteśmy wykończeni. Chcieliśmy mieć dwójkę dzieci, by móc podzielić to znów na dwa, ale urodził się tylko Jeremy. Mój syn trafił do Gryffindoru.
    Moi młodsi bracia, na moją prośbę są na stałe na Berk i pilnują ogólnego porządku. Sama Astrid przeprowadziła się do Corony i wraz z poznanym tam rodzeństwem specjalizującym się w akrobatyce, otworzyła cyrk. Mimo wszystko, ja jestem szczęśliwa. Mam wiele pracy, ale jednak jestem szczęśliwa. Mam kochającego męża, mądrego syna i spore grono przyjaciół. Szkoda tylko, że wszyscy razem widujemy się teraz rzadziej. Na szczęście, dzisiaj są urodziny Any i Loli i jedziemy do Arendelle.


[Anna] 
http://data1.whicdn.com/images/98477811/original.jpg
Henry Alexander Snow (15)
http://img2.wikia.nocookie.net/__cb20140317184915/disney/es/images/d/d3/Kristoff_ni%C3%B1o.png
Riker Kristoff Snow (11)
   Przeprowadziliśmy się z Kristoffem na obrzeża Arendelle, gdzie sami zbudowaliśmy sobie domek. Po zakończeniu Hogwartu postanowiłam założyć restaurację. Otworzyłam ją w Hogsmeade, dokąd wiedzie bezpośredni portal z naszego królestwa. Kristoff prowadzi ją razem ze mną. Zdarza się, że zostajemy w mieszkaniu nad restauracją na noc, bo jest tyle pracy, że nie ma kiedy wrócić do domu. Henry i Riker pomagają nam w codziennych pracach, więc zostają tam razem z nami. Henry trafił w Hogwarcie do Hufflepuffu, a mały Riker też tam chce. Właśnie dzisiaj pomagałam Elsie i Jack'owi w przygotowaniu jednej z sal w zamku na urodziny dziewczyn. Jako chrzestna Anavis, oraz z racji, że to moje siostrzenice zgodziłam się na pomoc w sekundzie.


[Mavis]
https://38.media.tumblr.com/291f6f7e9bb9aa001dd2d1af55966c75/tumblr_mg07ve4qSA1s2p8hao1_1280.jpg
Victor Jonathan (18)
 i Viviana Veronica (15)
Rain
Niedługo po powrocie z 1991 roku, poznałam wampira o imieniu Vincent. Zakochaliśmy się w sobie. Mało kto wiedział o tym, że kogoś sobie znalazłam. W końcu jednak powiadomiliśmy wszystkich i niedługo potem wzięliśmy ślub. Tak, tak, wampiry też maja do tego prawo. Rok po małżeństwie na świat przyszedł nasz syn, Victor, któremu drugie imię dałam na wspomnienie Jonathana. Córka pojawiła się trzy lata później. Kiedy moje dzieci poszły do Hogwartu, dyrektor zrobił to samo, co Dumbledore. Zabrał im wampirzą naturę na czas edukacji. Oboje wylądowali w Slytherinie. Sama niedługo po narodzinach Vivi zostałam nauczycielką eliksirów w  Hogwarcie, a także opiekunka domu.
   Vincent nie może jechać ze mną do Frostów, ponieważ na ważne spotkanie służbowe, ale ja cieszę się, ze zobaczę przyjaciół, którzy pomimo tego, jak się zachowywałam, wybaczyli mi.


~~~~~~~~~~~~

*Anavis - Anna/Mavis
  Meroly Elunzie - Merida/Roszpunka/Caroly, Elsa/Punzie
  Hilian - Hiccup/Julian


~~~~~~~~~~~~~~
No, to miało być w tym samym co epilog, ale rozłożyłam to na dwa z racji, że kompletnie nie mam czasu na pisanie epilogu, więc i na to czekałybyście pół wieku. Tak wiec, na razie to, a potem epilog w formie dodatku o dziejach dzieci. Przy okazji, są to wpisy w "dziennikach", tak że starałam się zawrzeć w nich wszystko. epilog zaprezentuje relacje wszystkich bohaterów po zakończeniu szkoły i po ożenku.
To do zobaczenia w epilogu,
Ściskam i buziaki :*
wasza Lusia...

środa, 29 kwietnia 2015

+Dodatek



Cześć!!!
To ponownie ja, tym razem postanowiłam opublikować wszystkie moje "prace", które przedstawiają bohaterów Fanfiction. Nie ma ich dużo. A wręcz przeciwnie i ich jakość jest koszmarna, ale nie ma sensu tego ukrywać. Z racji, że część pierwsza epilogu jest już napisana, ale druga wciąć się tworzy, by wam się nie nudziło, macie tu wszystko, co zrobiłam od początku trwania bloga (te obrazki włącznie z tym u góry, są stworzone przeze mnie).
Kolejność według czasu, w którym je zrobiłam:
W ogóle mi się nie podoba ;/ pierwszy eksperyment po za nagłówkami...

Jak wyżej, eksperyment nr 2...
Taka tam sobie Punzie...

Z tego jestem nawet zadowolona...
Takie sobie, ale lepsze od pierwszych moim zdaniem...
Chyba najbardziej udane...
 Kiedy moja siostra grała sobie w ubieranki, samej mi się zachciało...
Caroly i Elsa, połączenie z Kreatora Aniołów...
Caroly w dwóch wydaniach, Ever After High:

 - Briar Beauty&Duchess Swan



To tyle, do zobaczenia w Epilogu :*
Lusia

*Koniec dodatku*

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 30 "Niekończąca się historia" (prawdopodobnie ostatni)

No tak. Skoro już chcę to zawieszać, to chciałabym chociaż, żeby was nie zostawiać bez odpowiedzi na pytania. W zasadzie, decyzją jest zamkniecie. Tu macie rozdział ostatni / przedostatni. Zdecydowałam się to napisać dość spontanicznie. Mam nadzieję, że wam się to spodoba. Oczywiście większość wydarzeń, które będą tu opisane, miała dziać się rozdziałami. Jeszcze się z wami nie żegnam. Wrócę z epilogiem lub następnym rozdziałem.
Nie przedłużając, możecie spokojnie oddać się w prawdopodobny koniec tej historii...
~~~~~~~~~~~~
Francja, 2020 r.

 - Dawno, dawno temu, dziesięcioro nastolatków przeniosło się w czasie. Zatem pan Sylvain Xander nie jest pierwszym. Badania donoszą, że już wcześniej, w XX wieku doszło do naruszenia praw czasu z pomocą pewnego urządzenia. A nawet, twierdzi się, że użyto podróży w czasie w roku 1972! - mówiła nauczycielka. 
   Znajdowali się w sali lekcyjnej. Trwała lekcja historii klasy piątej. Byli tu po prostu przypadkiem. Usłyszeli, że opowiadają o podróżach w czasie i usiedli posłuchać. Siedzieli pod osłoną niewidzialności (każdy z osobna) tak, że mogli widzieć i słyszeć tylko siebie nawzajem. Nie tylko nauka osiągnęła wielkie postępy, ale i magia.
- Mówi się, że ta dziesiątka potrafiła uprawiać magię, ale zapewne był to wymysł ludzi, którzy nie potrafili posiąść ich inteligencji i zwyczajnie nazmyślali.
 - Ona nie umie opowiadać! - zbulwersował się Jack. Aż trudno uwierzyć, że ma dwadzieścia cztery lata.
 - To sam opowiedz! - roześmiała się Merida.
 - Zobaczymy, czy cię usłyszy... - Roszpunka parsknęła śmiechem.
 - Naprawdę chcecie, żeby on opowiadał? - do sali lekcyjnej wkroczyła Caroly.
 - No to ty nam opowiedz - przytulił ją Arthur*. Skąd on się wziął? Dowiecie się potem.
 - Nie, ja nie - pokręciła przecząco głową. - Proponuję to Elsie. 
 - Co? - zdziwiła się wyżej wspomniana.
 - No hej, twoja i Jacka historia była bardzo ważnym elementem naszej historii! - stwierdziła Mavis.
 - A może Ania? - zaproponowała Elsa.
 - Byłam tylko powierzchownie przy ratowaniu świata!
 - Ma rację... - dodał Kristoff. - Ja też. A Czkawka? Skoro Elsa nie chce?
 - Ja? Nie, moja historia jest zbyt burzliwa, jeśli chodzi o związki...
 - A moim zdaniem - wtrącił się Flynn. - Powinniśmy to opowiedzieć razem.
 - Okey! - zawołała długowłosa. - Zaraz po pierwszym kwietnia, kiedy to Jack nareszcie się znalazł...  bo poleciał tak sobie bez zapowiedzi do Nibylandi i wszyscy go szukali! - spojrzała na przyjaciela piorunującym wzrokiem. - ... polecieliśmy na urodziny Caroly i Flynn'a!
 - To była niezła impreza! - zawołał Flynn.
 - Tak, jeszcze raz wam wszystkim dziękuję... dziękujemy! - zawołała wyżej wspomniana.
 - Nie ma za co! To wcale nie było aż takie trudne, wiesz? - uśmiechnął się Czkawka na wspomnienie swojej gry na gitarze  basowej.
 - Oj przestańcie! Jest za co dziękować! Dzięki temu dowiedziałam się, że Jack w ogóle potrafi śpiewać! 
 - No widzisz! Każdego dnia dowiadywałaś się czegoś nowego! - uśmiechnął się białowłosy.
 - Wróćmy może do opowieści, bo nasi słuchacze się zanudzą! - wtrąciła się Ania.
 - No to... - zaczęła Caroly, wciąż się śmiejąc. - Potem znów nas przeniesiono, tym razem na wakacje!
 - A ty pojechałaś do Nory! - Merida dźgała ja w brzuch. - Zdrajca!
 - Dostałam zaproszenie. - Odpowiedziała spokojnym głosem. - A więc, pojechałam do Nory i było cudnie!
 - Ej, bo będę  zazdrosny - zażartował Arthur.
 - Już się pogodziłaś z... - zaczęła nieśmiało Elsa.
 - Tak, a miałam inne wyjście? - zapytała smutno, ale potem uśmiechnęła się. - Przecież wiedziałam, jak to się skończy. Ale to nie jest miejsce na to. To prawie na końcu!
 -  W każdym razie, jak ona była w Norze, a była tam tylko do przyjazdu Harry'ego, to my mieliśmy w Akademii bardzo ciekawie!
 - Tak, jasne Flynn. Bardzo! Szczególnie, jak włóczyłeś się po strychu w środku nocy, a potem piszczałeś jak dziewczynka! - zaśmiała się Mavis, a cała reszta z nią.
 - To już nie moja wina! Zaatakował mnie nietoperz... - odparł urażonym tonem. 
 - W każdym razie, całe wakacje mieliśmy potem dla siebie. Odwiedziliśmy Lyon, gdzie spotkaliśmy ciebie - Merida wskazała ręką na Arthura.
 - Spotkaliście mnie, a potem wróciliście do domu, Akademii znaczy - potwierdził Gaaver.
 - Taaak... a potem była wycieczka po terenie za akademią... - Elsa przypomniała sobie, co zobaczyła wtedy w źródełku...

{Retrospekcja}

 Jej oczom ukazał się zamglony obraz sypialni. Były tam dwie postacie. Jedna na usiadła na łóżku, a druga na ziemi, w kuckach.
Zobaczyła, że to ona jest tą dziewczyną na łóżku, którego pościel była barwy kremowej. Ktoś trzymał jej twarz w dłoniach i delikatnie gładził. Była starsza od obecnej siebie. Miała może ze dwadzieścia cztery lata. Jej starsza wersja spojrzała niżej, na zaokrąglony brzuch. Czy to oznacza, że...? Tak, Elsa z wizji jest w ciąży, ale obecna El widziała jedynie dłoń jej partnera. Potem obraz rozświetlił się i zmienił miejsce wizji. Ukazały jej się dwie dobrze znane postacie. Jack i Caroly, mająca w wizji lat siedemnaście na oko. Stali tyłem do niej i patrzyli na zakryte białą pościelą łóżko. Pod prześcieradłem zapewne leżała jakaś martwa osoba. Na pościeli można było dopatrzeć się paru plamek krwi. Wtedy perspektywa się zmieniła i zobaczyła twarze przyjaciół, których stan można określić jako bardzo zły. Oboje gorzko płakali, a szatynka z trudem łapała kolejne oddechy ściskając fragment koszuli białowłosego. Pełni smutku, roniąc potoki łez, wtuleni w siebie... ale zaraz, Caroly trzyma noworodka... Kto leży zakryty prześcieradłem? Sceneria zamieniła się na wnętrze kaplicy, w której została koronowana. Leżała tam trumna. widok osoby w niej przeraził El nie na żarty. Zobaczyła swoje jeszcze bledsze lica, sine usta, włosy falującą kaskadą opadające na ramię. Ubrana w jasnoniebieską suknię na swoją ostatnią podróż.
 Zatem umrze przy porodzie? Ale... kto jest ojcem dziecka, które trzymała jej przyjaciółka? Trumna zamknęła się i białe smugi światła ukazały kolejny widok.
Ta sama dwójka stojąca na cmentarzu. Nagrobek Elsy, pod którym stali głosił, że zmarła 14 października 2021 roku, przezywając 25 lat. Były tam także nagrobki:
 - Roszpunki (2 kwietnia 2054 r., 58 lat), 
 - Flynn'a (3 lipca 2052 r., 56 lat), 
 - Czkawki (6 maja 2016 r. 20 lat),
 - Meridy (17 stycznia 2064r., 68 lat), 
 - Ani (11 grudnia 2056, 56 lat), 
 - Kristoffa (4 sierpnia 2055, 60 lat),
 - Mavis (28 luty 2015, 119 lat), 
która najpewniej zginęła z czyichś rąk, bo jako wampirzyca powinna być nieśmiertelna...
...i wielu, wielu innych znajomych nazwisk. 
Sama wyliczyła wiek przyjaciół, na podstawie roku urodzenia. Policzyła tyle, ile lat skończyli, lub skończyliby w danym roku. Nie wszystkie daty urodzenia pamiętała, zwłaszcza, ze teraz liczył sie czas, bo daty mijały dość szybko.
Podczas, gdy Car mamrotała coś do nagrobka Elsy, Jack machnął różdżką i na każdym z nich pojawiła się wiązanka z lodowych kwiatów. Dopiero teraz Elsa zrozumiała, co muszą przeżyć jej nieśmiertelni przyjaciele. Nawet, jeżeli ta historia nie jest prawdziwa, to przecież i ona, i reszta prędzej czy później umrą. A Caroly i Jack wciąż będą żyć... 
Cena nieśmiertelności - utrata bliskich osób. Znała ten ból, kiedy odeszli jej rodzice, ale stracić wszystkich przyjaciół i widzieć, jak się starzeją i umierają, podczas, gdy samemu jest się ciągle młodym i nieśmiertelnym? Ona nie umiałaby tego przeżyć.
Następny obraz przedstawiał co innego: Caroly czesząca dziewczynkę o platynowych włosach. Skończyła właśnie zaplatać jej warkocz. Mała spojrzała w lustro i El ujrzała swoją małą kopię. ,,A więc to moja córka...".
 - Wyglądam jak mama, prawda? - zapytała dziewczynka, oglądając zdjęcie Elsy z Hogwartu. 
 - Tak, kochanie, wyglądasz dokładnie, jak twoja mama - Caroly uśmiechnęła się blado, a jej oczy zaszkliły się.
 Potem blondynka zobaczyła ogródek przed domem, w którym bawiła się maleńka wersja Elsy, razem z dwójką niewiele młodszych dzieci. Zaraz... dziewczynka ma brązowe włosy i twarz Caroly, ale oczy Jack'a. Chłopczyk z kolei na odwrót, a były to bliźnięta. Czyli oznacza to, że Caroly i Jack zostali małżeństwem...
Następny obraz całkiem zamieszał jej w głowie. Zobaczyła portret siebie w sukni ślubnej u boku... Jack'a! Zatem to jego córka... widocznie po jej śmierci związał się z Caroly.
  Obok nich stali jeszcze Ania i Kristoff, wraz z Flynnem i Roszpunką. Wyglądało na to, że brali ślub jednego dnia. Pod obrazem stała cała trójka dzieci, która teraz była już starsza, mieli może po czternaście i jedenaście lat. Oprócz nich byli sami dorośli, jakaś brunetka o oczach Roszpunki, piegowata blondynka uczesana w dwa warkocze u boku najwidoczniej brata, który z kolei miał rude włosy. Potem, zobaczyła, że obok stoją Jack i Lola, którzy wzięli swoje dzieci za ręce i stanęli, patrząc na wszystkich stojących pod obrazem. Obie dziewczynki spojrzały na Car ze zdziwieniem w oczach.
 - Dorośli i przestali w nas wierzyć - wyjaśniła brązowowłosa, wkładając włosy za ucho.
Uśmiechnęła się blado i przytuliła je. 

Wtedy wszystko się rozmyło i postacie zastąpiły niebieskie smugi dymu, a całe otoczenie zaczęło blednąć i niknąć aż do ponownego ukazania tafli źródełka. Elsa wypuściła ze świstem powietrze. Miała wielką nadzieję, że to nie będzie prawdą, ale z drugiej strony ta wizja uświadomiła jej to, że nieśmiertelność wcale nie jest dobra. Dziwnie wyglądał fakt, że matka jest sześć, siedem lat starsza od córki, ale tak musiało być... inaczej się nie dało. Podobnie z miniaturką Elsy - cztery lata młodsza od ojca... i w końcu różnica się zatrze, bo skoro wzrost Car ustał w wieku siedemnastu lat, to dzieci będą rosły tak samo. Może z wyjątkiem jej córki, bo ma geny śmiertelniczki.

{koniec retrospekcji}

    Wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Nikomu nigdy o tym nie powiedziała. Ale napis na nagrobku Czkawki głosił, ze zmarł w 2016 roku, natomiast Mavis - 2015r. A zatem musiało to być błędne, bo wciąż żyją. A w dodatku, Jack i Caroly się starzeją! Ale cześć tego jest prawdziwa...
 - Tak, dobrze, że do tej przeklętej Opuszczonej Akademii nigdy nie wrócimy! - stwierdziła Ania.
 - Lola, pamiętasz ten szok, kiedy okazało się, że na peronie w drodze na drugi rok, stała kopia Holly? - przypomniała sobie Elsa.
 - Oczywiście, razem z mamą i tatą! Rzecz jasna, Holly i Luke! - uśmiechnęła się brązowowłosa.
 - Ciągle nie może przejść mi przez głowę, że znaliście rodziców moich i Mariette! - Arthur pokręcił głową.
 - Ba, znałam, ja się przyjaźniłam z twoją mamą! - zawołała Mavis.
 - A ja wręcz przeciwnie, do czasu, aż mnie uratowała przed utonięciem, razem z Holly. Wracając, drugi rok przemknął tak szybko, że nim się obejrzeliśmy, były znów wakacje...
 - Tym razem nie jechała do Nory - przypomniał Flynn. 
 - Tak, mimo, że ja i Fred się do siebie przybliżyliśmy... - każde wspomnienie rudowłosego było bolesne, ale poprzysięgła sobie, że nie będzie znów płakać. Kiedy wrócili już do swoich czasów, zaczęła otwierać książki HP i dopisywać w nich wydarzenia. Jack bardzo się o nią martwił... ale o tym później, idźmy po kolei. 
 - Szybko był rok trzeci... - uśmiechnął się Jack.
 - ... i ja, Jack, Flynn, Elsa, Car i Arthur musieliśmy iść za karę do Zakazanego Lasu. Każdy miał inną przyczynę. Elsa wylała Jackowi na głowę dzbanek z herbatą - mówiła Roszpunka, a parę osób zaczęło się śmiać.
Tak, to było bardzo ciekawe. Okazało się, że Jack pocałował inną (choć właściwie, to ona jego) i Elsa, będąca wówczas jego dziewczyną, zdenerwowała się i obeszła cały stół Ravenclawu i wylała mu zawartość niesionego dzbanka na głowę.
 - Taaak... co zabawne, on też dostał karę, chociaż nic nie zrobił - Elsa potargała włosy białowłosemu.
 - A my coś zrobiliśmy? - zapytał retorycznie Artur. - Staliśmy z Caroly tam, gdzie te były różne puchary itp. i pękła szyba...
 - ... a to wcale nie była nasza wina - dodała Car, kładąc nacisk na "wcale". 
 - Za to, zdecydowana wina Flynn'a za podrzucenie żab do dormitorium Ravenclawu! - Elsa wycelowała w niego oskarżycielsko palcem.
 - A ty, Roszpunka, co zrobiłaś? - spytał Kristoff.
 - Nic takiego. Sprzeciwiłam się Severusowi Snape'owi. - Odpowiedziała blondynka.
 - W każdym razie, dziewczyny miały wielką potrzebę pytania centaurów o drogę, ale my twierdziliśmy, ze mamy mapę, wiec nie trzeba. - Odezwał się Arthur.
 - Dlaczego chłopcy nigdy nie chcą pytać o drogę?  - wtrąciła Roszpunka.
 - Bo do tego służy mapa! A dlaczego dziewczyny chcą o nią pytać? - dołączył się Jack.
 - Gdybyście umieli się posługiwać mapą i nie trzymali jej do góry nogami, to byśmy szybciej zdołali znaleźć co to tam było, kwiatki czy coś tam - przypomniała Car.
 - Nie ma różnicy, w którą stronę trzymasz taką mapę, bo słonko, Ziemia jest okrągła! - odezwał się Flynn.
 - Ale jak się idzie w złym kierunku, po tej twojej "okrągłej Ziemi" to się daleko nie zajdzie! - odpowiedziała.
 - CISZAAAAAAA! - krzykneła Merida.
 - Po za tym, dobrze pamiętam, że ty wtedy "zdradziłaś" Freda? - spytał ostrożnie Jack.
 - Nie... Po pierwsze, to ja i Fred nie byliśmy razem, a pocałunek był... - zaczęła się tłumaczyć.
 - Przypadkiem. - Dokończył Arthur i odchrząknął. 
 - Co prawda, miłym przypadkiem... - Caroly cmoknęła go w policzek, na co się uśmiechnął. 
 - Ale ty i tak potem byłaś z nim. - Przypomniał.
 - Wiem... ale ty też sobie znalazłeś dziewczynę! - dodała. - Nie ważne, mniejsza z Zakazanym Lasem i tym, co było dalej na trzecim roku. Na czwartym się zaczęło...
 - Pewnie, musieliśmy się ukrywać na arenie i po za nią, by Harry mógł wygrać turniej! - fuknęła Mavis.
 - Dokładnie! Mieliśmy wtedy tyle roboty, pilnując, żeby Voldemort przybył dopiero na trzecie zadanie, że nie było czasu na nic! - przypomniała Ania.
 - Na wspólne wypady, siedzenie w pokoiku za obrazem, spotykanie się ze znajomymi... - wymieniała Elsa.
 - Pamiętam, że  Hermiona nas pytała, gdzie my tak ciągle znikamy - zaczęła Merida.
 - Nas pytali Vicky i Carter. Ale, udało się! Daliśmy radę! - Roszpunka podniosła triumfalnie ręce, a Flynn objął ją w pasie i usadził na kolanach. - Voldek dotarł dopiero na koniec turnieju!
 - Zapomniałaś, że staliśmy się animagami - dodała Caroly. - Chociaż Mavis nie musiała! - uśmiechnęła się do niej.
 - Oj tam, chciałam. Nietoperz to cześć mojej natury, a ja chciałam wybrać sama!
 - Dlatego zostałaś krukiem - podsumował Jack udając krakanie, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
 - Caroly została kotem, Elsa gołębicą, Ania wiewiórką, Merida niedźwiedziem a Roszpunka fenkiem - wymienił Kristoff. - Ja psem, Jack gronostajem, Flynn fretką a Czkawka jastrzębiem.
 - A Bal Bożonarodzeniowy?! - przypomniała ucieszona Ania.
 - Pamiętam, jak Jack mnie zaprosił, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć...
 - Czekałbym cały dzień, tylko dla ''może'' - zaśmiał się Jack, cytując piosenkę**, a potem razem z resztą zaśpiewali kawałek refrenu. 
 - Jednak się do nich przekonałeś! - ucieszyła się Lola.
 - Teraz się zorientowałaś? To po co ja się uczyłem sześciu piosenek na twoje urodziny? - dźgnął ją w brzuch. - Przepraszam, my się uczyliśmy... - ogarnął ręką chłopców (tak, Arthur też).
Caroly przewróciła oczami.
 - A ja byłam wkurzona na Freda, bo zaprosił Angelinę... - zmieniła temat. - Ale zjawił się mój rycerz na białym koniu... eeee... miotle - uśmiechnęła się i wtuliła w Arthura.
 - A najgorsze było to... - zaczęła Mavis.
 - ...że mieliśmy już wracać do domu, ale okazało się, ze zostaniemy na wszystkie siedem lat! - Roszpunka opadła ze zrezygnowaniem na Flynn'a.
 - Przyznaję, że na piątym roku to zaczęły wykwitać pierwsze romanse w naszej paczce... - odezwał się z uśmiechem Czkawka.
 - Oj, pierwsze były dawno, ale te poważniejsze, jeśli ci o to chodziło... - Merida położyła mu głowę na ramieniu.
 - O te poważniejsze... ciągle pamiętam, jak Astrid się wściekła, kiedy wróciliśmy... - westchnął.
 - Było minęło. Teraz masz mnie - cmoknęła go w usta.
 - No tak, już zaczęło się robić poważniej... - Caroly zarumieniła się na samo wspomnienie, a Arthur objął ją ramieniem.
  Jack i Elsa przemilczeli tę sprawę, uśmiechając się do siebie. Ich związek opierał się na zrywaniu, wracaniu do siebie, a przy ostatnim zerwaniu, Jack topił smutki w innych dziewczynach. W końcu wrócili do siebie i pozostają w parze nadal. Elsa obracała pierścionek na palcu.
 - Na wakacje między piątym, a szóstym rokiem pojechałaś ze mną do Lyonu - odezwał się Arthur do Car.
 - Tak, a Fred był baaardzo zazdrosny - przypomniała Merida.
 - A potem mnie zostawiłeś - szepnęła Lola.
 - Bo nie umiałaś się zdecydować, którego wolisz... - wytłumaczył wymownym tonem.
 - Tak, tak, skończmy temat, bo się zaraz zaczniecie kłócić, a tylko tego brakuje przed takim ważnym dniem! - Elsa zaplotła ręce na piersiach. 
 - Nie ważcie mi się tu teraz kłócić! Koniecznie chcę być druhną! - zawołała Roszpunka.
 - Już byłaś u mnie - przypomniała Merida.
 - Wiem, ale tu będę świadkową! - odpowiedziała z dumą.
 - Sukienki, trzeba przyznać mamy śliczne! - zauważyła Mavis.
 - Racja! A wracając do opowieści, to właśnie rok piąty i szósty właściwie najbardziej obfitowały w związki. Nie tylko między nami, ale ogólnie.
 - Do tego doszły SUM-y, potem inne rzeczy i w końcu na piątym roku widywaliśmy się rzadko.
 - Szósty też szybko zleciał.  A siódmy... - Caroly przetknęła ślinę. 
 - Wciąż nie wierzę, że próbowałaś się zabić... - westchnęła Elsa. 
 - Gdyby nas wtedy nie było, to nie żyła byś. - Wtrącił Flynn.
 - Co ci strzeliło do głowy, żeby wbijać sobie kawałek szkła w brzuch?! - zapytał Czkawka.
 - Wiesz, że samobójstwo to szczyt egoizmu? - zapytała Roszpunka.
 - Wiem, wiem. Dziękuje wam, bardzo. Ale wiecie, że nie mogłam się pozbierać... byłam w szoku... zła na siebie, że w ogóle chciałam się w to wplatać, choć doskonale wiedziałam, że to się tak skończy. Miałam szczerą nadzieję, ze wrócimy po czwartym roku i nigdy tego nie zobaczę, ale... - zaszkliły jej się oczy. - Tak czy inaczej, musiałam się pogodzić ze śmiercią Freda. Na szczęście, ktoś mi w tym pomógł - uśmiechnęła się przez łzy do Arthura.
 -  Pamiętam doskonale to, kiedy okazało się, że jesteś Strażniczką Czasu - Jack zmienił temat.
 - Zazdroszczę ci tego, że możesz podróżować i odwiedzać wszystkich we wszystkich czasach i nie jesteś w stanie niczego namieszać. - rzekła z podziwem Ania.
 - Tak... ale nie korzystam z tego. Boję się znowu ujrzeć go leżącego pod ścianą, przygniecionego głazami na tle walki - parę łez się wylało. - Pozwoliłam Sylvainowi zobaczyć śmierć rodziców i jestem pewna, ze nie będzie chcieć z tego więcej korzystać. A jeśli już, to ja nie pozwolę. Nie możemy dopuścić do podroży w czasie. W zasadzie, to ja ciągle nie rozumiem, jak to się stało, że Arthur jest Obrońcą***.
 - Tak wyszło, kochanie... ale bardzo mi to odpowiada - uśmiechnął się, a następnie krótko pocałował.
Jakoś, nikt nie przepadał za nadmiarem czułości w obecności innych.
 - Potem, już w naszych czasach Jack mi się oświadczył! W takiej cudownej zatoce! - Elsa rzuciła się chłopakowi na szyję.
 - Mnie też zaskoczyły oświadczyny... na wieży Eiffla w Paryżu... - szepnęła rozmarzonym głosem Caroly.
 - Ja się w ogóle swoich nie spodziewałam... - zaczęła Merida.- Zwłaszcza po tym, jak pokłóciliśmy się z Astrid myślałam, że to już nie będzie miało szans, a jednak przypłynął statkiem...!
 - Caroly, Arthur, gotowi na jutrzejszy ślub? Dzisiaj w końcu wieczór panienski i kawalerski, a my siedzimy i gadamy o przeszłości! Teraz to się przyszłość liczy! - zawołała Roszpunka i przytuliła parę.
Miała rację.



 *Tak, ten sam Arthur co w One-Shocie, wyjaśnienia na końcu...
 ** "I'd wait all day, just for a maybe" - The Vamps "Lovestruck"
 ***Chodzi o to, że strzeże Strażniczki Czasu i może dopasować się do każdego z czasów. Wtedy znika z jednego, nie powodując żadnych zmian w innych i pojawia się w następnym, nie naruszając jego harmonii.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zobaczymy. Albo będzie jeszcze rozdział ze ślubem/wieczorami kawalerskim i panieńskim, albo po prostu wstawię epilog. Mam nadzieję, że możne być. Jak macie jeszcze jakieś pytania, to pisać. Odpowiedzi w następnym lub epilogu.
No, jeszcze się nie rozklejam, bo widzimy się w epilogu/rozdziale 31.
Wasza na zawsze...
Lusia