czwartek, 23 października 2014

(nie)Rozdział 6 "Gdzieś na końcu książki... - nie, jednak tu blisko"

 Nie, to nie jest początek rozdziału. -_-
Spokojnie, dojdziemy do niego....
Teraz troszeczkę zmienimy lokalizację...
Daleko stąd (z Arendelle, a masz inne miejsce? O.o)...
właściwie troszkę baaaaaaaaardzooooooooooooo daleko.
O dokładnie taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak daleko. Nie, jednak nie, jeszcze kilka kroków... chwila, o... już, teraz jesteśmy w Coronie!
Chwila, ja coś chyba pomieszałam... to w przeciwną stronę! Ups. Dobra, wracamy do Arendelle.
Idziemy, idziemy... no wreszcie! Prezentuję wam Coronę!
Pięknie, co? No nie ważne... przenieśmy się zatem do jednej z komnat...
Komnata jest piękna i w ogóle, ale nie to nas interesuje...
W środku pokoju stoi dziewczyna z determinacją na twarzy. Ma krótkie, poszarpane, brązowe włosy. Czyta jakąś książkę i poważnie przy tym wzdycha. w końcu bierze się do pracy nad czymś, co ja przy "chłopskim rozumie" mogę określić jako "miksturkę". Dodaje do niej jakieś roślinki, potem wybiega z komnaty i wraca z cała garścią kwiatów, potem odstawiając książkę na miejsce bierze kilka płatków z fiołków, mniej więcej tyle samo z niezapominajek i kilku z lilii. Potem bierze jakieś naczynie, które absolutnie niczego mi nie przypomina i chochlę. Z kociołka przelewa do garnka i biorą na chochlę kolorowy płyn nalewa do przeźroczystej szklanki. Oczywiście nie obeszło się bez według mnie zbędnej euforii i krzyków, nim w ogóle wzięła szklankę do rąk.  Popija ja delikatnym drobnym łykiem i puf!
Co się stało?
Gdzie ona jest?
Ach, tutaj...

.........

 .........

 .........

chwila, co z jej włosami?
 
Po jej minie wnoszę, że raczej nie takiego efektu się spodziewała. Ale wygląda całkiem fajnie! Taka w stylu punk! Albo jak wróżka czarodziejka! Jeeeej! Ja bym tak została :3 . Ale  na poważnie...
Bierze kolejne książki i zabiera się za kolejne mikstury. No, troszkę kolorków było... tylko nawet kolor oczu jej się zmienił. Oczywiście zauważyła i dopisała do książki czarnym tuszem.




Aż wreszcie stanęła przed nami w całej okazałości blondynka jak ta lala! Ciekawi mnie tylko co było w tej miksturze, ale nie istotne. Jej włosy miały dobre dwadzieścia metrów! Tyle udało mi się dostrzec, bo po wypiciu "soczku" który stał od początku mojej(naszej) wizyty na biurku, jej włosy same z siebie splotły się  w warkocz, taki dosyć gruby. W każdym razie laska mało nie wybuchła z tego szczęścia...

Poznajecie, hę? (no Roszpunka wy... wy... wy kolorki moje ;) )
Skakała, wirowała zupełnie, jakby ktoś włożył jej do kieszeni 1000000 monet(nie mam pojęcia, jaka tam waluta obowiązuje, ale cóż, trzymajmy się faktów, czyli tego, że nie wiem). 
Nie martwcie się, jeszcze do niej wrócimy, ale teraz dajmy jej  się wyszaleć, bo naprawdę, ta mikstura chyba na działania nie koniecznie dobrze...
W każdym razie nie pijcie za dużo kolorowych soczków, bo to może źle wpłynąć na wasze zdrowie lub życie...
Inni chyba tez podzielają nasze zdanie...
To do zobaczenia moje wy kolorki ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że troszkę humoru nie zwaliło was z nóg i liczę, ze dacie komentarze, bo naprawdę mi smutno jak widzę tylko jeden (ale za który i tak jestem bardzo wdzięczna). Dajcie mi sie pocieszyć jak Roszpunka...
Ploooossssseeeeee.... *.*
Żegna was ,
Wasza Venti~

5 komentarzy:

  1. Już sobie wyobrażam zaciesz Roszpunki ^^ bardzo mi się podoba , ciekawie opisane i mnóstwo cudnych zdjęć


    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj do siebie to ty zapraszać nie musisz, jestem tam z pięć razy dziennie ;)

      Usuń
  2. Hahahaha i ty myślisz,że nie zwaliłaś mnie z nóg?Bardzo fajnie to zrobiłaś ja na taki pomysł bym nie wpadła i sory,że nie komentowałam,ale nie miałam internetu i teraz musiałam nadrobić twoje rozdziały!!

    OdpowiedzUsuń
  3. (słychać donośny huk) JEB! Upadłam.

    OdpowiedzUsuń