- Już... spokojnie, ciiiii... - dziewczyna głaskała konie po łbach z uczuciem. Kiedy wreszcie przestały wierzgać podeszła do dziewczyn. - Przepraszam, ja...- zaczęła, ale przypomniała sobie, ze mało kot ja widzi. jej wątpliwości co do faktu, czy ją widzą, rozwiała Elsa.
- Nie szkodzi, my powinnyśmy przeprosić... - powiedziała podnosząc się z ziemi.
- Mogłyśmy cie rozjechać!- dodała prostując się Ania i jęknęła krótko z bólu, kiedy coś strzyknęło jej w plecach, ale po chwili wrócił jej humor.
- Jestem Ice... - powiedziała.
- Ja Anna a to Elsa.- przedstawiła się rudowłosa.
- ...ja tak się pojawiałam znikąd, wiec nie jestem zła, sama powinnam przeprosić, poza tym myślałam, ze mnie nie widzicie, bo ja...- mówiła gestykulując, nie umiejąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Chyba wiem, do czego zmierzasz... - rzekła Elsa wspominając historię z wczoraj. -znam kogoś, z a kim nie przepadam... - powiedziała najdelikatniej jak potrafiła i ucieszyła się, ze nie wyrwało jej się kretyn, głupek, debil, idiota i tym podobne.
Ice wbiła w nią wzrok.
- Był niewidzialny, ale potem stał się aż za dobrze! - powiedziała z nutką nerwów, ale opanowała się.
Wzięła głęboki wdech, żeby się uspokoić.
- W każdym razie, jesteś czymś w rodzaju ducha, prawda? - Elsa powiedzą z ulgą, ze udało jej się dobrnąć do końca bez zbędnych słów.
- Tak... - przytaknęła głaskając konia Elsy i wpatrując się w jego oczka.
- Może go znasz, skoro widziałam go mniej więcej w okolicy, wiec... Białe włosy, wysoki, z kijkiem, w granatowej bluzie... - wymieniała jego wygląd czując się dość dziwnie, wspominając ich spotkanie, ale po bluzie Ice jej przerwała.
- Znam... tak się akurat składa, ze "wynajmuję" - powiedziała zancząc nawias w powietrzu. - pokój w tym domu, co on. Wie... aaaaaaaa! - krzyknęła staranowana przez białą wilczycę i wylądowała unikając twarzy w śniegu.
- Jak słowo daję Dove ja cie kie... - nie zdążyła dokończyć, bo kot skacząc na jej głowę, wcisnął ja w śnieg.
Elsa i Ania zachichotały. Rozległ sie jeszcze inny śmiech. Kogoś, kto z całą pewnością nie był tam od początku.
- Hej Jack... - powiedziała Ice otrzepując się ze śniegu.
- O wilku mowa... - przeciągnęła Elsa wzdychając. Mimo wszystko nie odwróciła się w jego stronę, co było może niekulturalne, ale nie miała ochoty go oglądać.
- Witaj Ice, cześć panienki, których imion nie dane było mi poznać! - powiedział i z żartem skłonił sie przed nimi.
Przyjrzał się Elsie, która na początku nie była podobna do siebie przez inny ubiór i fryzurę. Jego dumny uśmiech pobladł.
- Tak, znamy się... - odpowiedziała szorstko Elsa uprzedzając pytanie.
- Ja wiem, że się znamy, tylko... - Elsa ze zdziwieniem zobaczyła, ze chłopakowi pojawiają się rumieńce. Tego w zasadzie się nie spodziewała. Wymyśliła trzy powody, których mógł być to skutek. Albo pomyślał,ze skoro "o wilku mowa", ona opowiedziała to reszcie, albo sądził, że więcej je nie spotka albo żałował. To ostatnie raczej odrzucała.
Chłopak przełknął ślinę. W końcu zwrócił się do właścicielki potworków:
- Wiesz Ice, ja ci mogę przyprowadzić Dove i Melfisa. Wiesz, nie musisz dziękować... - wzbił się w powietrze unikając pytań.
- Wracam za minutkę... - powiedziała Ice i w biegu zaczęła biec po powietrzu (jak ktoś oglądał ,,Mój Brat Niedźwiedź" do końca to chyba pamięta moment odejścia Sitki i mamy Kody).
- Ale my i tak musimy już wracać! - krzykneła za nią Ania. Dziewczyna odwróciła się i skinęła głową na znak, że słyszała.
Wróciły na planowany obiad i zjadły go z apetytem. W pewnej chwili, kiedy siedziały przy kominku jeden ze szlachciców podszedł do królowej, otwierając drzwi i po chwili przytrzymując je, bo nie uderzyły z hukiem.
- Wasza Wysokość! - zawołał.
- Tak lordzie D`avienie? - spytała królowa spokojnym głosem, odkładając kubek gorącej czekolady. Wiedziała, ze lord D`avieni histeryzuje z byle powodu, wiec nie przejmowała się niczym.
- Mamy niespodziewaną wizytę z południa! - powiedział. - Królowa Elinor i król Fergus wraz z córką czekają przed wrotami pałacu. - skończył kłaniając się. - Jest jeszcze koń.
- Dziękuję, że mnie powiadomiłeś. Poproś o szybkie przygotowanie komnat i nakrycie do stołu, a także o zakwaterowana konia w najlepszym z możliwych boksów. Osobiście zajmę się gośćmi. Możesz już odejść. - powiedziała, a szlachcic skłoni się niemalże do jej stóp.
Kiedy tylko opuścił komnatę, dziewczęta poleciały się ubrać w odświętne stroje, bo nie wyobrażały sobie siedzenia z gośćmi w ubrudzonych śniegiem i przemokniętych ubraniach. Chwilę potem stały ubrane w swoje klasyczne stroje i czekały na otwarcie wrót.
Wrota zamku otworzyły się i stanęła w nich para królewska i dość oburzona, najprawdopodobniej strojem dziewczyna o jedynym wystającym rudym kosmyku. Była mniej-więcej w wieku sióstr.
- Miło nam was powitać w Arendelle! - powiedziała Elsa.
- Właściwie to my odstawić córkę... - zaczął król, ale królowa skarciła go wzrokiem, a rudowłosa patrzyła ze zdumieniem.
- Chcielibyśmy was prosić, żebyście pozwoliły mieszkać przez jakiś czas naszej nieco zbuntowanej córce u was. Uznaliśmy, że kontakt z innymi dziewczynami poprawi jej zachowanie. - orzekła królowa. - Tak mniej więcej rok.
Elsa była nieco zdumiona,niby one miały wychować swoja rówieśniczkę? No cóż, pomyślała, ze to nawet nie taki zły pomysł, zwłaszcza, ze nie ma wielu koleżanek, podobnie jak Ania.
- Oczywiście...- powiedziała w końcu i spojrzała na rudą. - Jeśli tylko wasza córka wyrazi zgodę. - powiedziała uśmiechając się Elsa, a Ania mrugnęła jej okiem.
- Z chęcią zostanę w Arendelle do następnej wiosny. - powiedziała rudowłosa księżniczka.
- Wiec my wórcimy po ciebie i mamy nadzieję, ze nie wywrócisz królowej i księżniczce szkód w pałacu.- powiedziała, a potem tuląc dziewczynę rzuciła szeptem. - Myślę, ze powinnaś widzieć, jak żyją księżniczka, która nie wznosi buntu i królowa, która stała się nią przedwcześnie.
- Do zobaczenia! Pa mamo, pa tato! - krzyknęła na pożegnanie ruda i pomachała rodzicom, którzy szli w kierunku statku. Drzwi pałacu zatrzasnęły się.
- Hej... jestem Merida... - powiedziała lokowata.
- Miło cie poznać, a ja Ania.
- Ja Elsa. Cieszymy się, że tu jesteś. A teraz bez wstępów...-Elsa powiedziała jak królowa, a potem zmieniła ton na bardziej wesoły. - Pokarzemy ci cały pałac!
Dziewczynie spodobał się pomysł, ale ograniczona możliwość ruchu skłoniła ja do pytania.
- Ale mogłabym najpierw wyjść z tej przyciasnej kiecki? - spytała próbując zrobić cokolwiek, żeby sukienka się nie rozerwała.
Ania i Elsa uśmiechnęły się. Zaprowadziły Meridę do jej apartamentu, który mieścił się obok komnat królowej i jej siostry. Meridzie troszkę zajęło rozpakowanie się, ponieważ jej mama upakowała tyle rzeczy, na zimno, na ciepło, na deszcz co akurat było normalne, ale dwadzieścia sukienek na co dzień to już lekka przesada. Potem wszystkie trzy ruszyły po pałacu rozmawiając o różnych rzeczach. Merida przekonała się, ze mimo faktu iż jej mama opowiadała o powadze, braku różnych niestosownych zwrotów, to księżniczki (no, księżniczka i królowa, ale uznajmy że będę nazywać księżniczki) pozostawały sobą poza różnymi oficjalnymi uroczystościami.
Spodobało jej się w Arendelle. Stwierdziła, ze mogłaby tam zostać. Wprawdzie po całej historii z mamą zamienioną w niedźwiedzicę nauczył ją wielu rzeczy, to jednak dalej była uparta. Dzień do kolacji zleciał im niemal błyskawicznie. Dobrze się rozumiały i bardzo polubiły.
Kiedy nadszedł wieczór, po powiedzeniu "Dobranoc" poszły spać pełne emocji. a przynajmniej Ania i Merida. Elsa siedziała jeszcze przed biurkiem, kończąc ostanie papiery. Zostało ich zaledwie dwa do wypisania. Dotyczyły dni obecności pracowników i podpisania współpracy z Coroną*.
Usłyszała pukanie w okno. Wyjrzała, niemal pewna kto to. Miała rację. Dobrze, że poprzedniego dnia wymyśliła odpowiedzi na jego głupie pytania.
- Kazałam ci się stąd wynosić.- powiedziała obojętnie, wyglądając przez okno.
- Wiem, ale ciągle nie poznałem twojego imienia. - powiedzioną figlarnie.
Elsa przewróciła oczami. Mogła go przebić na wylot strzała z lodu, zamrozić na kość lub wtrącić do lochu za włamanie do królewskiej komnaty. Ale tego nie zrobiła, była zbyt zmęczona, by reagować na jego głupotę.
- Elsa. - powiedziała, bo w sumie co może zmienić fakt czy wie, czy nie wie, jak ma na imię. Tak czy siak by się dowiedział. Jak nie od niej, to od Ani, albo od Ice.
- Elso, chciałem przeprosić. - schylił głowę.
Wow. Taki skruszony Jack to jakaś nowość.
- Nie masz przypadkiem gorączki? - spytała dla pewności.
Kąciki jego ust skoczyły do góry. Nigdy, odkąd stał się nieśmiertelny nie miał gorączki, a poza tym, i tak by ją natychmiast schłodził.
- Nie, nie mam. A chciałabyś, żebym miał? - spytał niby żartem, ale zabrzmiało to całkiem poważnie.
Elsa stwierdziła, ze nie wpuści go do środka, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wylał jej swoje przeprosiny, a ona go spławiła.
*Królestwo z zaplątanych, w polskiej wersji "Korona", ale mnie nazbyt kojarzy się z nakryciem głowy ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Może być? Troszkę długo czekaliście, wiem. Przepraszam.
Buziaki :*
Wasza Venti~
Super ;) czekam na kolejny z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńMasz bardzo fajny styl pisania :3 Zaciekawiasz swoimi rozdziałami, aż się dalej chce czytać! Więc idę czytać, bo chce wiedzieć, co będzie dalej :3
OdpowiedzUsuń