[Z pamiętnika Caroly]
Po za tym, są jednak plusy niewidzialności dla tych co nie wierzą. Spokojnie siadłam sobie na scenie i parę razy nawet stanęłam przy wokaliście (i zaczęłam śpiewać z nim) którego imienia wtedy nie znałam. Wtedy. Potem, kiedy Mikołaj dał mi dostęp do komputera, skończyło się na tym, że cała moja komórka (wzięta z mojego domu, nie mogłam jej tam zostawić...) zapchała się zdjęciami zespołu, piosenkami i tak dalej...
Mam w domu (Mikołaja) jedna ścianę, na której wiszą wszystkie plakaty, jakie tylko udało mi się znaleźć. Ponieważ stary grat, który znalazł mi Zając (chodzi tu o laptop) zepsuł się i nie mogłam się dowiedzieć,gdzie odbywa się następny koncert (nie, nie mamy Wi-Fi). Jack wielokrotnie spoglądał na obwieszoną plakatami ścianę (nie wisiało tam tylko The Vamps, ale i 1D, BTR, 5SOS, The Wanted itp. ale w bardzo małych ilościach). Nie raz mnie pytał, co ja w nich widzę, no, ale nie potrafiłam mu wytłumaczyć. Dałam mu posłuchać jednej piosenki, którą od razu skojarzył - Can We Dance. Co jak co, ale Jack coś tam wiedział i następnym razem wybrał się ze mną na koncert. A jakiś czas potem był październik. 31 października dokładnie... pamiętny dzień, w którym tyle się zmieniło... a właściwie parę dni po zmieniło się więcej, ale rozumiecie.
W Opuszczonej Akademii, opowiadałam El i Punzie bardzo dużo na ten temat i okazało się, że Roszpunka (nie pytajcie skąd, sama nie wiem, w zasadzie, ona i Jack się znali, więc może wychodziła poza Świat Zatrzymany) zna ten zespół i również go uwielbia. El z kolei podchodziła sceptycznie do całego zespołu. W zasadzie, dalej się do nich nie przekonała, ale każdy ma swój gust.
Podczas tej zabawy Caroly z każdym z bliźniaków tańczyła po kilka razy, postanowiła potańczyć trochę z innymi. Pierwszym tańcem na imprezie zaszczyciła drugoklasistę, niejakiego Alfie'go Cleverly'ego** z Ravenclawu (jako jeden z nielicznych przedstawicieli obok Elsy i Roszpunki), więc tańczyła tylko z trzema.
- Będziemy! - odpowiedzieli chórkiem. Był to oczywiście żart.
- Oto cena wyrwania mnie siłą z dormitorium - rzekła z nutką ironii i poszła w kierunku uśmiechającego się do niej Arthur'a.
- Mademoiselle, można prosić do tańca? - zapytał, całując jej dłoń.
Jak na trzynastolatka był niezły w byciu dżentelmenem i prawieniu komplementów. A może to tylko francuskie zwyczaje?
Długo z nim nie tańczyła, bo dopadł ją głos:
- Odbijamy!
Chwilę potem wirowała u boku Lee.
- Wybacz, założyłem się z Flynn'em. - po paru sekundach uśmiechnął się. - Widział, możesz wracać do Arthura - powiedział ciemnoskóry i szatynka znów tańczyła z jego poprzednikiem.
Niestety ponownie usłyszała to przeklęte słowo
Kiedy Caroly zobaczyła, że wylądowała w ramionach swojego przyjaciela, miała ochotę go ukatrupić.
- Jack? Co ty wyprawiasz? - skarciła go.
- Musiałem cię o czymś poinformować - białowłosy okręcił ją.
- O czym? - zaciekawiła się.
- Ten twój Arcio to syn Silver. - Jack uniósł brwi zadowolony z reakcji.
- Poważnie? - dziewczyna obejrzała się w kierunku chłopaka.
- Serio? Mam lepsze sposoby na robienie sobie żartów. Wiesz co? Stwierdziłem, że musimy się wyprowadzić od Mikołaja.
- Dlaczego mówisz "my"? - Car zmierzyła go kilkakrotnie wzrokiem.
- Bo ja nie umiem gotowac, a ty potrafisz zrobić jajecznicę. - szatynka parsknęła śmiechem. - Elsa się zwolniła, spadam! - zawołał i zniknął wśród ludzi.
Caroly długo przyglądała się Gaaverowi.
- Nie podobny do matki. Wcale - stwierdziła i wzięła od przechodzącego obok Flynn'a, który niósł tackę z piciem, kieliszek wypełniony wiśniową oranżadą.
- Tańczysz? - zapytał.
- Piję.
- Inaczej nie będę mógł powiedzieć, że tańczyłem ze wszystkimi dziewczynami...
- Ja ze wszystkimi chłopakami nie tańczyłam. Jedynie z sześcioma i żyję.
- Nie zrobisz mi tego...
- W takim razie radziłabym poczekać, chyba, że chcesz mieć mokrą koszulę...
- Ale to ostatnia piosenka... - Flynn wcisnął przechodzącemu obok Gryfonowi tackę do rąk.
- Wiśniowa oranżada?
- Jesteśmy czarodziejami - uśmiechnął się Flynn. - Zejdzie...
- Wygrałeś - przewróciła oczami.
***
- A tej co? - zapytała Car widząc, że Elsa cała w skowronkach opuszcza Pokój Życzeń po przyjęciu urodzinowym bliźniaków. One były już znacznie dalejRumieniła się i dziwnie zachowywała od początku tego dnia.
- Wyglądasz tak samo, kiedy powie ci komplement - szepnęła znacząco Punzie, kiedy doszły do schodów.
- Kto? - zapytała, udając, że nie wie, a przecież długowłosa specjalnie pominęła słowo "on".
- Oj, Caroly, Caroly, Caroly... - Merida teatralnie przewróciła oczami, zeskakując parę stopni niżej.
- Wybaczcie, muszę uciekać, obiecałam Vicky, że pójdę z nią do profesora Binnsa - powiedziała blondynka.
- Po co? - zdziwiła się Merida.
- Miała oddać jakąś zaległa pracę, czy coś tam - powiedziała i widząc dziewczynę, o której mówiła, pobiegła w jej kierunku rzucając: - Do zobaczenia!
- Vicky i zaległa praca? - szatynka spojrzała ze zdziwieniem na towarzyszkę, a ta jedynie wzruszyła ramionami.
- Meri! Lola! - usłyszały znajomy głos, który dochodził z innych schodów, znajdujących obok.
- Hej George! - zawołała ta pierwsza, kiedy chłopak uporał się ze zmieniającymi miejsce schodami i dotarł do nich.
- Cześć, coś się stało? - zapytała druga. - Tak bez Freda?
- Rozdzieliliśmy się na chwilę - poinformował. - A, nic się nie stało, po prostu ostatnio, jak ja i Fred wialiśmy przed Filchem, znaleźliśmy całkiem fajna miejscówkę niedaleko dormitorium Gryfonów. Co ciekawe, jest tam nawet balkon, którego nie widać z żadnej cześć zamku, jedynie podczas latania na miotle można by go zauważyć. Tylko nikt nie ma czasu tam z nami pójść. Pytaliśmy prawie wszystkich - George zrobił smutną minę, która była na tyle sztuczna, że obie dziewczyny się roześmiały.
- I co, zgodziły się? - znikąd pojawił się Fred.
- Nie mówiły nic, dopiero zapytałem. Znalazłeś kogoś?
Fred przecząco pokręcił głową.
- To jak, idziecie z nami? - zapytał.
Meri i Car spojrzały na siebie.
- Nawet na herbatkę?- zrobili maślane oczka. - Prosimy...
- Dobra, jestem wolna przez jakieś pięć, sześć godzin - powiedziała szatynka.
- W zasadzie mam coś do załatwienia, ale można to odwlec - Merida uśmiechnęła się wesoło.
- Może się jeszcze przebiorę, bo w tym nie jest zbyt wygodnie. - Caroly spojrzała na swoją granatową sukienkę, którą zakładała bardzo rzadko.
- Ja też wolę się przebrać - zawtórowała Merida.
- Okey, ile wam to zajmie? - zapytał Fred.
Dziewczyny spojrzały po sobie.
- Od piętnastu do dwudziestu minut - stwierdziła Caroly, a Merida pokiwała głową.
- Jasne. To jak Fred?
- To jak będziecie gotowe, to zejdźcie do nas do pokoju.
- My do was nie możemy - przypomniał George.
- Wiemy, wiemy...
Cała czwórka dotarła do dormitorium. Car i Mer poszły, jak zapowiedziały, przebrać się. Trwało to trochę więcej, niż dwadzieścia minut. W końcu dwie postacie ubrane w tradycyjne mundurki, uczesane i odświeżone, pojawiły się na schodach. Ku zdziwieniu dziewczyn, bliźniacy czekali w pokoju wspólnym.
- Nareszcie! - zawołali.
- Spóźniłyście się piętnaście minut! - dokończył Fred.
- Tylko? - zapytała szatynka.- Wow, dziwne uczucie widzieć was w innym nastroju niż zawsze!- stwierdziła Mer i cała czwórka ruszyła w kierunku wyjścia.
Rzeczywiście, pokoik znajdował się bardzo blisko dormitorium Gryfonów - parę obrazów dalej, we wnęce między obrazem z jakąś dziewczynką a obrazem z legendarnym rycerzem.
Pomieszczenie wielkości przeciętnego pokoju. Jasne zasłony w bladoniebieskie kwiaty, stoliczek do kawy położony na niesamowicie miękkim dywanie, kilka regałów z ciekawymi książkami, coś w gatunku kanapy/ łóżka. Wiele obrazów pokaźnych rozmiarów i balkon bez oddzielenia drzwiami. Świerże, kwietniowe powietrze wpadało do pomieszczenia, a wiatr delikatnie poruszał białymi firankami przy łuku, który stanowił wejście na balkon.
- Wow... - szepnęły obie.
- Herbata przez was wystygła - powiedział George, wskazując na ekspres do herbaty zrobiony ze zdobionej porcelany.
- Ojej! Zapomniałam zabrać...
- Pójdę z tobą. - zaproponował George i razem z Meridą opuścili pomieszczenie i zamknęli drzwi.
Sekundę potem, Car i Fred usłyszeli zamykający się zamek.
- George?! Co ty wyprawiasz?! - zawołał rudy, podbiegając do drzwi i szarpiąc za klamkę. - Natychmiast otwórz te drzwi!
- Merida! To nie jest zabawne, otwórz nas! - Caroly próbowała pchnąć drzwi, chociaż oczywiste było, że nie dałaby rady ich otworzyć.
- Otworzymy was - odezwał się głos po drugiej stornie.
- Ale po dwóch godzinach! W tym czasie spokojnie możecie sobie porozmawiać, wypić herbatkę...
- Zjeść ciasteczka, a potem po was przyjdziemy! - rozległ się głos George'a.
Usłyszeli jeszcze oddalające się kroki.
- Alohomora! - krzyknęła Car, ale zaklęcie nie poskutkowało.
- Emancipare! - spróbował Fred.
- Portaberto!
- Sezam Materio!
- Waddiwasi! - młotek poleciał w kierunku klamki, a Car i Fred odskoczyli, żeby ich nie uderzył. - Wow, nie wiedziałam, że macie tu młotek!
- Też nie wiedziałem - stwierdził zdziwiony i rzucił jeszcze parę zaklęć, którymi można by otworzyć, wyważyć czy zrobić cokolwiek innego z drzwiami. - Nie mam pojęcia, czym on to zablokował! - krzyknął, rzucił różdżką i zsunął się po drzwiach.
- Trudno. Jak widać, posiedzimy tu trochę - stwierdziła Caroly, nalewając im obu herbaty.
- Przynajmniej w miłym towarzystwie - Fred uśmiechnął się, a Car poszła w jego ślady.
Wzięła do rąk filiżanki i podając jedną z nich Fredowi.
- Nie pij tego!!! - krzyknął chłopak, wytracając jej filiżankę z ręki.
- Już trochę za późno... - powiedziała. - Czy to...?
- Veritaserum - Fred uderzył się w głowę. - Jak mogłem być taki głupi! George musiał to zabrać, jak ostatnio włamaliśmy się Snape'owi do sali. Dlatego ten stary nietoperz był taki wściekły!
Car chciała powiedzieć, że nie był głupi, ale nie wiedziała, czy Veritaserum jej pozwoli.
- To było ustawione! Oczywiście... - powiedziała, mając nadzieję, że nie powie czegoś, czego nie powinna. - To jak, nie odzywamy się przez dwie godziny? - spytała.
- Rozmawiać możemy, ale bez pytań. Jest ryzyko, że moglibyśmy zdradzić jakieś sekrety. Niekoniecznie nasze - uśmiechnął się, żeby nie zrozumiała tego w złym znaczeniu. - Twój ulubiony kolor?
- Niebieski. Ale to pytanie, po za tym, wiesz.
- Raczej nie groźne i tylko sprawdzałem. - Fred wzruszył ramionami.
- A twój ulubiony kolor?
Czyli jednak, chcąc nie chcąc, doszło do pytań. Nie było to dobre, w całej szczególności dla dziesiątki...
***
- Zabiję ciebie i George'a! Żywcem! Co wam odbiło z tym veritaserum?! - wrzeszczała Caroly, kiedy razem w Meridą siedziały w dormitorium tylko we dwie. Parvati i Lavender poszły przed chwilą, a Hermi siedziała z chłopakami (wiadomo którymi, tylko nie wiadomo, gdzie).
- Jakim veritaserum? - zdziwiła się. - Nie podałabym ci tego. Przecież mogłabyś przez to wygadać nasz największy sekret...
- No i właśnie wygadałam! - krzyknęła. - Znaczy, że ty nie mieszałaś w tym palców? - powiedziała spokojniej.
- Mówię, że nie. - Mer zrobiła smutną minę. - Wybacz... to był naprawdę głupi pomysł. A wiec, Fred wie?
- Wie. Ale obiecał, że nikomu nie wygada. Był pod wpływem tego, co ja więc wiesz... - Lola oplotła kolana rękami.
- Przynajmniej możemy mu ufać. Ja nie chciałam źle, Caroly... - ruda położyła rękę na ramieniu koleżanki.
- Wiem... Cały język mnie boli - powiedziała oblizując usta.
- Dlaczego? - Merida zaczęła jej pleść warkoczyk z boku głowy.
- Jeszcze się pytasz? - uśmiechnęła się brązowowłosa. - Gryzłam go z całych sił, żeby nie wygadać, ale ten przeklęty eliksir... - opadła na poduszki, rozwalając warkocz.
- Ej, zepsułaś fryzurę! - oburzyła się ruda. - A w ogóle, co się działo dzisiaj z Anią?
- Pfff... nie wiem. Może wampirka ją pożarła żywcem? A poważnie... nie widziałam jej. Jedynie rano, w dormitorium. Nie było jej na imprezie.
- A była zaproszona? - z racji, że Car była przy ustalaniu listy gości, posiadała te informacje.
- Była - powiedziała wymijająco. - Ale Kristoff nie był.
Obie załapały i już nie kontynuowały tego tematu. Rozmawiały jakiś czas o różnych błahostkach, potem zaczęły śpiewać, w końcu usiadły spokojnie na łóżku rudej i poczęły ponownie rozmawiać.
- Wiesz co? Relacje między ludźmi są dziwne. Jeszcze jakiś czas temu nie przepadałyśmy za sobą, a teraz mogę ci powiedzieć wszystko! - Caroly przytuliła ją z całej siły.
- Ja tobie też. Czyli jednak zawsze można się z kimś dogadać - uśmiechnęła się wesoło.
- Czasami szczerze tęsknię za technologią - brązowooka ściszyła głos.
- Ja się urodziłam bez, ale bram mi PlayStation. - Ruda uśmiechnęła si pod nosem.
- Kochane YouTube! Brak mi cię! Jak bardzo braaaak!
- No bez histerii! Chociaz, w zasadzie, to też mi tęskno. Tylu fajnych YouTuberów...
- Ty tu o YouTuberach, a ja o gwiazdach! - poduszka poleciała w stronę lokowatej.
- W zasadzie... nie żałuję, że Wielka Czwórka opuszczała wielkorotnie świat zatrzymany...
Informacja potwierdzona! Stąd Roszpunka ich zna!
- ..bo gdyby nie to, nie wiedziałabym, co się dzieje w tym prawdziwym świecie. A tak, zostałam maniaczką internetu. Chcę do domu! Odwalić tę całą robotę, w pomaganiu Harry'emu w TT*** i wrócić!
- Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma - westchnęła Caroly. - Może i jest super, ale chciałabym wrócić chociaż na chwilkę. Trochę inaczej to sobie wyobrażałam - powiedziała lekko zawiedziona.
- Czkawka mówił, że Dumbledore planuje nas przenieść jutro rano do maja.
- Którego? - zapytała jej towarzyszka.
- Eeeeeeh, czekaj... dwadzieścia osiem dodać... nie, dwadzieścia dziewięć dodać dwadzieścia dwa... - mamrotała Merida. - Wedle moich obliczem, pojawimy się tu dzień przed twoimi i Flynn'a urodzinami.
- To Flynn też urodził się dwudziestego trzeciego maja? - zapytała nie wierząc.
- Yhym. Zobaczysz, co zaplanowaliśmy z resztą! Mamy nadzieję, że cześć pierwsza spodoba się w szczególności tobie, druga Flynn'owi, a trzecia wam obojgu.
- Kto to planował? - zapytała ciekawa.
- Ja, Jack, Punzie, El, Ania, Czkawka i Kristoff. Bliźniaków niestety, wybacz mi, ani nikogo z tych czasów nie mogliśmy w to zaangażować, ale w trzeciej części imprezy się pojawią.
- Ale mnie zaciekawiłaś!!! - Caroly podskoczyła w miejscu.
- Więcej ci nie powiem. - Merida uśmiechnęła się podle.
[Z pamiętnika Caroly]
Następnego dnia, rano (a była to gdzieś piąta, szósta rano!), Elsa poprosiła jakaś Gryfonkę, o to żeby mnie zawołała. Nie rozumiałam, po co i dlaczego, ale zmęczona i niewyspana zeszłam na dół i zobaczyłam Krukonkę czekającą pod portretem Grubej Damy.
- Mogłabyś pójść ze mną do lochów? - zapytała El.
Odburknęłam coś na wzór "tak" i podreptałam za dziewczyną. Kiedy doszłyśmy, stałyśmy chwile wypatrując jakiejś Ślizgonki/Ślizgona, który/a wracał(a)by do dormitorium. W końcu pojawiła się taka osoba.
- A niech to szlag! - zawołałam na widok czarnoskórego.
- Właśnie po to byłaś mi potrzebna - powiedziała dziewczyna.
Jak zawsze! Nie ma to jak mnie wykorzystać!
- Hej Blaise! - powiedziałam podchodząc po niego.
- Czego chcesz? - powiedział tonem, który sam za siebie mówił "odwal się ode mnie, bo oberwiesz".
- Idziesz może do dormitorium? - zapytałam jak najmilej potrafiłam.
- Nie twój interes - pewnie, gdyby mógł, dodałby "szlamo", ale nie mógł, bo byłam, znaczy jestem półkrwi.
- Proszę, mógłbyś zawołać Jack'a? - zapytałam, czując, że zaraz puszczą mi nerwy.
*Kierunek ------> [KLIK] i linijka(na kompie/laptopie, na telefonie nie sprawdzałam) 15: [KLIK]
**Nie istnieje ;) wymyśliłam, ale nie będziemy się nim raczej zajmować, wiec nawet nie wstawię go chyba do zakładki.
***Turniej Trujmagiczny
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To by było na tyle, nie mam wiele czasu, nie do końca mi to wyszło,nie sprawdziłam, wiec wybaczcie...
Lusia
Jej! jej jej jej jej jej i jej! fajny pomysl z przeplataniem narracji... czekam! :-)
OdpowiedzUsuńJuż nie maogłam sie doczekać wczoraj noe miałam inteetów a tu ptosze wracam ze szkołą i co widze nowy rozdział i skaacze z radości.Hmmm ciekawe dlaczego Elsa taka w skowronkach chodzi z Kackowm a morze za 5 rozdziałów sie pokłucom. Dobra dobra noe rozpisuje sie więcej. Twoja stała czytwlniczka. Layla
OdpowiedzUsuńSoryy z literuwy to miało być jack
OdpowiedzUsuńNominujemy Cię do LA. szczegóły u nas: http://nicojack.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńHejka to ja Layla i chciałbym cie zaprosić na mojego nowego bloga
OdpowiedzUsuńhttp://bloglayly.blogspot.com