No tak. Skoro już chcę to zawieszać, to chciałabym chociaż, żeby was nie zostawiać bez odpowiedzi na pytania. W zasadzie, decyzją jest zamkniecie. Tu macie rozdział ostatni / przedostatni. Zdecydowałam się to napisać dość spontanicznie. Mam nadzieję, że wam się to spodoba. Oczywiście większość wydarzeń, które będą tu opisane, miała dziać się rozdziałami. Jeszcze się z wami nie żegnam. Wrócę z epilogiem lub następnym rozdziałem.
Nie przedłużając, możecie spokojnie oddać się w prawdopodobny koniec tej historii...
~~~~~~~~~~~~
Francja, 2020 r.
- Dawno, dawno temu, dziesięcioro nastolatków przeniosło się w czasie. Zatem pan Sylvain Xander nie jest pierwszym. Badania donoszą, że już wcześniej, w XX wieku doszło do naruszenia praw czasu z pomocą pewnego urządzenia. A nawet, twierdzi się, że użyto podróży w czasie w roku 1972! - mówiła nauczycielka.
Znajdowali się w sali lekcyjnej. Trwała lekcja historii klasy piątej. Byli tu po prostu przypadkiem. Usłyszeli, że opowiadają o podróżach w czasie i usiedli posłuchać. Siedzieli pod osłoną niewidzialności (każdy z osobna) tak, że mogli widzieć i słyszeć tylko siebie nawzajem. Nie tylko nauka osiągnęła wielkie postępy, ale i magia.
- Mówi się, że ta dziesiątka potrafiła uprawiać magię, ale zapewne był to wymysł ludzi, którzy nie potrafili posiąść ich inteligencji i zwyczajnie nazmyślali.
- Ona nie umie opowiadać! - zbulwersował się Jack. Aż trudno uwierzyć, że ma dwadzieścia cztery lata.
- To sam opowiedz! - roześmiała się Merida.
- Zobaczymy, czy cię usłyszy... - Roszpunka parsknęła śmiechem.
- Naprawdę chcecie, żeby on opowiadał? - do sali lekcyjnej wkroczyła Caroly.
- No to ty nam opowiedz - przytulił ją Arthur*. Skąd on się wziął? Dowiecie się potem.
- Nie, ja nie - pokręciła przecząco głową. - Proponuję to Elsie.
- Co? - zdziwiła się wyżej wspomniana.
- No hej, twoja i Jacka historia była bardzo ważnym elementem naszej historii! - stwierdziła Mavis.
- A może Ania? - zaproponowała Elsa.
- Byłam tylko powierzchownie przy ratowaniu świata!
- Ma rację... - dodał Kristoff. - Ja też. A Czkawka? Skoro Elsa nie chce?
- Ja? Nie, moja historia jest zbyt burzliwa, jeśli chodzi o związki...
- A moim zdaniem - wtrącił się Flynn. - Powinniśmy to opowiedzieć razem.
- Okey! - zawołała długowłosa. - Zaraz po pierwszym kwietnia, kiedy to Jack nareszcie się znalazł... bo poleciał tak sobie bez zapowiedzi do Nibylandi i wszyscy go szukali! - spojrzała na przyjaciela piorunującym wzrokiem. - ... polecieliśmy na urodziny Caroly i Flynn'a!
- To była niezła impreza! - zawołał Flynn.
- Tak, jeszcze raz wam wszystkim dziękuję... dziękujemy! - zawołała wyżej wspomniana.
- Nie ma za co! To wcale nie było aż takie trudne, wiesz? - uśmiechnął się Czkawka na wspomnienie swojej gry na gitarze basowej.
- Oj przestańcie! Jest za co dziękować! Dzięki temu dowiedziałam się, że Jack w ogóle potrafi śpiewać!
- No widzisz! Każdego dnia dowiadywałaś się czegoś nowego! - uśmiechnął się białowłosy.
- Wróćmy może do opowieści, bo nasi słuchacze się zanudzą! - wtrąciła się Ania.
- No to... - zaczęła Caroly, wciąż się śmiejąc. - Potem znów nas przeniesiono, tym razem na wakacje!
- A ty pojechałaś do Nory! - Merida dźgała ja w brzuch. - Zdrajca!
- Dostałam zaproszenie. - Odpowiedziała spokojnym głosem. - A więc, pojechałam do Nory i było cudnie!
- Ej, bo będę zazdrosny - zażartował Arthur.
- Już się pogodziłaś z... - zaczęła nieśmiało Elsa.
- Tak, a miałam inne wyjście? - zapytała smutno, ale potem uśmiechnęła się. - Przecież wiedziałam, jak to się skończy. Ale to nie jest miejsce na to. To prawie na końcu!
- W każdym razie, jak ona była w Norze, a była tam tylko do przyjazdu Harry'ego, to my mieliśmy w Akademii bardzo ciekawie!
- Tak, jasne Flynn. Bardzo! Szczególnie, jak włóczyłeś się po strychu w środku nocy, a potem piszczałeś jak dziewczynka! - zaśmiała się Mavis, a cała reszta z nią.
- To już nie moja wina! Zaatakował mnie nietoperz... - odparł urażonym tonem.
- W każdym razie, całe wakacje mieliśmy potem dla siebie. Odwiedziliśmy Lyon, gdzie spotkaliśmy ciebie - Merida wskazała ręką na Arthura.
- Spotkaliście mnie, a potem wróciliście do domu, Akademii znaczy - potwierdził Gaaver.
- Taaak... a potem była wycieczka po terenie za akademią... - Elsa przypomniała sobie, co zobaczyła wtedy w źródełku...
{Retrospekcja}
Jej oczom ukazał się zamglony obraz sypialni. Były tam dwie postacie. Jedna na usiadła na łóżku, a druga na ziemi, w kuckach.
Zobaczyła,
że to ona jest tą dziewczyną na łóżku, którego pościel była barwy
kremowej. Ktoś trzymał jej twarz w dłoniach i delikatnie gładził. Była
starsza od obecnej siebie. Miała może ze dwadzieścia cztery lata. Jej
starsza wersja spojrzała niżej, na zaokrąglony brzuch. Czy to oznacza,
że...? Tak, Elsa z wizji jest w ciąży, ale obecna El widziała jedynie
dłoń jej partnera. Potem obraz rozświetlił się i zmienił miejsce wizji.
Ukazały jej się dwie dobrze znane postacie. Jack i Caroly, mająca w
wizji lat siedemnaście na oko. Stali tyłem do niej i patrzyli na
zakryte białą pościelą łóżko. Pod prześcieradłem zapewne leżała jakaś
martwa osoba. Na pościeli można było dopatrzeć się paru plamek krwi.
Wtedy perspektywa się zmieniła i zobaczyła twarze przyjaciół, których
stan można określić jako bardzo zły. Oboje gorzko płakali, a szatynka z
trudem łapała kolejne oddechy ściskając fragment koszuli białowłosego.
Pełni smutku, roniąc potoki łez, wtuleni w siebie... ale zaraz, Caroly
trzyma noworodka... Kto leży zakryty prześcieradłem? Sceneria zamieniła
się na wnętrze kaplicy, w której została koronowana. Leżała tam trumna.
widok osoby w niej przeraził El nie na żarty. Zobaczyła swoje jeszcze
bledsze lica, sine usta, włosy falującą kaskadą opadające na ramię.
Ubrana w jasnoniebieską suknię na swoją ostatnią podróż.
Zatem
umrze przy porodzie? Ale... kto jest ojcem dziecka, które trzymała jej
przyjaciółka? Trumna zamknęła się i białe smugi światła ukazały kolejny
widok.
Ta sama dwójka stojąca na cmentarzu. Nagrobek Elsy,
pod którym stali głosił, że zmarła 14 października 2021 roku,
przezywając 25 lat. Były tam także nagrobki:
- Roszpunki (2 kwietnia 2054 r., 58 lat),
- Flynn'a (3 lipca 2052 r., 56 lat),
- Czkawki (6 maja 2016 r. 20 lat),
- Meridy (17 stycznia 2064r., 68 lat),
- Ani (11 grudnia 2056, 56 lat),
- Kristoffa (4 sierpnia 2055, 60 lat),
- Mavis (28 luty 2015, 119 lat),
która najpewniej zginęła z czyichś rąk, bo jako wampirzyca powinna być nieśmiertelna...
...i wielu, wielu innych znajomych nazwisk.
Sama
wyliczyła wiek przyjaciół, na podstawie roku urodzenia. Policzyła tyle,
ile lat skończyli, lub skończyliby w danym roku. Nie wszystkie daty
urodzenia pamiętała, zwłaszcza, ze teraz liczył sie czas, bo daty mijały
dość szybko.
Podczas, gdy Car mamrotała coś do nagrobka
Elsy, Jack machnął różdżką i na każdym z nich pojawiła się wiązanka z
lodowych kwiatów. Dopiero teraz Elsa zrozumiała, co muszą przeżyć jej
nieśmiertelni przyjaciele. Nawet, jeżeli ta historia nie jest prawdziwa,
to przecież i ona, i reszta prędzej czy później umrą. A Caroly i Jack
wciąż będą żyć...
Cena nieśmiertelności - utrata bliskich
osób. Znała ten ból, kiedy odeszli jej rodzice, ale stracić wszystkich
przyjaciół i widzieć, jak się starzeją i umierają, podczas, gdy samemu
jest się ciągle młodym i nieśmiertelnym? Ona nie umiałaby tego przeżyć.
Następny
obraz przedstawiał co innego: Caroly czesząca dziewczynkę o platynowych
włosach. Skończyła właśnie zaplatać jej warkocz. Mała spojrzała w
lustro i El ujrzała swoją małą kopię. ,,A więc to moja córka...".
- Wyglądam jak mama, prawda? - zapytała dziewczynka, oglądając zdjęcie Elsy z Hogwartu.
-
Tak, kochanie, wyglądasz dokładnie, jak twoja mama - Caroly uśmiechnęła
się blado, a jej oczy zaszkliły się.
Potem blondynka zobaczyła ogródek
przed domem, w którym bawiła się maleńka wersja Elsy, razem z dwójką
niewiele młodszych dzieci. Zaraz... dziewczynka ma brązowe włosy i twarz
Caroly, ale oczy Jack'a. Chłopczyk z kolei na odwrót, a były to
bliźnięta. Czyli oznacza to, że Caroly i Jack zostali małżeństwem...
Następny
obraz całkiem zamieszał jej w głowie. Zobaczyła portret siebie w sukni
ślubnej u boku... Jack'a! Zatem to jego córka... widocznie po jej
śmierci związał się z Caroly.
Obok nich stali jeszcze
Ania i Kristoff, wraz z Flynnem i Roszpunką. Wyglądało na to, że brali
ślub jednego dnia. Pod obrazem stała cała trójka dzieci, która teraz
była już starsza, mieli może po czternaście i jedenaście lat. Oprócz
nich byli sami dorośli, jakaś brunetka o oczach Roszpunki, piegowata
blondynka uczesana w dwa warkocze u boku najwidoczniej brata, który z
kolei miał rude włosy. Potem, zobaczyła, że obok stoją Jack i Lola,
którzy wzięli swoje dzieci za ręce i stanęli, patrząc na wszystkich
stojących pod obrazem. Obie dziewczynki spojrzały na Car ze zdziwieniem w
oczach.
- Dorośli i przestali w nas wierzyć - wyjaśniła brązowowłosa, wkładając włosy za ucho.
Uśmiechnęła się blado i przytuliła je.
Wtedy
wszystko się rozmyło i postacie zastąpiły niebieskie smugi dymu, a całe
otoczenie zaczęło blednąć i niknąć aż do ponownego ukazania tafli
źródełka. Elsa wypuściła ze świstem powietrze. Miała wielką nadzieję, że
to nie będzie prawdą, ale z drugiej strony ta wizja uświadomiła jej to,
że nieśmiertelność wcale nie jest dobra. Dziwnie wyglądał fakt, że
matka jest sześć, siedem lat starsza od
córki, ale tak musiało być... inaczej się nie dało. Podobnie z
miniaturką Elsy - cztery lata młodsza od ojca... i w końcu różnica się
zatrze, bo skoro wzrost Car ustał w wieku siedemnastu lat, to dzieci
będą rosły tak samo. Może z wyjątkiem jej córki, bo ma geny
śmiertelniczki.
{koniec retrospekcji}
Wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Nikomu nigdy o tym nie powiedziała. Ale napis na nagrobku Czkawki głosił, ze zmarł w 2016 roku, natomiast Mavis - 2015r. A zatem musiało to być błędne, bo wciąż żyją. A w dodatku, Jack i Caroly się starzeją! Ale cześć tego jest prawdziwa...
- Tak, dobrze, że do tej przeklętej Opuszczonej Akademii nigdy nie wrócimy! - stwierdziła Ania.
- Lola, pamiętasz ten szok, kiedy okazało się, że na peronie w drodze na drugi rok, stała kopia Holly? - przypomniała sobie Elsa.
- Oczywiście, razem z mamą i tatą! Rzecz jasna, Holly i Luke! - uśmiechnęła się brązowowłosa.
- Ciągle nie może przejść mi przez głowę, że znaliście rodziców moich i Mariette! - Arthur pokręcił głową.
- Ba, znałam, ja się przyjaźniłam z twoją mamą! - zawołała Mavis.
- A ja wręcz przeciwnie, do czasu, aż mnie uratowała przed utonięciem, razem z Holly. Wracając, drugi rok przemknął tak szybko, że nim się obejrzeliśmy, były znów wakacje...
- Tym razem nie jechała do Nory - przypomniał Flynn.
- Tak, mimo, że ja i Fred się do siebie przybliżyliśmy... - każde wspomnienie rudowłosego było bolesne, ale poprzysięgła sobie, że nie będzie znów płakać. Kiedy wrócili już do swoich czasów, zaczęła otwierać książki HP i dopisywać w nich wydarzenia. Jack bardzo się o nią martwił... ale o tym później, idźmy po kolei.
- Szybko był rok trzeci... - uśmiechnął się Jack.
- ... i ja, Jack, Flynn, Elsa, Car i Arthur musieliśmy iść za karę do Zakazanego Lasu. Każdy miał inną przyczynę. Elsa wylała Jackowi na głowę dzbanek z herbatą - mówiła Roszpunka, a parę osób zaczęło się śmiać.
Tak, to było bardzo ciekawe. Okazało się, że Jack pocałował inną (choć właściwie, to ona jego) i Elsa, będąca wówczas jego dziewczyną, zdenerwowała się i obeszła cały stół Ravenclawu i wylała mu zawartość niesionego dzbanka na głowę.
- Taaak... co zabawne, on też dostał karę, chociaż nic nie zrobił - Elsa potargała włosy białowłosemu.
- A my coś zrobiliśmy? - zapytał retorycznie Artur. - Staliśmy z Caroly tam, gdzie te były różne puchary itp. i pękła szyba...
- ... a to wcale nie była nasza wina - dodała Car, kładąc nacisk na "wcale".
- Za to, zdecydowana wina Flynn'a za podrzucenie żab do dormitorium Ravenclawu! - Elsa wycelowała w niego oskarżycielsko palcem.
- A ty, Roszpunka, co zrobiłaś? - spytał Kristoff.
- Nic takiego. Sprzeciwiłam się Severusowi Snape'owi. - Odpowiedziała blondynka.
- W każdym razie, dziewczyny miały wielką potrzebę pytania centaurów o drogę, ale my twierdziliśmy, ze mamy mapę, wiec nie trzeba. - Odezwał się Arthur.
- Dlaczego chłopcy nigdy nie chcą pytać o drogę? - wtrąciła Roszpunka.
- Bo do tego służy mapa! A dlaczego dziewczyny chcą o nią pytać? - dołączył się Jack.
- Gdybyście umieli się posługiwać mapą i nie trzymali jej do góry nogami, to byśmy szybciej zdołali znaleźć co to tam było, kwiatki czy coś tam - przypomniała Car.
- Nie ma różnicy, w którą stronę trzymasz taką mapę, bo słonko, Ziemia jest okrągła! - odezwał się Flynn.
- Ale jak się idzie w złym kierunku, po tej twojej "okrągłej Ziemi" to się daleko nie zajdzie! - odpowiedziała.
- CISZAAAAAAA! - krzykneła Merida.
- Po za tym, dobrze pamiętam, że ty wtedy "zdradziłaś" Freda? - spytał ostrożnie Jack.
- Nie... Po pierwsze, to ja i Fred nie byliśmy razem, a pocałunek był... - zaczęła się tłumaczyć.
- Przypadkiem. - Dokończył Arthur i odchrząknął.
- Co prawda, miłym przypadkiem... - Caroly cmoknęła go w policzek, na co się uśmiechnął.
- Ale ty i tak potem byłaś z nim. - Przypomniał.
- Wiem... ale ty też sobie znalazłeś dziewczynę! - dodała. - Nie ważne, mniejsza z Zakazanym Lasem i tym, co było dalej na trzecim roku. Na czwartym się zaczęło...
- Pewnie, musieliśmy się ukrywać na arenie i po za nią, by Harry mógł wygrać turniej! - fuknęła Mavis.
- Dokładnie! Mieliśmy wtedy tyle roboty, pilnując, żeby Voldemort przybył dopiero na trzecie zadanie, że nie było czasu na nic! - przypomniała Ania.
- Na wspólne wypady, siedzenie w pokoiku za obrazem, spotykanie się ze znajomymi... - wymieniała Elsa.
- Pamiętam, że Hermiona nas pytała, gdzie my tak ciągle znikamy - zaczęła Merida.
- Nas pytali Vicky i Carter. Ale, udało się! Daliśmy radę! - Roszpunka podniosła triumfalnie ręce, a Flynn objął ją w pasie i usadził na kolanach. - Voldek dotarł dopiero na koniec turnieju!
- Zapomniałaś, że staliśmy się animagami - dodała Caroly. - Chociaż Mavis nie musiała! - uśmiechnęła się do niej.
- Oj tam, chciałam. Nietoperz to cześć mojej natury, a ja chciałam wybrać sama!
- Dlatego zostałaś krukiem - podsumował Jack udając krakanie, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- Caroly została kotem, Elsa gołębicą, Ania wiewiórką, Merida niedźwiedziem a Roszpunka fenkiem - wymienił Kristoff. - Ja psem, Jack gronostajem, Flynn fretką a Czkawka jastrzębiem.
- A Bal Bożonarodzeniowy?! - przypomniała ucieszona Ania.
- Pamiętam, jak Jack mnie zaprosił, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć...
- Czekałbym cały dzień, tylko dla ''może'' - zaśmiał się Jack, cytując piosenkę**, a potem razem z resztą zaśpiewali kawałek refrenu.
- Jednak się do nich przekonałeś! - ucieszyła się Lola.
- Teraz się zorientowałaś? To po co ja się uczyłem sześciu piosenek na twoje urodziny? - dźgnął ją w brzuch. - Przepraszam, my się uczyliśmy... - ogarnął ręką chłopców (tak, Arthur też).
Caroly przewróciła oczami.
- A ja byłam wkurzona na Freda, bo zaprosił Angelinę... - zmieniła temat. - Ale zjawił się mój rycerz na białym koniu... eeee... miotle - uśmiechnęła się i wtuliła w Arthura.
- A najgorsze było to... - zaczęła Mavis.
- ...że mieliśmy już wracać do domu, ale okazało się, ze zostaniemy na wszystkie siedem lat! - Roszpunka opadła ze zrezygnowaniem na Flynn'a.
- Przyznaję, że na piątym roku to zaczęły wykwitać pierwsze romanse w naszej paczce... - odezwał się z uśmiechem Czkawka.
- Oj, pierwsze były dawno, ale te poważniejsze, jeśli ci o to chodziło... - Merida położyła mu głowę na ramieniu.
- O te poważniejsze... ciągle pamiętam, jak Astrid się wściekła, kiedy wróciliśmy... - westchnął.
- Było minęło. Teraz masz mnie - cmoknęła go w usta.
- No tak, już zaczęło się robić poważniej... - Caroly zarumieniła się na samo wspomnienie, a Arthur objął ją ramieniem.
Jack i Elsa przemilczeli tę sprawę, uśmiechając się do siebie. Ich związek opierał się na zrywaniu, wracaniu do siebie, a przy ostatnim zerwaniu, Jack topił smutki w innych dziewczynach. W końcu wrócili do siebie i pozostają w parze nadal. Elsa obracała pierścionek na palcu.
- Na wakacje między piątym, a szóstym rokiem pojechałaś ze mną do Lyonu - odezwał się Arthur do Car.
- Tak, a Fred był baaardzo zazdrosny - przypomniała Merida.
- A potem mnie zostawiłeś - szepnęła Lola.
- Bo nie umiałaś się zdecydować, którego wolisz... - wytłumaczył wymownym tonem.
- Tak, tak, skończmy temat, bo się zaraz zaczniecie kłócić, a tylko tego brakuje przed takim ważnym dniem! - Elsa zaplotła ręce na piersiach.
- Nie ważcie mi się tu teraz kłócić! Koniecznie chcę być druhną! - zawołała Roszpunka.
- Już byłaś u mnie - przypomniała Merida.
- Wiem, ale tu będę świadkową! - odpowiedziała z dumą.
- Sukienki, trzeba przyznać mamy śliczne! - zauważyła Mavis.
- Racja! A wracając do opowieści, to właśnie rok piąty i szósty właściwie najbardziej obfitowały w związki. Nie tylko między nami, ale ogólnie.
- Do tego doszły SUM-y, potem inne rzeczy i w końcu na piątym roku widywaliśmy się rzadko.
- Szósty też szybko zleciał. A siódmy... - Caroly przetknęła ślinę.
- Wciąż nie wierzę, że próbowałaś się zabić... - westchnęła Elsa.
- Gdyby nas wtedy nie było, to nie żyła byś. - Wtrącił Flynn.
- Co ci strzeliło do głowy, żeby wbijać sobie kawałek szkła w brzuch?! - zapytał Czkawka.
- Wiesz, że samobójstwo to szczyt egoizmu? - zapytała Roszpunka.
- Wiem, wiem. Dziękuje wam, bardzo. Ale wiecie, że nie mogłam się pozbierać... byłam w szoku... zła na siebie, że w ogóle chciałam się w to wplatać, choć doskonale wiedziałam, że to się tak skończy. Miałam szczerą nadzieję, ze wrócimy po czwartym roku i nigdy tego nie zobaczę, ale... - zaszkliły jej się oczy. - Tak czy inaczej, musiałam się pogodzić ze śmiercią Freda. Na szczęście, ktoś mi w tym pomógł - uśmiechnęła się przez łzy do Arthura.
- Pamiętam doskonale to, kiedy okazało się, że jesteś Strażniczką Czasu - Jack zmienił temat.
- Zazdroszczę ci tego, że możesz podróżować i odwiedzać wszystkich we wszystkich czasach i nie jesteś w stanie niczego namieszać. - rzekła z podziwem Ania.
- Tak... ale nie korzystam z tego. Boję się znowu ujrzeć go leżącego pod ścianą, przygniecionego głazami na tle walki - parę łez się wylało. - Pozwoliłam Sylvainowi zobaczyć śmierć rodziców i jestem pewna, ze nie będzie chcieć z tego więcej korzystać. A jeśli już, to ja nie pozwolę. Nie możemy dopuścić do podroży w czasie. W zasadzie, to ja ciągle nie rozumiem, jak to się stało, że Arthur jest Obrońcą***.
- Tak wyszło, kochanie... ale bardzo mi to odpowiada - uśmiechnął się, a następnie krótko pocałował.
Jakoś, nikt nie przepadał za nadmiarem czułości w obecności innych.
- Potem, już w naszych czasach Jack mi się oświadczył! W takiej cudownej zatoce! - Elsa rzuciła się chłopakowi na szyję.
- Mnie też zaskoczyły oświadczyny... na wieży Eiffla w Paryżu... - szepnęła rozmarzonym głosem Caroly.
- Ja się w ogóle swoich nie spodziewałam... - zaczęła Merida.- Zwłaszcza po tym, jak pokłóciliśmy się z Astrid myślałam, że to już nie będzie miało szans, a jednak przypłynął statkiem...!
- Caroly, Arthur, gotowi na jutrzejszy ślub? Dzisiaj w końcu wieczór panienski i kawalerski, a my siedzimy i gadamy o przeszłości! Teraz to się przyszłość liczy! - zawołała Roszpunka i przytuliła parę.
Miała rację.
*Tak, ten sam Arthur co w One-Shocie, wyjaśnienia na końcu...
***Chodzi o to, że strzeże Strażniczki Czasu i może dopasować się do każdego z czasów. Wtedy znika z jednego, nie powodując żadnych zmian w innych i pojawia się w następnym, nie naruszając jego harmonii.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zobaczymy. Albo będzie jeszcze rozdział ze ślubem/wieczorami kawalerskim i panieńskim, albo po prostu wstawię epilog. Mam nadzieję, że możne być. Jak macie jeszcze jakieś pytania, to pisać. Odpowiedzi w następnym lub epilogu.
No, jeszcze się nie rozklejam, bo widzimy się w epilogu/rozdziale 31.
Wasza na zawsze...
Lusia