środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 27 "Nie taka Ślizgonka straszna, jak ją malują"

 ,,Konieczność łamie wszelkie prawa"  

- V. "Mafijny Menedżer"

 - Właśnie, wy - powiedział.
 - Przede mną tego nie ukryjesz! - triumfalnie splotła ręce.
 - Czego? - Jack podniósł na nią wzrok.
 - Tego, że jesteś zazdrosny.
      Chłopak coś tam mruknął pod nosem, kładąc twarz w splecionych na stole ramionach.
 - Czy to znaczyło "tak"? - zapytała, szturchając go.
 - Może... - burknął.
 - Możesz mi się wygadać. Nie będę się śmiać, obiecuję - położyła rękę na sercu.
 - Wiem, że nie będziesz.
   Te krótkie odpowiedzi były tak irytujące, ze cudem powstrzymała się od zakończenia rozmowy i wyjścia z mocnym trzaśnięciem drzwi.
 - Może ci pomóc?
 - Nie drąż tematu.
  "Ale ja wcale nie drążę tematu!!!"
 - Jack...
 - Słuchaj - wszystko było na dobrej drodze, żebyśmy się wreszcie zaprzyjaźnili. Liczyłem na to. Ale oczywiście pojawia się ktoś, z kim ona zaczyna chodzić, całkowicie olewając mnie. Była dobrą koleżanką, a teraz jest znajomą. Rozumiesz, o co mi chodzi? - zapytał.
 - Tak, wiec teraz ty chciałbyś, żeby ona była zazdrosna - podsumowała, opierając brodę na dłoni.
 - Yhym. Tylko gdzie ja znajdę dziewczynę w parę godzin?
 - Wyrób sobie kaloryfer.
 - Cha cha, bardzo śmieszne - białowłosy splótł ręce na karku.
 - No ale ty tam nic nie masz!
 - Jasne, bo ciekawe, skąd to niby wiesz! - skrzyżował ramiona na piersiach.
 - Gdybyś chodził po domu w koszulce, to na pewno bym tego nie wiedziała.
      To zdanie wywoałało u nich obojga śmiech. Brzmiało głupio.
 - Z resztą... za niedługo ich związek i tak się rozpadnie, bo przecież wrócimy do...
 - ...naszego Hogwartu - dokończył za nią.
     Chwilę później Jack wpadł na niemal genialny pomysł i spojrzał w półuśmiechu na towarzyszkę. Caroly obejrzała się w zdziwieniu za siebie.
 - Moment, ale dlaczego ty mi się tak przyglądasz...? A... O nie! Nie! Nie ma takiej opcji! Nie będę pomagać w rozbiciu związku mojej przyjaciółki, ponieważ...
 - Jestem twoim NPNZ... Car, proszę... - przytulił ją i zaczął głaskać jak pupilka po głowie. - Proszę... proszę... proszę, proszę, proooooszę...
 - A co ja kot jestem żeby mnie głaskać? - wyrwała się z uścisku.
    Zobaczyła maślane oczka Jacka i spoglądała raz na niego, raz na Elsę i Syriusza.
 - Obiecuję, że cię z kimś zeswatam - powiedział, kładąc znaczący nacisk na "kimś".
 - Sama potrafię się zeswatać - powiedziała obrażona.
 - Nie bądź taka... jesteś świetną aktorką!
 - Eeeeeeee... emmmmm... czy ja wiem... noooo... eh, niech ci będzie - powiedziała opadając na stół.
 - Dzięki! Dzięki! Dziękuję!!! Jesteś kochana! - przytulił są z taką siłą, ze ledwo mogła oddychać.
 - Ale w ogóle czego oczekujesz? Trzymania się za ręce, "sweetaśnych" uprzejmości... ale z góry mówię, że całować cie nie będę - machnęła rękami coś na kształt litery "x".
 - W porządku - Jack uśmiechnął się dumnie.
 - Ej, a tak wracając do Vicky, to ciągle nie rozumiem, dlaczego podawała fałszywe nazwisko!
 - W zasadzie i tak wiemy o tym ja, ty i Carter. Gdybyśmy nie znaleźli tego listu, to byśmy nie wiedzieli.
 - Powszechnie znana jako panna Laurents, na prawdę wcale nie nazywa się Laurents. Rzekoma córka Rufusa i Tamary oraz siostra Martiny...

Kilka dni po Nocy Duchów, w 1991 roku...
    Caroly i Jack szli właśnie na spotkanie z resztą w pokoju za obrazem. 
Wtedy minęli się z Vicky, której upadło sporo papierów. Dziewczyna naerowo poszukiwała jakiejś kartki między innymi. Wśród nich zauważyli kopertę, możliwe, z eo nią chodziło.
 - Vicky, to chyba twoje... - Jack podał jej kopertę, dosyć starą. 
Cofnął jednak rękę, kiedy przeczytał do kogo jest. Pieczęć wybita była na kształt dużej litery "V".
 - ,,Victoria Vayne (Laurents)"? - zapytała Caroly analizując litery. - Dlaczego pisze Vayne?
     Rudowłosa wyglądała na zmieszaną. Długo nie wiedziała co ma powiedzieć i wodziła wzrokiem od Jack'a do Caroly. W końcu wypuściła powietrze ze świstem.
 - Nie ważne...
 - Ważne! - krzyknęli oboje.
    Victoria podniosła torbę. 
 - Wytłumaczę wam to dzisiaj, po kolacji w Pokoju Życzeń. Zaczekam na was, jeśli nie umielibyście wejść - odpowiedziała i odeszła.
     Było to dziwne, bardzo dziwne. Jednak nie pytając więcej, postanowili pójść. Czysta ciekawość.
    Tak jak obiecała, czekała na siódmym pietrze. Weszli do pokoju, który przybrał wygląd wnętrza starego dworku. Trzy fotele, obite czerwonym atłasem, ciemne drewno. Dookoła było wiele różnych regałów, również z ciemnego drewna, jak całe umeblowanie. Kotary były w trzech odcieniach czerwieni, które zachodziły na siebie.
    Vicky zasiadła w fotelu na przeciwko pozostałych dwóch. Odetchnęła głęboko, kładąc nogę na nogę. Oparła się wygodnie co zapowiadało troszkę długą historię. Spojrzała na okno i wpatrzyła się w nie. Każde jej słowo było przepełnione emocjami i niepewnością.
 - Na prawdę nazywam się Victoria Emma Vayne - powiedziała. - Laurents jest nazwiskiem mojej mamy, Emmy. Mój naszyjnik, z literami "L" i "V" otrzymała Emma, od swojej mamy, mojej babci, która dostała go na swój ślub od matki. Babcia również miała na imię Victoria i właśnie jej tożsamość przejęłam. Oczywiście tożsamość po ślubie, bo przed nosiła inne. Nie była czarownicą. Ona była córką Rufusa i Tamary, oraz siostrą bliźniaczką Martiny. Moje rodzeństwo to Meredith Vayne, znana pod nazwiskiem panieńskim babci od strony mamy, Jansed. - przerwała na chwilę. - Obecnie jest na piątym roku, w Slytherinie. Siostra mojej mamy, Kyla wyszła za pana Reeveta i to właśnie jego nazwisko przejął jeden z moich młodszych braci - Troy. Jego brat bliźniak, Ryan pozostał przy nazwisku panieńskim babci od strony taty - Summer. Na szczęście są bliźniakami dwujajowymi i znajdują się w różnych domach - Troy w Hufflepuffie, a Ryan w Gryffindorze. Oboje są na drugim roku. - spuściła wzrok. - Ten list, który znaleźliście wysłała mi Meredith. Był, a właściwie jest prośbą o ujawnienie danych, ale ja nie mam zamiaru się na to zgadzać. Obiecajcie, ze nikomu nie powiecie. Wiecie tylko wy i tylko Carter. Proszę, żeby tak pozostało bo...
    Chciała mówić dalej, ale wtedy zegar w pokoju zaczął wybijać godzinę do ciszy nocnej i zostali zmuszeni wrócić do siebie... i to dla tego ciągle nie wiadomo, dlaczego ukrywa swoje nazwisko. 
        Jack i Lola postanowili jednak się tego dowiedzieć. 

***
      Roszpunka i Elsa oparte o siebie na wzajem usypiały na lekcji mugoloznawstwa. Nauczyciel gadał i gadał i gadał o rzeczach, które były zupełnie bez sensu. Lekcja dłużyła się strasznie. Akurat mugoloznawstwo mieli z Puchonami. Za nimi siedziała Katastrofa. Zmieniła się trochę. Jej skóra nieco wybladła, włosy wyjaśniały, a rudawe pasemka zamieniły się w brązowawe. Oczy zrobiły się jeszcze większe, ale twarz wyszczuplała. Za to w ławce przed nimi siedzieli Kristoff i Czkawka. Prowadziły z nimi konwersację na liścikach. Podawali sobie karteczki niezwykle ostrożnie i tylko wtedy, kiedy nauczyciel był tak pochłonięty nawijaniem, ze zamykał oczy. Nie chcieli tracić punktów. Dwie wzorowe uczennice i dwaj wzorowi uczniowie(no, bynajmniej Czkawka doprowadzał kolegę do porządku). Nie to, co Jack i Flynn. To miedzy innymi dzięki nim Ravenclaw wychodził na prowadzenie, a na drugim miejscu stał Gryffindor. W jeden wieczór wytracili łącznie trzysta punktów Slytherinowi i trafili tym samym na ostatnie miejsce w tabeli. Jeszcze w "swoich" latach starali się aż tyle nie tracić, chociaż oczywiste było, ze wygra Gryffindor. 
W pewnej chwili na ławkę dziewczyn przyfrunęła karteczka z pismem Czkawki.
Kiedy koniec lekcji?
Nie wiem, nie mam zegarka. Elsa też nie.
Trudno. Wiecie, co mi mówiła Merida?
Co takiego?
...że widziała, jak Jack i Caroly trzymają się za ręce
No sory, ale bym chyba wiedziałabym, że ze sobą chodzą. A tak po za tym, jakoś sobie tego nie wyobrażam... Elsa mówi to samo.
To jej powiedz, że sama nie chciała długo powiedzieć, nawet tobie czy Car, że chodzi z Syriuszem"
Twierdzi, że to co innego, ale w zasadzie ja się z tobą zgadzam.

 - Co mu wysłałaś? - zapytała Elsa, która nie zdążyła przeczytać.
 - Że myślę tak samo.
 - Czyli?
 - Że to bardzo możliwe. Ty przecież też nam nie powiedziałaś, a to dokładnie to samo - odpowiedziała Roszpunka.
    Kolejna karteczka dotarła na ławkę.

Zapytam Meridę, a Elsa niech zapyta Anię. Mogą coś wiedzieć. Wam powie na pewno, ale różnie bywa z tym spotykaniem się na korytarzach. Ostatnio widziałem Lolę dwa dni temu...
Okey... może uda mi się ją gdzieś złapać.

       Jakiś czas po nareszcie zakończonej najnudniejszej lekcji w tym roku, Elsa stwierdziła, ze preferuje rok szkolny 1991/1992. Oczywiście, może uczył ich Qiurrell, ale tak po za tym, to rok leciał szybko, nauczyciele byli całkiem w porządku (nie licząc Snape'a) i nawet mili... (nie licząc Hooch), nie wymagający (nie licząc trzech czwartych)...
   Szybko jednak zmieniła zdanie, spotykając Syriusza. Wyżaliła mu się na temat tej nudnej lekcji. Opowiedziała mu również o podejrzeniach Czkawki i Meridy, dotyczących związku Loli i Jack'a, kiedy to właśnie przypadkiem na nich wpadli.
 - Hej! - przywitała się, a spotkana para zównała z nimi krok.
 - Cześć - odpowiedzieli razem.
 - Podobno wasze relacje się zmieniły... - zaczęła ostrożnie Elsa.
 - Owszem - Lola pocałowała Jacka w policzek.
 - Zostaliście parą? - kontynuował Syriusz.
 - Dzisiaj już oficjalnie - potwierdził Jack.
 - Ojej! Wybaczcie mi! Umówiłam się z Meridą! - zawołała Lola, nagle sobie o tym przypominając.
 - Z Meridą? - zapytała cała trójka, ale tylko Elsa odważyła się dokończyć: - Jakoś sobie nie przypominam, żebyście były szczególnie blisko.
 - Chodzi o... am... prosiła mnie, żebym jej pomogła w pewnej sprawie - odpowiedziała tajemniczo.
 - Dobra, leć, bo się spóźnisz! - dodała przyjaciółka i Caroly poszła machając na pożegnanie ręką.
     Szatynka idąc nad jezioro, zaraz za zakrętem korytarza, w którym pożegnała trójkę, niemal wpadła na Jamesa i Remusa.
 - Hej chłopaki! - zawołała.
 - Gdzie tak lecisz? - spytał James.
 - Tylko nie latanie, mam złe wspomnienia! A tak poważnie, to nad jezioro.
 - W takie zimno? - zdziwił się Remus.
     Dziewczyna wzruszyła ramionami.
 - Ej, wiesz, gdzie jest Syriusz?
 - Za moment zostanie sam z Elsą, ja bym im nie przeszkadzała... - zaczęła.
 - Lolaaa... - James zrobił szczenięce oczy.
 - O no.. DOBRA! - powiedziała z poirytowaniem. - Tam są... - wskazała kciukiem za siebie.
 - Dzięki, baw się dobrze!
     
      Więc chłopcy porwali Syriusza, zostawiając Elsę z Jack'iem.
 - Dziwię się, ze dopiero teraz zaczęliście chodzić - powiedziała Elsa.
 - A co w tym dziwnego?
 - Nie, nic, ale ja po prostu od dawna uważałam, że do siebie pasujecie.
 - Wy z Syriuszem też - chociaż te słowa ledwo przeszły mu przez gardło, wypowiedział je z pozorną lekkością.
 - Dzięki... miałam się pytać, Car mówiła, że jesteś jedyna osobą, która nie ma prawa, ale mimo wszystko wchodzi jej do pokoju kiedy tylko sobie to uwidzi - uśmiechnęła się. - Mówiła prawdę, czy to ubarwiła?
 - W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach tak, ale zapomniała, że jak napisała ,,KATEGORYCZNY zakaz wstępu" to nie wchodziłem. Początkowo potrafiła mnie wykopać, wyrzucić za drzwi, zamrozić i wstawić do mojego pokoju, ale potem przestała, kiedy uznała, ze to nie ma sensu. W dodatku ciągle siedziała z nosem w książce, albo śpiewała, ewentualnie malowała po ścianach.
 - Tak jak Puznie. Ale Lola do ciebie nie wchodziła...
 - Jasne, nie wchodziła, skąd ze znowu! Ona sama bez pukania nie, ale nie ma to jak nasłać kota, żeby mnie obudzić, lub kazać psu wyć przy moim łóżku! - Jack uniósł ręce do góry.
   Elsa zaśmiała się.
 - Podobno miedzy nienawiścią a miłością droga jest krótka - odparła wesoło.
 - A żebyś wiedziała - tyle tylko, że to stwierdzenie odnosiło się bardziej do niej. Z mieszkającą w drzwiach naprzeciwko przyjaciółką nigdy nie pałali do siebie ani miłością, ani nienawiścią. Początkowo znajomi, w efekcie końcowym zostali przyjaciółmi. Można by ich nazwać nawet rodzeństwem... - A jak było z tobą i Syriuszem?
 - No my nie wojowaliśmy. Opierało się głównie na rozmowach, spotkaniach, ale rzadko we dwójkę. najczęściej razem z Roszpunką, albo z Lolą. Potem stopniowo się rozchodziły. Wiesz, twoja dziewczyna ma sporo koleżanek w Gryffindorze i bardzo często ktoś mi ją zabierał. A Roszpunkę często porywał mi zazdrosny Flynn. Więc zostawiali nas samych... a tak od słowa, do słowa w końcu nauczyliśmy się rozmawiać...
 - ... i jak to w romantycznych historiach bywa, zostaliście parą - dokończył Jack.
 - Dokładnie.
      Po raz pierwszy łatwo im było rozmawiać. Po raz pierwszy. Bynajmniej jej, bo jemu kilka odpowiedzi nie chciały przejść przez gardło...

***

     Roszpunka poszła szukać Caroly nad jezioro, jak poradziła jej Elsa. Zastała ją, ale samą. Chodziła po brzegu jeziora, a bynajmniej miejscu, gdzie powinien być. Spod śniegu nie było go w ogóle widać. Spacerowała z uśmiechem od ucha, co jakiś czas uśmiech jednak blednął. Krukonka podeszła do przyjaciółki i przytuliła ja na przywitanie.
 - Co jest? - zapytała. - Co takiego zrobiłaś?
    Szatynka spojrzała na nią nie rozumiejąc.
 - Nie oszukasz mnie. Elsę możesz, jest aktualnie oślepiona, ale nie mnie - powiedziała blondynka.
 - Zabawne. Mówisz mi to, co ja powiedziałam Jack'owi.
 - Taka jest twoja odpowiedź? Słuchaj, ja wiem, nie czytam w myślach, ale wiem, ze wasze chodzenie nie jest na serio. Chociażbyś nie wiem jak chciała, nie umiałabyś. Znam cię, lepiej niż Elsa. Poprosił cię o to, prawda?
    Car nie odpowiadała. Patrzyła na śnieg pod stopami, który cicho zgrzytał przy każdym kroku.
 - Prawda - rzekła w końcu.
 - Dlaczego się zgodziłaś?
 - A muszę odpowiadać?
 - A musisz pytać? Znasz odpowiedź.
 - Tak samo, jak ty - upierała się Car.
 - Caroly... dobra, pobawimy się w "Tak" lub "Nie"?
 - Tak - odpowiedziała.
    Krótkie odpowiedzi jej pasowały. Nie trzeba było się wypowiadać za długo. Mimo faktu, ze zazwyczaj była bardzo rozmowna, nie chciało jej się zbyt wiele mówić.
 - Zgodziłaś się, bo się z nim przyjaźnisz?
 - Tak.
 - On tego chciał, ponieważ... - tu się zatrzymała. - Mogłabyś mi powiedzieć? Na prawdę nie wiem.
 - Bo jest zazdrosny - odpowiedziała. - O Elsę.
 - A ty tak po prostu się zgodziłaś na rozwalanie związku przyjaciółki? - zdziwiła się Roszpunka.
 - Słuchaj, Dumbledore może nas wezwać w każdej chwili. ich związek i tak się rozpadnie.
 - A co będzie, kiedy wrócimy do 1992?
 - Wszystko będzie jak dawniej.
 - Nie do końca, będziesz byłą Jacka.
 - Tyle tylko, ze nie chodzimy na poważnie.
 - Dobra - blondynka zaprzestała starań dowiedzenia się czegokolwiek więcej.
         Jeszcze chwilę rozmawiały o różnych rzeczach dotyczących wszystkiego. Lat 1972, 1974, 1991 i 1992. Znikąd nagle pojawiła się Holly. Dosłownie wystrzeliła z krzaków.
 - Co ty tu robisz?! - Roszpunka odskoczyła, kiedy blond włosa osóbka wypadła z krzewu.
 - Chowam się przed Luke'm - powiedziała dziewczyna, stajać miedzy nimi.
 - Jasne... a ona? - wskazała na podchodzącą do nich Silver.
 - Moi? [dla tych co nie wiedzą, że tak się pisze ,,mła"] - spytała niewinnie dziewczyna.
 - Oui, toi - odpowiedziała Caroly.
 - Nie sądziłam, że znasz ten język.
 - Znam go lepiej, niż ci się wydaje. Jeszcze raz: co tu robisz?
 - Spaceruję, nie wolno? - Silver zrobiła minę niewiniątka.
 - Wolno... - szepnęła Roszpunka.
 - Ej, a możne by tak razem pospacerować? - zaproponowała Holly.
 - No coś ty, ona jest zbyt dumna! - fuknęła szatynka.
 - Jestem zbyt dumna, ale nie będę sie zgadzać z twoją teorią. Cudowny pomysł - stwierdziła cierpko Silvy.
 - Bardzo cudowny - potwierdziła z nosem na kwitnę Lola.
 - Tak, cudny pomysł - dokończyła Roszpunka.
    Gryfonka, Krukonka, Puchonka i Ślizgonka szły równym krokiem, bez słowa. W pewnej chwili coś zaczęło wydawać dziwny dźwięk. Zupełnie jakby... LÓD ZACZĄŁ PĘKAĆ!!!
      Caroly i Roszpunka nie zdążyły zeskoczyć i zapadły się pod kruszącą się taflą lodu. Holly i Silver nie tracąc czasu na przemyślenia rzuciły się im na ratunek. Dziewczyny zniknęły pod lustrem wody. Ślizgonka położyła się na lodzie i spojrzała w głąb szczeliny. Zobaczyła brązowy punkt w jeziorze i wyciągnęła ku niemu ręce, a Holly zrobiła dokładnie to samo.
    Chwilę potem dwie, mokre postacie leżały na zimnym ściegu, trzęsąc się z zimna. Holly i Sliver ponagliły je w pójściu do skrzydła szpitalnego i dały in swoje szaliki. Starały się iść najszybciej jak się dało. Marzły jednak okropnie. Car spojrzała na Sliver, która pomagała jej iść.
 - Dz-dz-dziękuję... - wyszeptała drżącym głosem.
 - Nienawidzę cię, ale nie mogłam dać ci zginąć. Kto by mi wtedy dokuczał? - zapytała.
 - P-prze-przepraszam...
 - Nie przepraszaj. To, że uratowałam ci życie, nie oznacza od razu przyjaźni.
     Obie dziewczyny zaczęły się śmiać.
 - R-rozumiem - odparła Lola. - A-a-ale zawsze m-m-mogłaś ratować ż-życie Roszpunce.
 - Byłaś bliżej. A po za tym, zrobiła to Holly. Nie dam ci tak łatwo zginać.
 - D-dobrze wiedzieć, że k-k-kiedy będzie lato i b-b-b-będziemy leżeć na pomoście, ty n-n-nie wrzucisz mnie do w-wody - uśmiechnęła się, kiedy doszły już do drzwi Hogwartu.
 - Oj, nie byłabym tego taka pewna na twoim miejscu...


http://www.ulubionykolor.pl/images/medium/02012013/20450b80b4c28bc714d12c86b02012013232648.jpg
        Holly i Silver długo czekały na jakiekolwiek wiadomości, chodząc w kółko po przedsionku. W końcu nie wytrzymały ciszy (Holly nie wytrzymała) i zaczęły rozmawiać. na początku sztywno, ale potem już coraz bardziej normalnie. Okazało się ze lubią podobne rzeczy.
         Dopiero wieczorem ktokolwiek mógł odwiedzić dziewczyny. Ślizgonka i Puchonka przesiedziały niemal cały dzień, a do tego czasu przyszła jeszcze Elsa, Flynn i Jack, Merida i Ania, Czkawka, Kfistoff a nawet Mavis. Wszyscy stłoczyli się w przedsionku i czekali, aż pielęgniarka ich wpuści.
   
   Czasami nawet wróg może stać się przyjacielem...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Zawiodłam się na was. Zawiodłam. Ja tu się staram, pisze w każdej chwili, a tu dwa komentarze. Dziękuję, ze chociaż wy cokolwiek skomentowałyście. Tak, wiem 6 dni to trochę długo, ale na prawdę mam życie prywatne, a niektóre blogi piszą np. raz w miesiącu. Po za tym, jest to przedostatni wpis dotyczący 1974 roku. W następnym, pod koniec, wracają do"swoich" czasów w Hogwarcie.
A takie jeszcze pytanko: Czy czytalibyście blog dotyczący tajemnic rodziny Vayne?
Tu macie tak mniej-więcej  o czym by był:

     Mariette (Marie) Mayer i Arthur Geveer to przyjaciele. Ich matki były na jednym roku i po pewnym czasie doszły do linii porozumienia. Obecnie często się odwiedzają. Pewnego wieczora, włócząc się po strychu w domu dziewczyny, Marie i Arthur przypadkiem znajdują stary dziennik przyjaciela jej ojca. Wszystkie strony, na których pisze cokolwiek ważnego, zostały usunięte lub wyrwane. Całe ich śledztwo legnie w gruzach, kiedy wakacje się kończą i Atrhur  musi jechać do Hogwartu, na swój drugi rok, podczas gdy Marie rozpocznie naukę dopiero w przyszłym. Atrthur stale koresponduje listownie z dziewczyną. W szkole poznaje Ślizgonkę, Meredith Jansed, która dziwnym trafem zna jego najlepszego przyjaciela, Ryana Summer'a. Dziewczyna dziwnie się zachowuje i Arthur postanawia ją śledzić... O wszystkim na bieżąco informuje koleżankę. W między czasie zaczynają się święta i wraca do domu. Okazuje się, że Marie dowiedziała się czegoś ciekawego na temat Alexsandra Vayne'a...

Tak, ten watek będzie poruszony tutaj, bo jest dosyć istotny, ale ciekawi mnie, czy by was to zainteresowało. Opowiadania detektywistyczne, prowadzone przez córkę Holly i Luke'a, oraz syna Sliver. Pisane czasami z ich perspektyw, ale rzadko. Akcja w latach szkolnych, jak się domyślacie, 1991/1992, 1992/1993.
    Aha, wiem że była w HP Marietta (ta, co zdradziła GD), ale nie Mariette (wiem, ze podobnie, ale całkiem zapomniałam o tym) i nie maja nic wspólnego.

Tyle, Lusia.

czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 26 "Czas na Holly"

 - Roszpunka! - zawołał Flynn zastając koleżanki rozmawiające z czarnowłosym chłopakiem i równając z nimi krok.
 - Hej! - odpowiedziała dziewczyna. - Flynn, to jest Syriusz. Syriusz, to jest Flynn - przedstawiła ich, a chłopcy podali sobie ręce.
 - Miło poznać.
 - Wzajemnie - powiedział szatyn, a potem zwrócił się do Roszpunki: - Musisz mi z czymś pomóc...
 - Dobra - odpowiedziała.
 - Tylko musisz iść tam ze mną - dodał.
 - Jasne... - odpowiedziała z lekkim zdziwieniem, ale po chwili otrząsnęła się jakby nigdy nic i rzuciła: - To cześć! - pomachała im ręką na pożegnanie.
       Elsa westchnęła. I znów została z kimś sam na sam. A w dodatku był to chłopak. Podobnie z resztą, jak było ostatnio z Jack'iem. Kiedy byli z Roszpunką rozmawiali jakby znali się od lat. O wakacjach, o świętach, o życiu codziennym, o wspólnych znajomych... a teraz? Wątek się uciął. W ciszy doszli z drugiego pietra pod Wielka Salę.
 - Więc... - zaczął Syriusz, przerywając ciszę. - Gdzie idziemy?
 - Nie wiem... Miałam oddać książki do biblioteki, więc możemy iść razem - zaproponowała Krukonka.
 - Mi pasuje, to tak za piętnaście minut, tutaj? Wyrobisz się?
 - Jasne - odpowiedziała.
     Dziewczyna wbiegła szybko do dormitorium za pewną dziewczyną, nie zawracając sobie głowy odpowiadaniem na zagadki. W swoim dormitorium wyminęła się z Roszpunką, która rzuciła jej "A ty gdzie się tak spieszysz?". Dziewczyna odpowiedziała tylko, że jest umówiona. Wybiegła z dormitorium i zaczęła zeskakiwać ze schodów, kiedy uświadomiła sobie, co właściwie powiedziała. A z resztą... Roszpunka to nie Merida.
     W zasadzie Elsa rzadko się gdzieś spieszyła. Było to dziwne i dla mijającej ją Caroly, która rozmawiała żywo z trzema Gryfonkami, wśród których była Lily. Nagle zza rogu wyszła Puchonka. Było to tak nagle, że biegnący Ślizgon (uderzająco podobny do Jacka?) wpadł na dziewczynę i szybko ją przepraszając pobiegł dalej.
   Dookoła latały różne papiery, które poprzednio były trzymane przez dziewczynę. Elsa dostrzegła wśród wyrzuconych w powietrze rzeczy plan korytarzy, przejechany linią ołówka, który również wypadł z rak Puchonki.
 - To chyba twoje - Elsa podała jej kartkę.
 - Dziękuje - odpowiedziała, zbierając razem z Elsą pozostałe papierki.
      Miała włosy sięgające lekko za ramiona, w kolorze jasnego blondu, gdzieniegdzie przeplecione rudawymi pasemkami. Miała duże, modre oczka, które wydawały się zawsze być wesołe. Jej szata była w wielu miejscach pocerowana ładnymi łatkami z literkami, które układały się w napisy.
 - Jestem Holly - powiedziała.
 - Elsa. Szkicujesz plan korytarzy? - zapytała przyglądając się kartce, po której znów zaczęły kręcić się szare linie rysowane przez blondynkę.
 - Tak, zawsze się gubię, wiec potrzebna mi mapa! - odpowiedziała przewracając wesoło oczami. - Wytraciłam już sporo punktów Puchonom przez to spóźnianie, ale dwa razy tyle im... nam nadrobiłam. Nie rozumiem, o co im jeszcze chodzi! - dodała odkładając stertę papierów. na podłogę. - Nie rozumiem po co profesorowi Slughorn'owi aż tyle papierów!
 - Niesiesz to panu Slughotrn'owi? - zapytała Elsa, przytrzymując dziewczynę, kiedy ta omal nie przewróciła się razem z górą dokumentów zasłaniającą jej twarz.
 - Tak, właśnie. Od profesorki od transmutacji. Nie mam pojęcia, jak się nazywa. Nie umiem zapamiętać jej nazwiska... - Holly dmuchnęła w górę, by odgarnąć grzywkę z oczu (a przynajmniej resztki grzywki, o którą Elsa nie miała zamiaru pytać - zdaje się że spłonęła...).
 - Nie tylko ty - odpowiedziała Elsa, która w cale nie wiedziała, pomimo sztucznych wspomnień, jak nazywa się nauczycielka.
 - A wiesz co? Tak się zawsze zastanawiałam, jakby to było nauczać tutaj, w Hogwarcie! - powiedziała i zahaczyła przypadkiem skrajem szaty o jedną ze zbroi stojących na korytarzu. - Znowu?! Dlatego mam tyle kolorowych łatek! - dodała przyglądając się dziurze. - Wreszcie mogę napisać swoje imię! Brakowało mi tylko dziury miedzy "o" i "l"!
  Ta ilość wykrzykników przerażała Elsę. Ta dziewczyna była jeszcze bardziej wesoła niż Caroly w stadium mega ( ale jeśli chodzi o depresję, to Holly zdawała się tak łatwo w nią nie popadać). Elsa o czymś sobie przypomniała.
 - Jeju, muszę lecieć! Zaraz się spóźnię! To do zobaczenia!
 - Papa! Uważaj na siebie!
 
     Elsa znowu biegła. Dotarła na miejsce jednak jeszcze przed Syriuszem. Ucieszona faktem, że się nie spóźniła, oparła się o ścianę. Chłopak zjawił się za niecałą minutę.
 - Sory, że tak długo, ale zatrzymali mnie koledzy... - wskazał głową na grupkę, w której Elsa rozpoznała resztę Huncwotów, którzy z entuzjazmem pomachali Elsie. - Długo czekałaś?
 - Ja się omal nie spóźniłam... wciągnęłam się w rozmowę z pewną gadatliwa Puchonką - powiedziała Elsa, kiedy zaczęli iść.
 - Czyżby ta Puchonka to była Holly Wednesday? - Syriusz zapasał ręce.
 - Holly na pewno, ale nazwiska nie znam - Elsa wzruszyła ramionami.
 - Blondynka, krótkie włosy, oczy wielkości spodków...
 - Tak to ona - uśmiechnęła się. - Znacie się?
 - Tak jakby. Dość często o niej słychać. Jechaliśmy w przedziale obok niej i takiego chłopaka. A wtedy coś wybuchło i cały wagon zleciał się do drzwi przedziału. Łącznie z nami. Wtedy jakiś prefekt, chyba właśnie Puchonów, nazwał ją prawie dziesięć razy po imieniu, a potem coś tam jeszcze powiedział i wyszedł. Wybuch nie był jednak na tyle głośny, żeby słychać go było w innych wagonach. A tak poza tym, to ta dziewczyna sprowadza pecha na siebie, na swoje otoczenie i pech sprowadza się na nią. Dlatego ludzie raczej jej unikają...

***
 - Czyli teraz wracamy do '92? Tak? - zapytała Elsa, zanim Dumbledore znów rzucił zaklęcie.
 - Mam nadzieję, że się uda. O dwadzieścia lat do przodu - powiedział i machnął różdżką...
 Iskry wzniosły się w powietrze, oplatając ich zegarami. Nagle zaczęli przezywać chwile w niewyobrażalnie szybkim tempie. Chodzili, poruszali się i zmieniali położenie. Zwolniło jedynie wtedy, kiedy trzeba było podjąć ważniejszą decyzję.

***

     Jack przeżywał tyle najróżniejszych rzeczy, które rysowały się w jego pamięci w takim tempie, ze nie był w stanie zarejestrować tych wydarzeń, ani osób. Nagle czas stanął i zobaczył bibliotekę i nawijającą Caroly, która w tej oto chwili umilkła.
 - Jack? - zawołała, żeby wyrwać go z zamyślenia.
 - Tak? - zapytał.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała po sobie i po przyjacielu. Była wyraźnie zdziwiona.
 - Ej... nie jesteś za duża jak na dwanaście lat? - zapytał mierząc ją wzrokiem.
 - Miałam cię zapytać o to samo. Znowu coś poszło nie tak - spojrzała ukradkiem na "Proroka Codziennego". - Miałam rację... - powiedziała łapiąc się za głowę. - Zamiast o dwadzieścia, przeniósł nas o dwa - zmarszczyła brwi. - Dlaczego mnie to nie dziwi?
 - Wow, pomylił się o całe osiemnaście lat, ale przynajmniej do przodu - stwierdził Jack.
    Chwile później ją olśniło.
 - Mam czternaście lat! Yay! - ale znów posmutniała. - Nie w tym czasie, co trzeba... - dodała rozczarowana.
 - Nie przesadzaj... z tego co wynika z moich wspomnień, tym razem prawdziwych, ale w tempie razy sto tysięcy klatek na sekundę, świetnie sobie poradziłaś.
 - Ja? Chyba Elsa. Od... - zaczęła myślami kalkulację, odtwarzając wspomnienia w zwolnionym tempie. - Od dwóch dni chodzi z ...
 - Z Syriuszem?! - prawie krzyknął Jack.
 - Skąd wiedziałeś? - zapytała zdziwiona, a potem obróciła się, podążając za jego wzrokiem. - Ach tak...
      Car zobaczyła przyjaciółkę, która szła z chłopakiem "za rączkę", pochłonięta rozmową. Wygladali naprawdę ładnie. Syriusz cmoknął Elsę w policzek, a dziewczyna się zarumieniła.
 Lola uśmiechnęła się na ten widok i odwróciła wzrok, uznała, że nie można im przeszkadzać.
 - Słodko razem wyglądają! - powiedziała.
 - Bardzo słodko - Jack nerwowo nie mógł wytrzymać tego widoku, więc odwrócił się do nich plecami.
Zaczeli kierować się do wyjścia, kiedy Car zobaczyła kogoś jeszcze. Złotowłosa z pełnymi ustami i trochę zadartym nosem. Jej wysoko osadzone niebieskie oczy patrzyły na wszystkich z dumą i pogardą. Slivy. Nie miała z nią dobrych wspomnień. Niestety, ona również ją zauważyła.
 - Witaj Caroly... - odezwała się podchodząc do nich.
 - Czego chcesz, Silver? - odpowiedziała krzyżując ręce.
 - Niczego, chciałam się upewnić, że wszystko z tobą w porządku - powiedziała słodko. - Bo ostatnio jak słyszałam, mocno uderzyłaś się w głowę i poprzestawiało ci się w niej...
 - Naprawdę? - zapytała równie słodko Car. - Miło, że się o mnie martwisz. Chciałam ci życzyć zdrowia,bo podobno podziobały cię kruki. To wyjaśniałoby twoją zdeformowaną twarz... - zamrugała uroczo.
 - Masz szczęście, ze ktoś w ogóle chce się z tobą zadawać - powiedziała blondynka, rzucając spojrzenie Jack'owi. - Ciao! 
     Silvy z dumnie podniesioną głową odeszła.
 - Ciao?!- Jack ze zdziwieniem uniósł brwi.
 - Co to za plugawa żmija! - powiedziała.
 - Widzę, że znalazłaś sobie wroga.
 - Oczywiście! - spolotła rece na karku i wyprostowała się. - Ona jest taka...Cześć Luke!
    Zawołała do chłopaka, który im pomachał. Stał w prawdzie z jakimś jeszcze gościem. Luke posiadał krótkie, blond włosy, które były jeszcze bardziej rozczochrane niż miotła po dziesięciu latach używania (chociaż zazwyczaj wyglądały ładnie, ale to raczej wina "panny katastrofy" z którą się zadaje), za to oczy przypominały dwa kasztany z narysowanym, czarnym kółkiem.
      Jego kolega był z kolei brunetem. Hipnotyzujące, niebieskie oczy, kształtne brwi i coś, co wydawało się znajome. Tylko że Jack i Caroly nie potrafili ocenić, co. Ale było w nim coś znajomego. Bardzo znajomego.
 - Hej Caroly, hej Jack!
 - Co tam? - zapytał Jack.
 - Powoli, ale leci. Nie widzieliście może Holly? - zapytał odkładając książkę na półkę. - Zostawiła torbę na
 - Nie, nie widziałam. Od wypadku z krzesłami nie widziałam - wzdrygnęła się na wspomnienie palących się krzeseł stołu Puchonów.
 - Wydaje mi się, że poszła do Skrzydła Szpitalnego - stwierdził Jack po chwili namysłu.
 - A! To jest Alex - przedstawił Luke.
 - Jestem Alex - zawtórował brunet.
 - A ja Jack.
 - Caroly.
 - Vayne! Mayer! - usłyszeli głos bibliotekarki.
 - Idziemy! - zawołali chłopcy i zniknęli.

***
Jakiś czas później, ,,Gospoda pod Trzema Miotłami"

 - Alex Vayne... Vayne... mówi mi to coś - Caroly stukała paznokciami w stół.
 - Ktoś tak miał na nazwisko... - powiedział Jack. 
 - Hm... to i ja wiem. Vayne... Vayne... Vayne...
 - Vicky Vayne - dokończył Jack, upijając trochę kremowego piwa.
 - No właśnie! - zawołała. - myślisz, że to może być jej ojciec?
 - Możliwe - odpowiedział. Nie był zbyt chętny do rozmowy. - Wiesz, nawet bym nad tym nie myślał. Skoro masz tu ojca Harry'ego i jego matkę, to jest to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza, że i Alex i Vicky są od nas starsi - odpowiedział obojętnym głosem. - Patrz, kto przyszedł...
     Do gospody weszli Elsa i Syriusz.
 - Czyżbyś był zazdrosny? - stwierdziła Caroly karcącym tonem.
 - Ale ona do niego nie pasuje.
 - Ja i Roszpunka twierdzimy inaczej - Caroly uśmiechnęła się i spojrzała na przyjaciela z ukosa.

Ciąg dalszy nastąpi...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć! Wiem, że długo czekaliście na rozdział, ale niestety powstawał dosyć długo. Po za tym, zapraszam do nowej zakładki, tam na górze ;)
i do udziału w ankiecie ;)

Lusia ;)

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 25 "Ciekawe, gdzie jeszcze!? Może od prehistorii?!"

- A ja jestem Syriusz Black - odpowiedział chłopak.
  Dziewczyny pomimo osłupienia, nie pokazały go. To nie ta historia! Miały trafić do 1992, na 22 marca, ale nie 22 marca 1972!!!
 Mimo wszystko udawały, że wszystko jest w porządku... ale nie było. nie chciały uchodzić za wariatki, które twierdzą, że przybyły z XXI wieku!
 - Dokąd idziecie? - zapytał, chowając książki do torby.
 - Do Wielkiej Sali na śniadanie, zaspałyśmy - odpowiedziała Roszpunka.
 - Rozczaruję was - odezwał się Syriusz, kiedy skończył walkę z suwakiem. - Już po śniadaniu. Musze lecieć, to do zobaczenia!
 - Pa! - zawołały chórkiem.
    Kiedy zniknął z pola widzenia, wydały z siebie bezgłośny krzyk i pobiegły na poszukiwanie reszty. W pewnym momencie poczuły jakby uderzyła w nie fala. Nagle wszystkie nieistniejące wspomnienia wezbrały w ich głowy. Zatrzymały się na ułamek sekundy.
 - Pamiętam dokładnie, co wydarzyło się od pierwszego września! - zawołała Roszpunka, zanim wznowiła bieg.
 - O rany! Znowu zapomniałam nakarmić kota! - Elsa złapała się za usta.
 - Ja go nakarmiłam - poinformowała dziewczyna i pociągnęła ją za rękę.
 Biegły szybko do momentu, aż nie wpadły na Flynn'a i Jack'a. Nie dosłownie, ale było blisko.
 - Właśnie spotkałyśmy Syriusza Blacka! - zawołała Elsa.
 - Takiego Syriusza Blacka! - Roszpunka pokazała dłonią niewiele wyżej niż czubek swój głowy.
 - Tak? A znajdź Severusa Snape'a w łóżku obok! - Jack rozłożył ręce.
 - To dopiero musiał być szok! - zachichotała długowłosa, a wraz z nią cała reszta.
    Zobaczyli między ludźmi Caroly, która stała, niczym przetrzymana czerwonym światłem i czekała, aż przejdzie grupka osób. Wtedy podeszła do nich, trzymając wskazujący palec na wysokości barków i powiedziała roztrzęsionym głosem:
 - W moim dormitorium śpi Lily Evans! Przyjaźnie się z nią! Rozumiecie?!
 - My z Severusem nie za bardzo - Flynn z trudem powstrzymał śmiech na nieistniejące wspomnienie Snape'a wysmarowanego pastą.
 - Nie no, to my poznałyśmy młodego pana Blacka! - uśmiechnęła się Elsa.
 - Tu jesteście! - zawołała Merida, wbiegając miedzy znajomych.
Rzuciła się na nich,obejmując ich wszystkich za razem.
 - Dlaczego jesteś mokra? - Jack przyglądał się, jak moczy mu szatę.
 - Wy wylądowaliście w dormitoriach - powiedziała.
 - My w stawie - dokończył cierpko Czkawka, dochodząc no nich. - A tak po za tym, to mijaliśmy właśnie Jamesa Pottera i Remusa Lupina, którzy poszukiwali Glizdogona.
 - A ja właśnie Glizdogona, który szukał ich - odezwał się głos z cienia pod oknem.
Po chwili wyłoniła się z niego Mavis w szatach do Quiddith'a Slytherinu.
 - Jak długo tu siedzisz? - zapytała niezbyt miło ruda, mierząc ja wzrokiem.
 - Nie długo. Wracałam z treningu, dziwnym trafem. - Mavis przewróciła obojętnie oczami i skrzyżowała ręce na piersiach.- A tak przy okazji, Elso, widziałam twoja siostrę i Kristoffa na dworze. Wracali zdaje się z okolic Zakazanego Lasu - powiedziała i odeszła w towarzystwie jakiejś Ślizgonki.
 - Zrobiła się nie do wytrzymania. Na was Slytherin tak nie działa - zauważyła Car, mierząc wzrokiem odchodzącą Mavis i przerzucając go na Flynn'a i Jack'a.
 - My nie jesteśmy w Fanklubie Dracona Malfoya - stwierdził białowłosy.
 - I dobrze! - Roszpunka przytuliła się do Flynn'a.
 - A teraz chodźmy, niech profesor Albus Dumbledore przeniesie nas do jeden dziewięć dziewięć dwa! - zawołała Caroly, obejmując Elsę i Jack'a, kierując się w stronę gabinetu.
 - Tak, już cię tęskno?- zapytała dziarsko Merida.
 - Chwila, a co z Anią i Kristoffem? - przypomniał sobie Czkawka.
 - Skoczę po nich - zaproponował Jack i ruszył na dwór. - I po Mavis...
 - Ja pójdę po Mavis, będzie szybciej.
 - Okey...
Flynn poszedł zatem po czarnowłosą.

       Reszta kierowała się do Dumbledore'a. Tuż przed gabinetem, dogonili ich Flynn i Mavis. Usłyszeli freagmet ich rozmowy: "Rozmawiałam!", "Ale musimy wracać...", "Sami sobie wracajcie!", "A co będzie z Draco, Dafne i Pansy?", "Nie twój interes!"... 
Elsa coś sobie uświadomiła.
 - Moment, a co jeżeli ten Dumbledore nic nie wie o naszej podroży w czasie i uzna nas za wariatów? - zapytała Elsa.
 - Nie wiem, ale mam nadzieję, że nas przeniesie... - odezwała się Merida.
 - Wy przynajmniej nie zawarliście przyjaźni - zaczęła Roszpunka.
 - Gang bliźniaków? - zaśmiał się Czkawka.
 - Nie tylko - uśmiechnęła się dziewczyna. - Brakowało mi porannej pogawędki z Vicky...
 - Mi też... - odezwała się ponownie Elsa, kiedy już weszli do gabinetu.
      Jack wszedł razem z Anią i Kristoffem krzycząc "Dzień dobry!" i wyszedł na czele grupki.
 - Witam - powiedział Dumbledore, odrywając wzrok od Fawkesa.
 - Panie profesorze...
 - My chcieliśmy... powiedzieć, że...
 - Chcieliśmy prosić, żeby przeniósł nas pan do 1992, na 22 marca - powiedział prosto z mostu Jack.
 - No tak. To wy. Każdy, kto miesza w czasie jest świadom we wszystkich czasach, tego co zrobił.
 - Czyli pan o tym wie? - zapytała Caroly, przyglądając się, jak ptak staje w płomieniach.
 - Oczywiście, ale jest pewien problem.
 - Jaki? - zapytali chórkiem.
 - Nie umiem was przenieść - profesor rozłożył bezradnie ręce.
 - ŻE CO?! - oczy Loli przypominały spodki. - Ja MUSZĘ tam wrócić!!! - niewiele brakowało, żeby objęła profesorowi nogi, prosząc na kolanach.
 - I wrócisz - uspokoił Dumbledore. - Ale nie dzisiaj.
 - Dlaczego? - zapytał Czkawka, próbując osuszyć szatę.
 - To, że Dumbledore z przyszłości wiedział, jak to zrobić, nie znaczy, że ja tez wiem. Ja wiem po prostu, co się zdarzyło.
 - To znaczy, że...? -zapytała czytająca w myślach, żeby się upewnić.
 - Musze się nauczyć zaklęcia. Tak, ja też się uczę - dokończył. - Wezwę was, kiedy będzie trzeba.

   Nie byli zachwyceni, ale musieli przystać na takie warunki. Ślizgonka (o imieniu Silvy) porwała Mavis i to w zasadzie dobrze.
 - Oby tym razem było dobrze... - stwierdziła Roszpunka, kiedy szli w kierunku wielkiej sali na obiad.
 - Oby! Ciekawe, gdzie jeszcze, może do prehistorii? - powiedziała z przekąsem Caroly.
 - Tam już nas nikt nie cofnie do Hogwartu i do domu! - pokwitował Jack.
 - Ale ja jakoś tak... nawet zbytnio nie tęsknię za domem - powiedziała Elsa. - Jedynie za Olafem i Sevenem.
 - My też - potwierdziła Ania, wymieniając z Kristoffem spojrzenia.
 - Ja nie mam za bardzo za czym tęsknić - Jack zapasał ręce.
 - A Zębuszka? Piasek? Zając? Ten nieświęty święty? - wymieniała Caroly.
 - Może masz racje... tak trochę...
 - Ja za rodzicami - odezwała się Roszpunka.
 - Ja też... - westchnęła Merida. - Cokolwiek by nie było, to moi rodzice.
 - A ja za jej rodzicami - Flynn wskazał na Roszpunkę.
 - I za Pascalem...
 - Za Szczerbatkiem...
 - Dobra, skończmy się rozczulać! - zarządził Jack.
 - Ja jeszcze tęsknię za widokiem nas dorosłych! - powiedziała Elsa, a wszyscy przytaknęli ze śmiechem.
No tak, już niemal zapomnieli o tym, że istniał inny świat niż Hogwart i Opuszczona Akademia. Z tego, co opowiadali ci, co wrócili na święta, Akademia nabrała barw. Przed świętami podobno dużo pracowali, malowali ściany i ścierali kurze. Wymienili tez ponoć meble. Wspominali również, że zawisła rozpiska, kto śpi w którym skrzydle (bo w wakacje każdy spał, gdzie mu się widziało i było o to bójki). W Zachodnim Flynn, Jack, Caroly, Roszpunka i Mavis a we Wschodnim Elsa, Ania, Merida, Czkawka i Kristoff.
     Na horyzoncie pojawiła się Lily.
 - Cześć wszystkim, Car, poszłabyś ze mną do biblioteki? - zapytała dziewczyna, ściskając w dłoniach książkę.
 - Jasne! - zawołała szatynka. - Wybaczcie...

     Lily porwała Caroly do biblioteki, Jack i Flynn poszli w swoja stronę, Elsa i Roszpunka zagadały się z młodym panem Blackiem, którego ponownie spotkały, Merida i Czkawka razem z Anią i Kristoffem poszli się przejść... i w końcu wszyscy poszli w swoje strony z osobami towarzyszącymi...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział niestety bardzo krótki, ale postaram się, żeby następny był dłuższy. No, niestety, ostatnio(24) było długo, a nawet bardzo długo. Jak widzicie, czekając na ten szablon, zdążyłam zrobić swój nagłówek. Jakby co, to ta na Gryffindorze to jest Lucy Hale (myślałam jeszcze nad Victorią Justice, Laurą Marano... ale nie było zdjęć, które by mi podpasywały). Ma zielone oczy (Caroly brązowe), ale myślę, że tego zbytnio nie widać ;)
To tyle, Lusia

środa, 7 stycznia 2015

Liebster Award !!!

 
 1. Nominacja do LA
 Co to jest Liebster Award ( rozwinięcie LA) jest otrzymywana od innego bloggera za " dobrą robotę", zazwyczaj przyznaje się ją, aby rozgłosić czyjegoś bloga. Zasady są proste: blogger cię nominuje ( powiadamia cię o tym), zadając 11 pytań, na które odpowiadasz, ty nominujesz 11 blogów i także przygotowujesz listę 11 pytań ( oczywiście informujesz autorów blogów). Nie wolno nominować bloga, który cię nominował. 
    Dziękuję za nominację Oliwii Szlufik  http://d-dw-h.blogspot.com/
 
 
1. Długo prowadzisz bloga? 
Nie specjalnie długo, ale  myślę, ze od 10 października to całkiem sporo ;)
 
2. Czy prowadzisz inne blogi? O jakiej tematyce? 
Aktualnie jeden, na który jakoś mi się nie kleją pomysły. Tematyka podobna, ale jest o "młodym pokoleniu" strażników marzeń. Jeden jest formą "wycieczki" i będzie udostępniony linkiem z tego, ale dal obserwatorów. Ale na to poczekacie troszkę ;) powiem tyle, ze do wakacji w Hogwarcie :P
Kiedyś prowadziłam na temat zwierząt, ale do obu straciłam dostęp, a jeden z nich usunięto.
 
3. Romans czy przygoda? ( książka) 
Najlepiej, jak jedno i drugie ;) Jeśli chodzi o same romansy, to czasami są przesłodzone. Przygodowe zazwyczaj są fajne. Mimo wszystko...
preferuję fantasy ;)

4. Co sądzisz o serii " Harry Potter"? 
Cudowna *.* Dorastałam z filmami, a potem czytałam książki, chociaż nie dane mi było przeczytać wszystkich od deski do deski. Za to Hp wiki już tak ;3 Kocham ta serię! Maży mi sie posiadanie naszyjnika "Zmieniacz Czasu" i obym go dostała ;)
Pozdro dla innych fanów ;)
 
5. Skąd czerpiesz inspiracje? 
Z otoczenia i czasami z zastanawiania się nad jakimś serialem/filmem w stylu: ,,Co by było, gdyby..?"
Najczęściej są to jeszcze pomysły z niespełnionych książek,a wierzcie mi jest ich naprawdę dużo. 
 
6. Czy w swoim towarzystwie masz kogoś z kim dzielisz zainteresowania?
 Zależy jeszcze jakie... 
można powiedzieć, ze żyję w dwóch światach ;) Jeśli chodzi o te, związane z pisaniem, to nie za bardzo. Ale za to moje przyjaciółki lubią czytać i czytają moje bzdurki ;) 
Pozostałe zainteresowania w większości podzielają.
 
7. Lato czy zima?
Zima na obrazku, lato w naturze ;) Białe latające coś z nieba, to nie moja bajka... 
 chociaż nie mam nic przeciwko, może sobie latać :P
 
8. Zmieniłabyś coś w sobie?
Najlepiej wszystko z wyglądu...
Ale charakterowo, to lubię sama siebie ;) Może jedynie jestem zbyt uparta, ale tak po za tym, idzie ze mną wytrzymać. A, jeszcze moje "zdolności destrukcyjne...
 
9. Czy masz zainteresowania? Jeśli tak- jakie? 
Śpiewanie...
Rysowanie...
Tańczenie (ale tylko w domu)...
i przede wszystkim pisanie! Nie umiałabym życz nie siedząc z głową w chmurach, myśląc, co by tam jeszcze mogło się wydarzyć...
 
10. Co sądzą twoi przyjaciele na temat twojej blogowej pracy? 
Teoretycznie wie o nim tylko kilka osób. Jedna z moich przyjaciółek czasami coś tam poczyta i często wyraża swoja opinię ;) W charakterystyczny dla siebie sposób... :3
 
11. Książka czy film? 
Ojej... to mam spory problem...
Zależy chyba od czasu. Książki kocham i kochać będę. A filmy oglądam, kiedy mi się nie chce trzymać książki w rękach ;P
Tak więc, książki.

A teraz moje nominacje:
  1. http://jack-and-elsa.blogspot.com
  2. http://straznicymarzen2.blogspot.com
  3. http://magia-jest-w-nas-hogwart.blogspot.com
  4. http://jelsa-po-zmierzchu.blogspot.com
  5. http://froideur-et-amour.blogspot.com
  6. http://jelsa.blog.pl
  7. http://katie-i-ksiaze-piratow.blogspot.com/?m=1
  8. http://jejot.blogspot.com
  9. http://marzenia2.blogspot.com
  10. http://czkawkaastridszczerbatekelsajack.blogspot.com
  11. http://elsaijackfrost.blogspot.com 
jakoś się udało znaleźć jedenaście ;)
A teraz pytania (chyba same dziewczyny piszą, ale na wszelki wypadek...):

1. Kiedy założyłaś/eś swój pierwszy blog?
2. Czy twoi znajomi wiedzą o twojej działalności na blogach? Jeśli tak, to co o niej myślą?
3. Gdybyś miał/a wybrać zwierzę, w które możesz się zamienić, jakie by to było?
4. Czy kiedyś, zanim zaczęłaś/eś prowadzić bloga, zastanawiałaś/eś się, jak to by było, gdybyś miał/a?
5. Ulubiona książka?
6. Ulubiony film?
7. Jak to się stało, że zaczęłaś/eś pisać?
8. Czy chciałabyś/chciałbyś być jedna ze swoich postaci?
9. Czy  któraś z postaci w twoich opowiadaniach odzwierciedla ciebie? Jeśli tak, to która?
10. Istnieje jakaś osoba/postać , którą stawiasz sobie na wzór?
11. Jest coś, czego się boisz, będąc blogerką/erem?

Dobrnęłam szczęśliwie do końca ;) w związku z tym, chociaż rozdziałek chciałam wstawić dzisiaj, wstawię jutro.
Lusia

niedziela, 4 stycznia 2015

Podsumowanie ankiety...

Dobra, rozdział 25 jest jeszcze nie zaczęty. Ciągle trzeźwieję po opiciu się Piccolo :3 Pomysły na niego i rozdziały 26 i 27 mam już od rozdziału 21.Tak czy siak, przejdźmy do sedna sprawy.

I miejsce: Elsa
II miejsce: Jack
III miejsce: Caroly

 A teraz tak:
Co chcecie za pierwsze? 
a) one-shot poświęcony Elsie
b) rozdział (28) jej oczami
c) samotna wyprawa gdzieś tam... (podać, gdzie)
d) historia związana z mocami

Co za drugie?
a) one-shot poświęcony Jack'owi
b) rozdział (28) jego oczami
c) samotna wyprawa gdzieś tam... (podać, gdzie)
d) historia związana z mocami

Co za trzecie?
a) one-shot poświęcony Caroly
b) rozdział (28) jej oczami
c) samotna wyprawa gdzieś tam... (podać, gdzie)
d) historia związana z mocami


Odp. w komentarzach.
i plis, żeby to wyglądało tak:
1. (np) a
2. c
3. d 

Wasza Luśka ;)