- Hej! - odpowiedziała dziewczyna. - Flynn, to jest Syriusz. Syriusz, to jest Flynn - przedstawiła ich, a chłopcy podali sobie ręce.
- Miło poznać.
- Wzajemnie - powiedział szatyn, a potem zwrócił się do Roszpunki: - Musisz mi z czymś pomóc...
- Dobra - odpowiedziała.
- Tylko musisz iść tam ze mną - dodał.
- Jasne... - odpowiedziała z lekkim zdziwieniem, ale po chwili otrząsnęła się jakby nigdy nic i rzuciła: - To cześć! - pomachała im ręką na pożegnanie.
Elsa westchnęła. I znów została z kimś sam na sam. A w dodatku był to chłopak. Podobnie z resztą, jak było ostatnio z Jack'iem. Kiedy byli z Roszpunką rozmawiali jakby znali się od lat. O wakacjach, o świętach, o życiu codziennym, o wspólnych znajomych... a teraz? Wątek się uciął. W ciszy doszli z drugiego pietra pod Wielka Salę.
- Więc... - zaczął Syriusz, przerywając ciszę. - Gdzie idziemy?
- Nie wiem... Miałam oddać książki do biblioteki, więc możemy iść razem - zaproponowała Krukonka.
- Mi pasuje, to tak za piętnaście minut, tutaj? Wyrobisz się?
- Jasne - odpowiedziała.
Dziewczyna wbiegła szybko do dormitorium za pewną dziewczyną, nie zawracając sobie głowy odpowiadaniem na zagadki. W swoim dormitorium wyminęła się z Roszpunką, która rzuciła jej "A ty gdzie się tak spieszysz?". Dziewczyna odpowiedziała tylko, że jest umówiona. Wybiegła z dormitorium i zaczęła zeskakiwać ze schodów, kiedy uświadomiła sobie, co właściwie powiedziała. A z resztą... Roszpunka to nie Merida.
W zasadzie Elsa rzadko się gdzieś spieszyła. Było to dziwne i dla mijającej ją Caroly, która rozmawiała żywo z trzema Gryfonkami, wśród których była Lily. Nagle zza rogu wyszła Puchonka. Było to tak nagle, że biegnący Ślizgon (uderzająco podobny do Jacka?) wpadł na dziewczynę i szybko ją przepraszając pobiegł dalej.
Dookoła latały różne papiery, które poprzednio były trzymane przez dziewczynę. Elsa dostrzegła wśród wyrzuconych w powietrze rzeczy plan korytarzy, przejechany linią ołówka, który również wypadł z rak Puchonki.
- To chyba twoje - Elsa podała jej kartkę.
- Dziękuje - odpowiedziała, zbierając razem z Elsą pozostałe papierki.
Miała włosy sięgające lekko za ramiona, w kolorze jasnego blondu, gdzieniegdzie przeplecione rudawymi pasemkami. Miała duże, modre oczka, które wydawały się zawsze być wesołe. Jej szata była w wielu miejscach pocerowana ładnymi łatkami z literkami, które układały się w napisy.
- Jestem Holly - powiedziała.
- Elsa. Szkicujesz plan korytarzy? - zapytała przyglądając się kartce, po której znów zaczęły kręcić się szare linie rysowane przez blondynkę.
- Tak, zawsze się gubię, wiec potrzebna mi mapa! - odpowiedziała przewracając wesoło oczami. - Wytraciłam już sporo punktów Puchonom przez to spóźnianie, ale dwa razy tyle im... nam nadrobiłam. Nie rozumiem, o co im jeszcze chodzi! - dodała odkładając stertę papierów. na podłogę. - Nie rozumiem po co profesorowi Slughorn'owi aż tyle papierów!
- Niesiesz to panu Slughotrn'owi? - zapytała Elsa, przytrzymując dziewczynę, kiedy ta omal nie przewróciła się razem z górą dokumentów zasłaniającą jej twarz.
- Tak, właśnie. Od profesorki od transmutacji. Nie mam pojęcia, jak się nazywa. Nie umiem zapamiętać jej nazwiska... - Holly dmuchnęła w górę, by odgarnąć grzywkę z oczu (a przynajmniej resztki grzywki, o którą Elsa nie miała zamiaru pytać - zdaje się że spłonęła...).
- Nie tylko ty - odpowiedziała Elsa, która w cale nie wiedziała, pomimo sztucznych wspomnień, jak nazywa się nauczycielka.
- A wiesz co? Tak się zawsze zastanawiałam, jakby to było nauczać tutaj, w Hogwarcie! - powiedziała i zahaczyła przypadkiem skrajem szaty o jedną ze zbroi stojących na korytarzu. - Znowu?! Dlatego mam tyle kolorowych łatek! - dodała przyglądając się dziurze. - Wreszcie mogę napisać swoje imię! Brakowało mi tylko dziury miedzy "o" i "l"!
Ta ilość wykrzykników przerażała Elsę. Ta dziewczyna była jeszcze bardziej wesoła niż Caroly w stadium mega ( ale jeśli chodzi o depresję, to Holly zdawała się tak łatwo w nią nie popadać). Elsa o czymś sobie przypomniała.
- Jeju, muszę lecieć! Zaraz się spóźnię! To do zobaczenia!
- Papa! Uważaj na siebie!
Elsa znowu biegła. Dotarła na miejsce jednak jeszcze przed Syriuszem. Ucieszona faktem, że się nie spóźniła, oparła się o ścianę. Chłopak zjawił się za niecałą minutę.
- Sory, że tak długo, ale zatrzymali mnie koledzy... - wskazał głową na grupkę, w której Elsa rozpoznała resztę Huncwotów, którzy z entuzjazmem pomachali Elsie. - Długo czekałaś?
- Ja się omal nie spóźniłam... wciągnęłam się w rozmowę z pewną gadatliwa Puchonką - powiedziała Elsa, kiedy zaczęli iść.
- Czyżby ta Puchonka to była Holly Wednesday? - Syriusz zapasał ręce.
- Holly na pewno, ale nazwiska nie znam - Elsa wzruszyła ramionami.
- Blondynka, krótkie włosy, oczy wielkości spodków...
- Tak to ona - uśmiechnęła się. - Znacie się?
- Tak jakby. Dość często o niej słychać. Jechaliśmy w przedziale obok niej i takiego chłopaka. A wtedy coś wybuchło i cały wagon zleciał się do drzwi przedziału. Łącznie z nami. Wtedy jakiś prefekt, chyba właśnie Puchonów, nazwał ją prawie dziesięć razy po imieniu, a potem coś tam jeszcze powiedział i wyszedł. Wybuch nie był jednak na tyle głośny, żeby słychać go było w innych wagonach. A tak poza tym, to ta dziewczyna sprowadza pecha na siebie, na swoje otoczenie i pech sprowadza się na nią. Dlatego ludzie raczej jej unikają...
***
- Czyli teraz wracamy do '92? Tak? - zapytała Elsa, zanim Dumbledore znów rzucił zaklęcie.
- Mam nadzieję, że się uda. O dwadzieścia lat do przodu - powiedział i machnął różdżką...
Iskry wzniosły się w powietrze, oplatając ich zegarami. Nagle zaczęli przezywać chwile w niewyobrażalnie szybkim tempie. Chodzili, poruszali się i zmieniali położenie. Zwolniło jedynie wtedy, kiedy trzeba było podjąć ważniejszą decyzję.
***
Jack przeżywał tyle najróżniejszych rzeczy, które rysowały się w jego pamięci w takim tempie, ze nie był w stanie zarejestrować tych wydarzeń, ani osób. Nagle czas stanął i zobaczył bibliotekę i nawijającą Caroly, która w tej oto chwili umilkła.
- Jack? - zawołała, żeby wyrwać go z zamyślenia.
- Tak? - zapytał.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała po sobie i po przyjacielu. Była wyraźnie zdziwiona.
- Ej... nie jesteś za duża jak na dwanaście lat? - zapytał mierząc ją wzrokiem.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała po sobie i po przyjacielu. Była wyraźnie zdziwiona.
- Ej... nie jesteś za duża jak na dwanaście lat? - zapytał mierząc ją wzrokiem.
- Miałam cię zapytać o to samo. Znowu coś poszło nie tak - spojrzała ukradkiem na "Proroka Codziennego". - Miałam rację... - powiedziała łapiąc się za głowę. - Zamiast o dwadzieścia, przeniósł nas o dwa - zmarszczyła brwi. - Dlaczego mnie to nie dziwi?
- Wow, pomylił się o całe osiemnaście lat, ale przynajmniej do przodu - stwierdził Jack.
- Wow, pomylił się o całe osiemnaście lat, ale przynajmniej do przodu - stwierdził Jack.
Chwile później ją olśniło.
- Mam czternaście lat! Yay! - ale znów posmutniała. - Nie w tym czasie, co trzeba... - dodała rozczarowana.
- Nie przesadzaj... z tego co wynika z moich wspomnień, tym razem prawdziwych, ale w tempie razy sto tysięcy klatek na sekundę, świetnie sobie poradziłaś.
- Ja? Chyba Elsa. Od... - zaczęła myślami kalkulację, odtwarzając wspomnienia w zwolnionym tempie. - Od dwóch dni chodzi z ...
- Z Syriuszem?! - prawie krzyknął Jack.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała zdziwiona, a potem obróciła się, podążając za jego wzrokiem. - Ach tak...
Car zobaczyła przyjaciółkę, która szła z chłopakiem "za rączkę", pochłonięta rozmową. Wygladali naprawdę ładnie. Syriusz cmoknął Elsę w policzek, a dziewczyna się zarumieniła.
Lola uśmiechnęła się na ten widok i odwróciła wzrok, uznała, że nie można im przeszkadzać.
- Słodko razem wyglądają! - powiedziała.
- Bardzo słodko - Jack nerwowo nie mógł wytrzymać tego widoku, więc odwrócił się do nich plecami.
Zaczeli kierować się do wyjścia, kiedy Car zobaczyła kogoś jeszcze. Złotowłosa z pełnymi ustami i trochę zadartym nosem. Jej wysoko osadzone niebieskie oczy patrzyły na wszystkich z dumą i pogardą. Slivy. Nie miała z nią dobrych wspomnień. Niestety, ona również ją zauważyła.
- Witaj Caroly... - odezwała się podchodząc do nich.
- Czego chcesz, Silver? - odpowiedziała krzyżując ręce.
- Niczego, chciałam się upewnić, że wszystko z tobą w porządku - powiedziała słodko. - Bo ostatnio jak słyszałam, mocno uderzyłaś się w głowę i poprzestawiało ci się w niej...
- Naprawdę? - zapytała równie słodko Car. - Miło, że się o mnie martwisz. Chciałam ci życzyć zdrowia,bo podobno podziobały cię kruki. To wyjaśniałoby twoją zdeformowaną twarz... - zamrugała uroczo.
- Masz szczęście, ze ktoś w ogóle chce się z tobą zadawać - powiedziała blondynka, rzucając spojrzenie Jack'owi. - Ciao!
Silvy z dumnie podniesioną głową odeszła.
- Ciao?!- Jack ze zdziwieniem uniósł brwi.
- Co to za plugawa żmija! - powiedziała.
- Widzę, że znalazłaś sobie wroga.
- Oczywiście! - spolotła rece na karku i wyprostowała się. - Ona jest taka...Cześć Luke!
Zawołała do chłopaka, który im pomachał. Stał w prawdzie z jakimś jeszcze gościem. Luke posiadał krótkie, blond włosy, które były jeszcze bardziej rozczochrane niż miotła po dziesięciu latach używania (chociaż zazwyczaj wyglądały ładnie, ale to raczej wina "panny katastrofy" z którą się zadaje), za to oczy przypominały dwa kasztany z narysowanym, czarnym kółkiem.
Jego kolega był z kolei brunetem. Hipnotyzujące, niebieskie oczy, kształtne brwi i coś, co wydawało się znajome. Tylko że Jack i Caroly nie potrafili ocenić, co. Ale było w nim coś znajomego. Bardzo znajomego.
- Hej Caroly, hej Jack!
- Co tam? - zapytał Jack.
- Powoli, ale leci. Nie widzieliście może Holly? - zapytał odkładając książkę na półkę. - Zostawiła torbę na
- Nie, nie widziałam. Od wypadku z krzesłami nie widziałam - wzdrygnęła się na wspomnienie palących się krzeseł stołu Puchonów.
- Wydaje mi się, że poszła do Skrzydła Szpitalnego - stwierdził Jack po chwili namysłu.
- A! To jest Alex - przedstawił Luke.
- Jestem Alex - zawtórował brunet.
- A ja Jack.
- Caroly.
Lola uśmiechnęła się na ten widok i odwróciła wzrok, uznała, że nie można im przeszkadzać.
- Słodko razem wyglądają! - powiedziała.
- Bardzo słodko - Jack nerwowo nie mógł wytrzymać tego widoku, więc odwrócił się do nich plecami.
Zaczeli kierować się do wyjścia, kiedy Car zobaczyła kogoś jeszcze. Złotowłosa z pełnymi ustami i trochę zadartym nosem. Jej wysoko osadzone niebieskie oczy patrzyły na wszystkich z dumą i pogardą. Slivy. Nie miała z nią dobrych wspomnień. Niestety, ona również ją zauważyła.
- Witaj Caroly... - odezwała się podchodząc do nich.
- Czego chcesz, Silver? - odpowiedziała krzyżując ręce.
- Niczego, chciałam się upewnić, że wszystko z tobą w porządku - powiedziała słodko. - Bo ostatnio jak słyszałam, mocno uderzyłaś się w głowę i poprzestawiało ci się w niej...
- Naprawdę? - zapytała równie słodko Car. - Miło, że się o mnie martwisz. Chciałam ci życzyć zdrowia,bo podobno podziobały cię kruki. To wyjaśniałoby twoją zdeformowaną twarz... - zamrugała uroczo.
- Masz szczęście, ze ktoś w ogóle chce się z tobą zadawać - powiedziała blondynka, rzucając spojrzenie Jack'owi. - Ciao!
Silvy z dumnie podniesioną głową odeszła.
- Ciao?!- Jack ze zdziwieniem uniósł brwi.
- Co to za plugawa żmija! - powiedziała.
- Widzę, że znalazłaś sobie wroga.
- Oczywiście! - spolotła rece na karku i wyprostowała się. - Ona jest taka...Cześć Luke!
Zawołała do chłopaka, który im pomachał. Stał w prawdzie z jakimś jeszcze gościem. Luke posiadał krótkie, blond włosy, które były jeszcze bardziej rozczochrane niż miotła po dziesięciu latach używania (chociaż zazwyczaj wyglądały ładnie, ale to raczej wina "panny katastrofy" z którą się zadaje), za to oczy przypominały dwa kasztany z narysowanym, czarnym kółkiem.
Jego kolega był z kolei brunetem. Hipnotyzujące, niebieskie oczy, kształtne brwi i coś, co wydawało się znajome. Tylko że Jack i Caroly nie potrafili ocenić, co. Ale było w nim coś znajomego. Bardzo znajomego.
- Hej Caroly, hej Jack!
- Co tam? - zapytał Jack.
- Powoli, ale leci. Nie widzieliście może Holly? - zapytał odkładając książkę na półkę. - Zostawiła torbę na
- Nie, nie widziałam. Od wypadku z krzesłami nie widziałam - wzdrygnęła się na wspomnienie palących się krzeseł stołu Puchonów.
- Wydaje mi się, że poszła do Skrzydła Szpitalnego - stwierdził Jack po chwili namysłu.
- A! To jest Alex - przedstawił Luke.
- Jestem Alex - zawtórował brunet.
- A ja Jack.
- Caroly.
- Vayne! Mayer! - usłyszeli głos bibliotekarki.
- Idziemy! - zawołali chłopcy i zniknęli.
***
Jakiś czas później, ,,Gospoda pod Trzema Miotłami"
- Alex Vayne... Vayne... mówi mi to coś - Caroly stukała paznokciami w stół.
- Ktoś tak miał na nazwisko... - powiedział Jack.
- Hm... to i ja wiem. Vayne... Vayne... Vayne...
- Vicky Vayne - dokończył Jack, upijając trochę kremowego piwa.
- No właśnie! - zawołała. - myślisz, że to może być jej ojciec?
- Możliwe - odpowiedział. Nie był zbyt chętny do rozmowy. - Wiesz, nawet bym nad tym nie myślał. Skoro masz tu ojca Harry'ego i jego matkę, to jest to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza, że i Alex i Vicky są od nas starsi - odpowiedział obojętnym głosem. - Patrz, kto przyszedł...
Do gospody weszli Elsa i Syriusz.
- Czyżbyś był zazdrosny? - stwierdziła Caroly karcącym tonem.
- Ale ona do niego nie pasuje.
- Ja i Roszpunka twierdzimy inaczej - Caroly uśmiechnęła się i spojrzała na przyjaciela z ukosa.
- Możliwe - odpowiedział. Nie był zbyt chętny do rozmowy. - Wiesz, nawet bym nad tym nie myślał. Skoro masz tu ojca Harry'ego i jego matkę, to jest to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza, że i Alex i Vicky są od nas starsi - odpowiedział obojętnym głosem. - Patrz, kto przyszedł...
Do gospody weszli Elsa i Syriusz.
- Czyżbyś był zazdrosny? - stwierdziła Caroly karcącym tonem.
- Ale ona do niego nie pasuje.
- Ja i Roszpunka twierdzimy inaczej - Caroly uśmiechnęła się i spojrzała na przyjaciela z ukosa.
Ciąg dalszy nastąpi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć! Wiem, że długo czekaliście na rozdział, ale niestety powstawał dosyć długo. Po za tym, zapraszam do nowej zakładki, tam na górze ;)
i do udziału w ankiecie ;)
Lusia ;)
Cześć! Wiem, że długo czekaliście na rozdział, ale niestety powstawał dosyć długo. Po za tym, zapraszam do nowej zakładki, tam na górze ;)
i do udziału w ankiecie ;)
Lusia ;)
Jejku, jejku, jejku. Pisz jak najwięcej śmiesznych scen, dialogów z ciętymi ripostami, bo masz do tego talent! :D Syriusz i Elsa... shippuję, ale mniej od Jelsy c:. A może jakiś żarcik Ślizgonów, z którymś z Huncwotów? ;D
OdpowiedzUsuńPisz pisz pisz nie mogę się doczekać nexta! ! Ale wymyśliłaś Syriusz i Elsa hihi miłe zaskoczenie i jeszcze ten zazdrosny Jack 😊 masz talent i pisz tak dalej WENYYYY ŻYCZĘ!!
OdpowiedzUsuńUuuuuuuuuuuuuuuuuu widzę ze pan Frost jest trochę zazdrosny... *chwila namyslenia* kogo ja chce oszukać? On jest baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo zazdrosny :D
OdpowiedzUsuń