czwartek, 30 października 2014

Halloween`owe wydanie specjalne!!! Czyli.. Rozdział 8 "Straszna bajka"

Witam w tu, w tym jakże strasznym przed-dniu duchów i potworów!!!

Życzę wam wszystkim Straszneeeeego Halloween`owego wieczoru, pełnego duchów i potworów(wliczając w to również wampiry, wilkołaki, kościotrupy, zoombiaki i inne potworki)

Ale przejdźmy do opowieści z dreszczykiem ma Halloween`owy
rozdział...


 

 

Rozdział & "Straszna Bajka, cześć I"

 

Ice wracała do Domu Mikołaja całkiem sama. Zawsze tak robiła, ale nigdy w okolicach północy. Ale teraz, w Święto Duchów miała wiele domów do obejrzenia, szczególnie w jednym z brytyjskich miasteczek...
Zatrzymała się przed jednym z domków, gdzie dwóch braci i siostra(podajże trojaczki, bo uderzająco do siebie podobni) oglądali horror. 
Zawsze lubiła opowieści z dreszczykiem, wiec zatrzymała się i ukradkiem weszła do domu. W pewnej chwili, kiedy główny bohater miał zostać zaatakowany przez Płaczącą Lady (głównego ducha filmu "Strasząca na Zamku"), do pokoju wszedł jakiś starszy chłopak. 
- Koniec horrorów, opowiem wam inną historię, która wydarzyła się na prawdę... - powiedział jak gawędziarz. Dzieci zaczęły uradowane piszczeć i zgromadziły się wokół chłopaka. Ice usiadła na szerokim parapecie przystrojonym pajęczynami, uważając, by ich nie zepsuć. W momencie obróciła się, usłyszawszy za sobą szelest.
- Jack? Co ty tu robisz? nie strasz mnie! - powiedziała cicho.
 Chłopak opowiadający historię nie zaczął jeszcze mówić, bo dzieci wciąż go o coś pytały.
- Przyszedłem na coroczne opowieści. To jest Drake, zawsze opowiada straszne historie rodzeństwu,a ja lobię ich słuchać. - potem wskazał na dziewczynę, która właśnie weszła do domu. - To jego dziewczyna, Marta, również opowiada niezłe historie, ale raczej magiczne, niż straszne. - skończył siadając obok niej i za mieniąc się w słuch.
http://images.forwallpaper.com/files/thumbs/list/50/500279__haunted-ship_t.jpg - Było to dawno temu, ale nie na tyle dawno, by ludzie o tym zapomnieli. W naszej okolicy, dwie przecznice od Advender Street, jest stary, opuszczony dom. Znajduje się za jedna z bram, tuż obok starego cmentarza. Dawno temu mieszkały tam trzy siostry. Nie cierpiały tego domu. Zawsze, kiedy rodzice wyjeżdżali, lub nawet, kiedy po prostu wychodzili do pracy, dom stawał się niezwykle straszny.
- Nie chcemy słuchać o nawiedzonym domu! Opowiadałeś nam! - zaprotestowało rodzeństwo zgodnym chórkiem. 
- Opowiadał. - Jack uniósł kąciki ust, czekając, co Drake wymyśli. 
- Historii o przeklętym statku ni opowiadałem? - spytał chłopak, chociaż wiedział, że nie.
- Nie...nie opowiadałeś. - Marta przytuliła go od tyłu i usiadła między dziećmi.
- Więc, legenda głosi, że kiedyś Czarny Pan... 
- Znów Czarny Pan... - skrzywił sie Jack.
- Ciiiii! - uciszyła go Ice ciekawa opowieści.
-  ... pływał statkiem, ale nie takim zwykłym. Był to upiorny statek. Ale nie to jest ważne. Kiedy Strażnicy Marzeń wykurzyli go z tego świata...
- Wow, po raz pierwszy o nas wspomina... 
- Jack! 
- Dobra, siedzę cicho...
- Statek zaginął. Wedle wielu legend i historii opartych na faktach, kiedy statek jest w pobliżu, morze zaczyna zamieniać się w krew. Potem, zawsze za sterem pojawia się bezoki kapitan, który w momencie trzaśnięcia piorunów, które zawsze podążają za statkiem, jak wilki karmione świeżym mięsem. Ze statku rozlatują się nietoperze wielkości człowieka. Zmutowane elfy, które próbowały ratować porwanych ludzi... W kajutach znajdują się szkielety, gnijące ciała i wnetrznosci. - Jack czekał tylko na jeden moment - Statek podobno pływa po Morzu Czerwonym....
Jack chwycił Ice za rękę.
- Idziemy sami sprawdzić? - spytał z uśmiechem.
Ice odwróciła się zszokowana.
- Co? 
- Chyba, że się cykasz... - Jack powiedział nonszalancko, z wyraźną prowokacją.
- Nie cykam się... - wyrwała dłoń z uścisku.
- No to lecimy. Zbieramy innych? 
Ice niepewnie pokiwała głową.

***
- Elsa, chodź! Będzie fajnie! - Ice pukała w okno, w którym stała dziewczyna
 Blondynka patrzyła niepewnie, ale słyszała wszystko.
- To nie ja cie zapraszam. - stwierdził Jack. Chwilę potem, zrozumiał jak to zabrzmiało. - Żeby nie było, że nie chcę, tylko, że ja nie maczam w tym palców!
- No Elsa! - królowa dopiero teraz zauważyła, że jej siostra, Kristoff i Merida również tam są i że latają!  
- Jak wy..?! - spytała, widząc je połyskujące złotym pyłem.
- Magiczny pył z Nibylandii! - zawołała Roszpunka(tak, znały się, ale Jack o tym nie wiedział), która również latała w powietrzu, trzymając swoje włosy w rękach, a Julek, który również pomagał jej w  ich trzymaniu, nie był zachwycony lataniem w powietrzu.
- No, co jak co, ale tylu osób z Jackiem byśmy nie unieśli! - powiedziała Ice odrywając na chwilę dłoń od twarzy, ale cały czas opierając się o witrynę okna, które Elsa w końcu otworzyła.
- Okey, idę, ale najbierw zrobię się troszkę mniej widoczną... - pstryknęła palcami i jej sukienka pociemniała, wraz z makijażem i śnieżynkami we włosach. Zrobiła się tez krótsza, odsłaniając kolana, a buty zamieniła na kozaki, również czarne.
Usłyszeli przerażony krzyk, ale on brzmiał raczej w ten deseń:
"Ułaaahaaaaahaaauałaaa....(chwila ciszy)... i BUM!"
Jack złapał się za głowę. 
- Prosiłem, pilnujcie Czkawki, bo go Szczerbatek porwie! Czy ja wszystko muszę robić sam?! - spytał retorycznie i poleciał w kierunku z którego dochodził głos.
- Tak, miło będzie, jeśli sam zrobi wszystko! - powiedziała przeciągle Ice.
- Polecimy bez nich, znajdą się po drodze! - Ania puściła oczko reszcie.
Elsa stanęła w oknie, a Merida posypała ją magicznym pyłem. 
Roszpunka, Merida, Ania, Elsa i Ice złapały się za ręce. Ice też była pod wpływem magicznego pyłu, bo latanie nie przynosiło dużego zmęczenia, a ona tylko chodziła po powietrzu.
Lecieli zatem w kierunku Morza Czerwonego, a na samym poczatku drogi, zdyszani Jack i Czkawka dogonili ich, zmuszeni niestety biec po ziemi, inaczej Szczerbek by ich zauważył. Kiedy wreszcie go zgubili, tak jak reszta, lecieli, obok Julka, Kristoffa i dziewczyn.
     Po około godzinie (bacząc na fakt, ze Mikołaj zabronił tymczasowo używać  kryształowych kul, bo coś sie z nimi zepsuło i wymagały naprawy, nie mogli wiec zrobić tego w ciągu kilku sekund) dotarli nad brzeg morza. Wzbili sie ponownie w powietrze, uzupełniając braki pyłu. 
- Krew! - krzyknęła przerażonym głosem Roszpunka i przytuliła się do Jula. - Myślałam, że to tylko opowieść! - morze zaczęło się robić czerwone. Nagle spod karmazynowej tafli wyłonił się statek. Usłyszeli złowieszczy śmiech kapitana. Wszyscy zamarli z przerażenia. Myśleli, ze to tylko legenda. 
Ogromne nietoperze leciały w ich kierunku...
- Jest bardzo fajnie! - skomentowała sarkastycznie Elsa stwierdzając, że jeśli ma zginać, niech wiedzą, że ma im to za złe.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak się podobało? Część druga najpóźniej w poniedziałek, ale postaram się na jutro.
Może być? Nie jestem za dobra w pisaniu strasznych historii, a gdybym była, jak sama znam siebie, bałabym się tego, co napisałam ;)
Wasia Venti~
Buuuuuuuuuuuuuuuu!

wtorek, 28 października 2014

Rozdział 7 "Odnawianie starych znajomości"

- Nie, ale nie rób tego chociaż innym. - powiedziała głosem przepełnionym czymś, czego nie dało się określić. Połączenie kipiącej złości, ale i lekkiej nuty przebaczenia. Nie chciała myśleć o tym drugim, ale z drugiej strony, okey, przewinił. Ale czy TAKIE przewinienie może konkurować z próbą zabicia jej, a to przecież próbował zrobić Hans? Wtedy nawet nie była aż tak wściekła, bardziej smutna.  Parapet pokrywał się szronem.
Usłyszała pukanie do drzwi.
-Idź! -powiedziała pewnie - Jak tu zostaniesz, nie tylko ty będziesz mieć kłopoty. Jak masz coś jeszcze, to od szóstej rano do ósmej mogę cie wysłuchać. Potem nie mam czasu na ciebie i twoje przeprosiny -  z pełnym spokojem zatrzasnęła okno(a bynajmniej chciała, ale stojący za drzwiami służący by ją usłyszał).
O, nie służący, Merida.
- Elsa, ja wiem, ze Jack przyszedł do ciebie, ale jak będzie następnym razem, proszę, mówcie ciszej. - Elsa się zaczerwieniła. Żeby tylko nie słyszał jej cały pałac. Skąd ona w ogóle wiem o Jacku?
- To... ty go... znasz? - spytała zdziwiona.
- No tak... byłam w czymś w stylu drużyny z nim, z Roszpunką z Corony i z Czkawką z Berk.
- Wow... dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy. - stwierdziła Elsa- Opowiedz mi?
Ruda kiwnęła głową i pognała do siebie po chyba pamiętnik.
 ***
Jack poleciał odwiedzić kogoś, kto przypomniał mu się, kiedy zobaczył ukradkiem Meridę w drzwiach Elsy. Droga była troszkę długa, ale z kulą od Mikołaja trwało to nie więcej, niż kilka sekund. Znalazł  się przed wielkim królestwem. Wiedział, gdzie dokładnie ma się udać, ale pokusiło go, bezy zajrzeć do jej starego miejsca zamieszkania.
Wieża była opustoszała, cicha i ciemna. Pod oknem leżała sterta brązowych włosów. Jack wyleciał i udał się bezpośrednio do komnaty księżniczki. Roszpunka osobiście dostarczyła mu zaproszenie na przyjecie z okazji jej odnalezienia, ale chociaż przybył, czas nie dał mu poznać Flynn`a, przepraszam, Julka. 
 
Zobaczył ją. Nie wyglądała na zbyt radosną. Kiedy ostatnio ja widział, miała zdeeeeecydowanie krótsze włosy i w dodatku brązowe. Zapukał w szybę. Dziewczyna nie zareagowała tak, jak się tego spodziewał. Otworzyła okno w pociągnęła go do środka. Tylko zamiast go przytulić, czy coś, to ona przywiązała go do krzesła.
- Dlaczego tak krótko byłeś na tym przyjęciu! - spytała z wyrzutem.
Wow, co on takiego zrobił, ze wszystkie(no, prawie, chociaż Ice też jest na niego obrażona, nawet nie wie, za co, Merida nie chce z nim gadać...) są na niego wściekłe?
- Stwierdzili, że sobie ciebie wymyśliłam! Że samotnie spędzone lata w wieży zadziałały na mózg! Jak ty mogłeś mi to zrobić! Mój ex przyjacielu!
- Po pierwsze, to przepraszam.
Ile razy będzie jeszcze przepraszać? 
- Po drugie? - spytała Roszpunka.
- Nie mogłem zostać dłużej, wiesz, że strażnicy mnie potrzebowali.- powiedział poważnie.
- Wiem... - Punzie rozluźniła włosy. - Miło, ze wpadłeś. - powiedziała jakby ze wstydem.
- Wpadłem, bo się stęskniłem i bo mam taki mini...mini problem... - powiedział, kiedy wydostał się z pod włosów blondynki.
- Jaki? - spytała siadając na łóżku zaciekawiona. 
- Chodzi o dziewczyny. - powiedział trochę speszony.
- Aaaaaaaaaaaaa... wiec dlatego nie Czkawka! - załapała blondi.
- Tak, właśnie. - przytaknął.
- Wiec? - Roszpunka nadstawiła ucha przysuwając się.
- Wiec chodzi o to, ze zrobiłem coś, czego nie powinienem... - zaczął.
- Znowu? Przecież to normalne. Co tym razem, przewyższyło to poprzednie? 
- T-tak, chyba, trochę...
- Wygadasz się wreszcie? Znasz mnie od małej dziewczynki i wiesz, że jak się uprę, to się dowiem, chociażby z innych źródeł.
To była prawda. Znał ja od daaaawna. Podobno Roszpunka nie widziała mężczyzny. Bzdura! Bzdura! Jack był jej przyjacielem od daaaawna.
http://img1.wikia.nocookie.net/__cb20131222043327/rise-of-the-brave-tangled-dragons/images/9/9b/Jackunzel.jpg
- Wiec... chodzi o... - Jack zaczął mówić, a Roszpunka słuchała uważnie, przy czym czasem przygryzała wargę, jakby opowiadano jej mega-romantyczna historię...
-~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jęczuś
Przepraszam, ze króciutko ;(
Ale nie mam wiele czasu, a po za tym zajmuję się Halloweenowym klimacikiem ;)
Jak pierwsza piosenka w playliście?
Przedstawiam wam naszego pajączka, który jest dość osobliwy... ale nie gryzie ;P
Pozdrawiam i widzimy się 31 października lub wcześniej.

Wasza
Straaaaaaszna Venti~






poniedziałek, 27 października 2014

Znów majstrowałam przy wyglądzie...

Znów ja, Lusiaczek, Venti~ czy jak mnie tam zwą, powracam, bawiąc się wyglądem(znowu). A teraz szczerze: który lepszy? Jakby co, to ta między Elsą a W4 to Ice.
Co myślicie?
Lodowate buziaczki,
Venti~

czwartek, 23 października 2014

(nie)Rozdział 6 "Gdzieś na końcu książki... - nie, jednak tu blisko"

 Nie, to nie jest początek rozdziału. -_-
Spokojnie, dojdziemy do niego....
Teraz troszeczkę zmienimy lokalizację...
Daleko stąd (z Arendelle, a masz inne miejsce? O.o)...
właściwie troszkę baaaaaaaaardzooooooooooooo daleko.
O dokładnie taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak daleko. Nie, jednak nie, jeszcze kilka kroków... chwila, o... już, teraz jesteśmy w Coronie!
Chwila, ja coś chyba pomieszałam... to w przeciwną stronę! Ups. Dobra, wracamy do Arendelle.
Idziemy, idziemy... no wreszcie! Prezentuję wam Coronę!
Pięknie, co? No nie ważne... przenieśmy się zatem do jednej z komnat...
Komnata jest piękna i w ogóle, ale nie to nas interesuje...
W środku pokoju stoi dziewczyna z determinacją na twarzy. Ma krótkie, poszarpane, brązowe włosy. Czyta jakąś książkę i poważnie przy tym wzdycha. w końcu bierze się do pracy nad czymś, co ja przy "chłopskim rozumie" mogę określić jako "miksturkę". Dodaje do niej jakieś roślinki, potem wybiega z komnaty i wraca z cała garścią kwiatów, potem odstawiając książkę na miejsce bierze kilka płatków z fiołków, mniej więcej tyle samo z niezapominajek i kilku z lilii. Potem bierze jakieś naczynie, które absolutnie niczego mi nie przypomina i chochlę. Z kociołka przelewa do garnka i biorą na chochlę kolorowy płyn nalewa do przeźroczystej szklanki. Oczywiście nie obeszło się bez według mnie zbędnej euforii i krzyków, nim w ogóle wzięła szklankę do rąk.  Popija ja delikatnym drobnym łykiem i puf!
Co się stało?
Gdzie ona jest?
Ach, tutaj...

.........

 .........

 .........

chwila, co z jej włosami?
 
Po jej minie wnoszę, że raczej nie takiego efektu się spodziewała. Ale wygląda całkiem fajnie! Taka w stylu punk! Albo jak wróżka czarodziejka! Jeeeej! Ja bym tak została :3 . Ale  na poważnie...
Bierze kolejne książki i zabiera się za kolejne mikstury. No, troszkę kolorków było... tylko nawet kolor oczu jej się zmienił. Oczywiście zauważyła i dopisała do książki czarnym tuszem.




Aż wreszcie stanęła przed nami w całej okazałości blondynka jak ta lala! Ciekawi mnie tylko co było w tej miksturze, ale nie istotne. Jej włosy miały dobre dwadzieścia metrów! Tyle udało mi się dostrzec, bo po wypiciu "soczku" który stał od początku mojej(naszej) wizyty na biurku, jej włosy same z siebie splotły się  w warkocz, taki dosyć gruby. W każdym razie laska mało nie wybuchła z tego szczęścia...

Poznajecie, hę? (no Roszpunka wy... wy... wy kolorki moje ;) )
Skakała, wirowała zupełnie, jakby ktoś włożył jej do kieszeni 1000000 monet(nie mam pojęcia, jaka tam waluta obowiązuje, ale cóż, trzymajmy się faktów, czyli tego, że nie wiem). 
Nie martwcie się, jeszcze do niej wrócimy, ale teraz dajmy jej  się wyszaleć, bo naprawdę, ta mikstura chyba na działania nie koniecznie dobrze...
W każdym razie nie pijcie za dużo kolorowych soczków, bo to może źle wpłynąć na wasze zdrowie lub życie...
Inni chyba tez podzielają nasze zdanie...
To do zobaczenia moje wy kolorki ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że troszkę humoru nie zwaliło was z nóg i liczę, ze dacie komentarze, bo naprawdę mi smutno jak widzę tylko jeden (ale za który i tak jestem bardzo wdzięczna). Dajcie mi sie pocieszyć jak Roszpunka...
Ploooossssseeeeee.... *.*
Żegna was ,
Wasza Venti~

poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 5 "Niespodziewani, mili goście a właściwie gość"

- Już... spokojnie, ciiiii... - dziewczyna głaskała konie po łbach z uczuciem. Kiedy wreszcie przestały wierzgać podeszła do dziewczyn. - Przepraszam, ja...- zaczęła, ale przypomniała sobie, ze mało kot ja widzi. jej wątpliwości co do faktu, czy ją widzą, rozwiała Elsa.
- Nie szkodzi, my powinnyśmy przeprosić... -  powiedziała podnosząc się z ziemi.
- Mogłyśmy cie rozjechać!- dodała prostując się Ania i jęknęła krótko z bólu, kiedy coś strzyknęło jej w plecach, ale po chwili wrócił jej humor. 
- Jestem Ice... - powiedziała.
- Ja Anna a to Elsa.- przedstawiła się rudowłosa.
- ...ja tak się pojawiałam znikąd, wiec nie jestem zła, sama powinnam przeprosić, poza tym  myślałam, ze mnie nie widzicie, bo ja...- mówiła gestykulując, nie umiejąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Chyba wiem, do czego zmierzasz... - rzekła Elsa wspominając historię z wczoraj. -znam kogoś, z a kim nie przepadam... - powiedziała najdelikatniej jak potrafiła i ucieszyła się, ze nie wyrwało jej się kretyn, głupek, debil, idiota i tym podobne.
Ice wbiła w nią wzrok.
- Był niewidzialny, ale potem stał się aż za dobrze! - powiedziała z nutką nerwów, ale opanowała się.
Wzięła głęboki wdech, żeby się uspokoić.
- W każdym razie, jesteś czymś w rodzaju ducha, prawda? - Elsa powiedzą z ulgą, ze udało jej się dobrnąć do końca bez zbędnych słów.
- Tak... - przytaknęła głaskając konia Elsy i wpatrując się w jego oczka.
- Może go znasz, skoro widziałam go mniej więcej w okolicy, wiec... Białe włosy, wysoki, z kijkiem, w granatowej bluzie... - wymieniała jego wygląd czując się dość dziwnie, wspominając ich spotkanie, ale po bluzie Ice jej przerwała.
- Znam... tak się akurat składa, ze "wynajmuję" - powiedziała zancząc nawias w powietrzu. - pokój w tym domu, co on. Wie... aaaaaaaa! - krzyknęła staranowana przez białą wilczycę i wylądowała unikając twarzy w śniegu.
- Jak  słowo daję Dove ja cie kie... - nie zdążyła dokończyć, bo kot skacząc na jej głowę, wcisnął ja w śnieg.
Elsa i Ania zachichotały. Rozległ sie jeszcze inny śmiech. Kogoś, kto z całą pewnością nie był tam od początku.
- Hej Jack... - powiedziała Ice otrzepując się ze śniegu. 
- O wilku mowa... - przeciągnęła Elsa wzdychając. Mimo wszystko nie odwróciła się w jego stronę, co było może niekulturalne, ale nie miała ochoty go oglądać.
- Witaj Ice, cześć panienki, których imion nie dane było mi poznać! - powiedział i z żartem skłonił sie przed nimi.
Przyjrzał się Elsie, która na początku nie była podobna do siebie przez inny ubiór i fryzurę. Jego dumny uśmiech pobladł.
- Tak, znamy się... - odpowiedziała szorstko  Elsa uprzedzając pytanie.
- Ja wiem, że się znamy, tylko... - Elsa ze zdziwieniem zobaczyła, ze chłopakowi pojawiają się rumieńce. Tego w zasadzie się nie spodziewała. Wymyśliła trzy powody, których mógł być to skutek. Albo pomyślał,ze skoro "o wilku mowa", ona opowiedziała to reszcie, albo sądził, że więcej je nie spotka albo żałował. To ostatnie raczej odrzucała.
 Chłopak przełknął ślinę. W końcu zwrócił się do właścicielki potworków:
- Wiesz Ice, ja ci mogę przyprowadzić Dove i Melfisa. Wiesz, nie musisz dziękować... - wzbił się w powietrze unikając pytań.
- Wracam za minutkę... - powiedziała Ice i w biegu zaczęła biec po powietrzu (jak ktoś oglądał ,,Mój Brat Niedźwiedź" do końca to chyba pamięta moment odejścia Sitki i mamy Kody).
- Ale my i tak musimy już wracać! - krzykneła za nią Ania. Dziewczyna odwróciła się i skinęła głową na znak, że słyszała.
   Wróciły na planowany obiad i zjadły go z apetytem. W pewnej chwili, kiedy siedziały przy kominku jeden ze szlachciców podszedł do królowej, otwierając drzwi i po chwili przytrzymując je, bo nie uderzyły z hukiem.
- Wasza Wysokość! - zawołał.
- Tak lordzie D`avienie? - spytała królowa spokojnym głosem, odkładając kubek gorącej czekolady. Wiedziała, ze lord D`avieni histeryzuje z byle powodu, wiec nie przejmowała się niczym.
- Mamy niespodziewaną wizytę z południa! - powiedział. - Królowa Elinor i król Fergus wraz z córką czekają przed wrotami pałacu. - skończył kłaniając się. - Jest jeszcze koń.
- Dziękuję, że mnie powiadomiłeś. Poproś o szybkie przygotowanie komnat i nakrycie do stołu, a także o zakwaterowana konia w najlepszym z możliwych  boksów. Osobiście zajmę się gośćmi. Możesz już odejść. - powiedziała, a szlachcic skłoni się niemalże do jej stóp.
   Kiedy tylko opuścił komnatę, dziewczęta poleciały się ubrać w odświętne stroje, bo nie wyobrażały sobie siedzenia z gośćmi w ubrudzonych śniegiem i przemokniętych ubraniach. Chwilę potem stały ubrane w swoje klasyczne stroje i czekały na otwarcie wrót.
 Wrota zamku otworzyły się i stanęła w nich para królewska i dość oburzona, najprawdopodobniej strojem dziewczyna o jedynym wystającym rudym kosmyku. Była mniej-więcej w wieku sióstr.
- Miło nam was powitać w Arendelle! - powiedziała Elsa.
- Właściwie to my odstawić córkę... - zaczął król, ale królowa skarciła go wzrokiem, a rudowłosa patrzyła ze zdumieniem.
- Chcielibyśmy was prosić, żebyście pozwoliły mieszkać przez jakiś czas naszej nieco zbuntowanej córce u was. Uznaliśmy, że kontakt z innymi dziewczynami poprawi jej zachowanie. - orzekła królowa. - Tak mniej więcej rok.
Elsa była nieco zdumiona,niby one miały wychować swoja rówieśniczkę? No cóż, pomyślała, ze to nawet nie taki zły pomysł, zwłaszcza, ze nie ma wielu koleżanek, podobnie jak Ania.
- Oczywiście...- powiedziała w końcu i spojrzała na rudą. - Jeśli tylko wasza córka wyrazi zgodę. - powiedziała uśmiechając się Elsa, a Ania mrugnęła jej okiem.
- Z chęcią zostanę w Arendelle do następnej wiosny. - powiedziała rudowłosa księżniczka.
- Wiec my wórcimy po ciebie i mamy nadzieję, ze nie wywrócisz królowej i księżniczce szkód w pałacu.- powiedziała, a potem tuląc dziewczynę rzuciła szeptem. - Myślę, ze powinnaś widzieć, jak żyją księżniczka, która nie wznosi buntu i królowa, która stała się nią przedwcześnie.
- Do zobaczenia! Pa mamo, pa tato! - krzyknęła na pożegnanie ruda i pomachała rodzicom, którzy szli w kierunku statku. Drzwi pałacu zatrzasnęły się.
- Hej... jestem Merida... - powiedziała lokowata.
- Miło cie poznać, a ja Ania.
- Ja Elsa. Cieszymy się, że tu jesteś. A teraz bez wstępów...-Elsa powiedziała jak królowa, a potem zmieniła ton na bardziej wesoły. - Pokarzemy ci cały pałac!
Dziewczynie spodobał się pomysł, ale ograniczona możliwość ruchu skłoniła ja do pytania.
- Ale mogłabym najpierw wyjść z tej przyciasnej kiecki? - spytała próbując zrobić cokolwiek, żeby sukienka się nie rozerwała.
 Ania i Elsa uśmiechnęły się. Zaprowadziły Meridę do jej apartamentu, który mieścił się obok komnat królowej i jej siostry. Meridzie troszkę zajęło rozpakowanie się, ponieważ jej mama upakowała tyle rzeczy, na zimno, na ciepło, na deszcz co akurat było normalne, ale dwadzieścia sukienek na co dzień to już lekka przesada. Potem wszystkie trzy ruszyły po pałacu rozmawiając o różnych rzeczach. Merida przekonała się, ze mimo faktu iż jej mama opowiadała o powadze, braku różnych niestosownych zwrotów, to księżniczki (no, księżniczka i królowa, ale uznajmy że będę nazywać księżniczki) pozostawały sobą poza różnymi oficjalnymi uroczystościami.
Spodobało jej się w Arendelle. Stwierdziła, ze mogłaby tam zostać. Wprawdzie po całej historii z mamą zamienioną w niedźwiedzicę nauczył ją wielu rzeczy, to jednak dalej była uparta. Dzień do kolacji zleciał im niemal błyskawicznie. Dobrze się rozumiały i bardzo polubiły.
Kiedy nadszedł wieczór, po powiedzeniu "Dobranoc" poszły spać pełne emocji. a przynajmniej Ania i Merida. Elsa siedziała jeszcze przed biurkiem, kończąc ostanie papiery. Zostało ich zaledwie dwa do wypisania. Dotyczyły dni obecności pracowników i podpisania współpracy z Coroną*.
Usłyszała pukanie w okno. Wyjrzała, niemal pewna kto to. Miała rację. Dobrze, że poprzedniego dnia wymyśliła odpowiedzi na jego głupie pytania.
- Kazałam ci się stąd wynosić.- powiedziała obojętnie, wyglądając przez okno.
- Wiem, ale ciągle nie poznałem twojego imienia. - powiedzioną figlarnie.
 Elsa przewróciła oczami. Mogła go przebić na wylot strzała z lodu, zamrozić na kość lub wtrącić do lochu za włamanie do królewskiej komnaty. Ale tego nie zrobiła, była zbyt zmęczona, by reagować na jego głupotę.
- Elsa. - powiedziała, bo w sumie co może zmienić fakt czy wie, czy nie wie, jak ma na imię. Tak czy siak by się dowiedział. Jak nie od niej, to od Ani, albo od Ice.
- Elso, chciałem przeprosić. - schylił głowę.
Wow. Taki skruszony Jack to jakaś nowość.
- Nie masz przypadkiem gorączki? - spytała dla pewności.
Kąciki jego ust skoczyły do góry. Nigdy, odkąd stał się nieśmiertelny nie miał gorączki, a poza tym, i tak by ją natychmiast schłodził.
- Nie, nie mam. A chciałabyś, żebym miał? - spytał niby żartem, ale zabrzmiało to całkiem poważnie.
Elsa stwierdziła, ze nie wpuści go do środka, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wylał jej swoje przeprosiny, a ona go spławiła.


*Królestwo z zaplątanych, w polskiej wersji "Korona", ale mnie nazbyt kojarzy się z nakryciem głowy ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Może być? Troszkę długo czekaliście, wiem. Przepraszam.
 Buziaki :*
Wasza Venti~

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 4 ,,Dwa kroki od śmierci, chociaż nie da się zabić kgoś, kto już nie żyje"

 Jack również ruszył w stronę kuchni. Kiedy tylko wstał, pod jego nogami przebiegł...
-Co tu robi kot?-  spytał Jack, który nie przypominał sobie, jakoby mikołaj posiadał jakiegoś kota. Znaczy kiedyś miał, ale to było około stu lat temu. Obrócił się i zaraz tego pożałował. Wielki biały pie.. nie, wielki biały wilk(?) powalił go na ziemię. Stojąc na nim, lizną go po twarzy i powrócił do gonienia kota.
Ice oderwała się od smażenia, odstawiając patelnię na deskę do krojenia i chciała powstrzymawszy oba zwierzęta, ale ją również niemal powaliły.
-Melfis! Uspokój się kocie! Meeeelfiiis!!! Dove! Stój! - wołała, ale nie widząc żadnego efektu krzyknęła -Siaaaadaaaaać! - wskazała palcem na podłogę przed sobą.
Ku zdziwieniu podnoszącego się z Ziemi Jack`a, zwierzęta w końcu jej usłuchały.
Przed nią siedział młody, czarny kotek  z zielonymi oczkami i biała, znacznie od niego większa, biała wadera.
- Nie jesteśmy u siebie! Nie róbcie bałaganu! Po tobie, Melfis się tego spodziewałam, ale ty Dove? - wiec to jej potworki, pomyślał Jack siadając na kanapie i przyglądając się sytuacji. Dziewczyna zdawała się rozumieć, co one mówią.
 - Jak będziemy u siebie... - tu przerwała na chwilę. - No w sumie nie mamy domu, ale... - westchnęła i kontynuowała ponownie surowo. - Idziecie na dwór i tam spędzicie noc! - powiedziała i wskazała palcem na drzwi. Kotek wyszedł z podniesiona głową i ogonem, a wilk skulił ogon, zaskomlał i poszedł za dumnym kotem.
 - Przepraszam za te dwa potworki... - pozwiedzała podchodząc do Jack`a.
 - Nic się przecież nie stało, tylko... skąd ty wytrzasnęłaś wilka? - spytał uśmiechając się.
 - No... kiedy przysypał mnie śnieg... - zaczęła, ale Jack przerwał jej.
 - Moment, moment, moment... kiedy przysypał cię śnieg? Jak zaczynasz to przynajmniej od początku. - nie zdołał powstrzymać uśmiechu,  wiec jego uwaga nie wydała się zbyt poważna.
http://reneilcenio.files.wordpress.com/2011/06/baby-animals-19-525x279.jpg
http://www.tapeta-bialy-wilk-1.na-pulpit.com/zdjecia/bialy-wilk-1.jpeg
 - Okey.. wiec byłam na takiej jakby wycieczce w górach. Zaczął padać śnieg i wraz z przewodnikiem zabłądziliśmy wśród zamieci. - przystanęła, sprawdzając, czy jej słucha. Nie miała w zwyczaju zanudzania innych. Ale słuchał,wiec kontynuowała. - Wtedy znikąd wyskoczył niedźwiedź i wszyscy zaczęli krzyczeć z przerażenia, co spowodowało lawinę. Wilki zaczęły zbiegać z góry i wszystko stało się nagle jednym,wielkim polem katastrofy. Synek moich sąsiadów przewrócił się, a spanikowani turyści nawet tego nie zauważyli. Podbiegłam do niego i pomogłam mu wstać, ale on nie mógł, bo złamał sobie nogę. Wzięłam go na ręce i postawiłam w bezpiecznym miejscu. Sama jednak zahaczyłam o gałąź i nie zdążyłam się wyplątać. Słyszałam pędzący śnieg, a ostatnie co widziałam, to przerażone oczy chłopca. - Jack zauważył, że oczy jej się szklą, ale ona szybko odwróciła wzrok. - Potem była już tylko cisza. Kiedy się obudziłam, leżałam przykryta przez śnieg, na dnie przepaści. Szybko wydostałam się spod śniegu. Nie trwało długo, nim zorientowałam się, że mam białe pasemka i że moja cera zrobiła się znacznie bledsza.  Nie trzeba było mi tłumaczyć, że nie żyję i że jestem tylko duchem, jakoś... sama się zorientowałam. - westchnęła. - Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Potem pod śniegiem zobaczyłam czarną plamkę i okazało się, że to kot, którego bardzo lubiłam. Za to obok leżała wilczyca. Potem okazało się, że one oba żyją, znaczy... właściwie nie żyją. Zorientowałam się, że rozumiem ich mowę. Zaskoczyło mnie to, ale cóż nie miałam pretensji. - uśmiechnęła się - Kotek miał imię, wiec mu go nie zmieniałam, bo pasowało do diabła. A wadera... została nazwana gołębicą, znaczy Dove. - skończyła i bez ostrzeżenia i najmniejszego komentarza opuściła dom Mikołaja.


***

- Elsa! Pobudka! - Ania pociągła siostrę za rękę, żeby się obudziła.
- Już,wstaję... - odpowiedzialna dziewczyna siadając na łóżku.Spostrzegła, ze jej siostra jest już ubrana i gotowa do wyjścia, jak oceniła po stroju, w góry. Spoglądając na zegarek,na którym widniała godzina punkt ósma, Elsa zaczęła się ubierać. 
- Jedziemy na wycieczkę konno, tak jak obiecałaś... - przypomniała Anna widząc, że Elsa nie wie, co włożyć. Po pomocnych słowach, Elsa ubrała się dokładnie tak,jak należy i razem z Anią wyszły na zewnątrz. Stały tam dwa piękne konie. Siostry dosiadły ich i ruszyły na wycieczkę w góry.
Zaczęły się ścigać i bardzo dobrze się bawiły. Po jakimś czasie zeszły z koni i zaczęły się rzucać śnieżkami. Potem siedziały, rozmawiały i kiedy zaczęły robić się głodne, wskoczyły na konie i galopem ruszyły do zamku. Pewnej chwili jakaś postać pojawiła się znikąd. Wystraszone Anna i Elsa krzyknęła, a rozgalopowane konie omal jej nie rozdeptały. Zarżały przerażone, wierzgając kopytami w powietrzu, zrzucając przy tym swoich jeźdźców. Dziewczyny podniosły się z ziemi i zobaczyły przed sobą,zupełnie nieznana im postać. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, przepraszam, że krótki.
Venti~

środa, 15 października 2014

Rozdział 3 "Uważacie, że sam nie dam sobie rady!?"

Podczas gdy Elsa śniła, na biegunie północnym rozegrały się całkiem interesujące wydarzenia...

Jack obudził się mniej więcej o północy i zszedł na dół, żeby się na pić. Ku jego zaskoczeniu,na dole siedzieli wszyscy strażnicy, ale nie w jakiejś super formie. Zębuszka przysypiała na ramieniu Zająca, który z opadnięta głową,  widać już od dawna spał. Jedynie Mikołaj i Piasek jakoś się trzymali. Jack wycofał się i poszedł ubrać w swój normalny strój, bo raczej nie chciał paradować przy wszystkich w bokserkach. Zszedł ponownie, mówiąc "Cześć wszystkim!" na tyle głośno, ze Ząbek i Zając podskoczyli przebudzeni.
 - O witaj Jack! Obudziłeś się w samą porę! - powiedział Mikołaj.
Chłopak spojrzał na zegarek.
 - Jest północ! Nie mam zamiaru tu sterczeć, wracam do łóżka...
 - Czekaj... Księżyc  ma zamiar dodać nowego strażnika. - powiedział zafascynowany Mikołaj.
 - Aha... super, interesuje mnie to jak... - miał zamiar przeklnąć, ale po srogich spojrzeniach ograniczył się do machnięcia ręką - Idę spać.
Jack obrócił się na pięcie i zrobił krok w stronę schodów.
 - Akurat ciebie to powinno mocno dotyczyć. - powiedział Zając.
 - Bo? - spytał chłopak ziewając.
 - Bo Księżyc stwierdził, że sobie nie radzisz.
 - Ja? - spytał zdumiony - Niby z czym? - dodał oburzony.
 - No wiesz, parę razy przysłałeś mi zimę w Wielkanoc... - zaczął  Zając. - Od twojego dołączenia do nas niewiele się zmieniło... - ciągnął dalej.
 - A w Boże Narodzenie w ogóle nie było śniegu... - dodał Mikołaj.
Piasek i Zębuszka tylko kiwali głowami.
 - W ogóle często spóźniasz się z zimą. - dokończyła Zębuszka, chociaż niechętnie i cicho.
 Jack zapasał ręce i został czekając na wybór Księżyca.
 - Tak w sumie to ja miałem się napić... - ruszył sprawnie do kuchni i wrócił ze szklanką wody.
Zaczęło się. Przed nimi pojawił się lodowy posąg dziewczyny.

 - Kto to jest? - spytał Jack, który liczył, że jak się dowie, pozwolą mu spać.
 - Caroly... zwą ją znacznie częściej Ice. - powiedział Mikołaj. - Ale wyrosła. - dał znak Yeti, by się po nią udały.
 - Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu zbierałam jej zęby... - westchnęła Zębuszka.
 - W zasadzie dwa dni temu dołączyła do grona nieśmiertelnych.
 - Jej, ja takich przywilejów nie miałem. Ze trzysta lat musiałem czekać. - westchnął Jack, któremu (nie spał poprzedniej nocy wcale, a tej położył się o jedenastej) brak snu zaczął działać na głowę. - Uważacie, że sam nie dam sobie rady?
Wszyscy pokiwali głowami. Białowłosy usiadł na oparciu kanapy, obok Zębuszki.
Chwile potem Yeti wróciły z dziewczyną w worku. Jack uśmiechnął się pod nosem.
- Czyli nie tylko ja miałem takie ciekawe wejście...
Z worka wystrzeliło parę lodowych strzał i jedna z nich rozcięła worek. Jack zdziwił się, czemu on sam na to nie wpadł. Dziewczyna wyszła przez zrobioną przez siebie dziurę, kaszląc.
 - Witaj w naszych progach!- zawołał Mikołaj.
 - Wreszcie jakaś koleżanka! - podleciała do niej Zębuszka.
 - Hej... - powiedzenia nieśmiało dziewczyna.
 - Cześć Ice! Jestem Jack! - zawołał chłopak znużonym głosem a potem mechanicznie obrócił się do świętego. - Mikołaju mogę już iść?
Mikołaj kiwną głową a Jack  obrócił się z zaciśniętymi pięściami z zadowolenia, mówiąc "Tak!".
Wdrapał się na górę i położył zmęczony na łóżku. Nie chciało mu się nawet przebierać. Słyszał śmiech, okrzyki i głośne rozmowy z dołu, co utrudniało mu zaśniecie. Nakrył głowę różowa poduszką(tak, różowa, była biała, ale Mikołaj nie wyjął z kieszeni białego płaszcza czerwonych rękawiczek). Szczerze, to nawet nie przyjrzał się dziewczynie. Miał szczerze dość nocnych spotkań strażników. Stwierdził, że chyba się przeprowadzi. Tylko za bardzo nie ma gdzie. A nie chciało mu się niczego budować.
                                            
***
Znów nie spał, może tylko godzinę, dwie. Zadzwonił mu budzik i sam na siebie przeklnał, że w ogóle go ustawił.  Nie chciało mu się wstawać, wiec przeturlał się po łóżku i spadł na ziemię. Powoli dźwignął się z ziemi na rękach. Usiadł w siadzie skrzyżnym i zaczął rozmasowywać twarz. Jedyne,czego chciał teraz, to dłużej pospać. Cały tydzień reszta strażników urzędowała  u Mikołaja. A spotkania strażników odbywały się raz na jakiś czas, wiec mieli sobie dużo do poopowiadania. Przez pierwsze pięć dni, wszystko szło zwyczajnie i kładli się spać około dwudziestej drugiej, czyli w normalnych rachubach Jacka, bacząc na to, ze wstawał o piątej rano. Ale wczoraj musieli dłużej posiedzieć i wyszło na to, ze Jack w ogóle nie spał. 
 Wyszedł w stronę łazienki. Zajęta, super. przetarł oczy na sucho i zszedł na dół coś zjeść. Wstała jedynie Zębuszka, a reszta strażników spała. No, Ice nie spała, zajmowała mu łazienkę.
 - Wyspałaś się?- spytał wróżkę.
 - Nie... - ziewnęła. - A ty?
 Jack zmarszczył nos i pokręcił głową.
Ice wyszła z łazienki. Wyglądała teraz niemal zupełnie inaczej niż wczoraj. Pomimo faktu, ze miała mokre włosy, dostrzec można było w nich białe pasemka. Uśmiechała się promiennie. Jack opisałby ja jako dziewczynę mającą na oko czternaście lat, o długich, brązowych włosach przeplatanych gdzieniegdzie białymi pasemkami, o ładnej twarzy.
- Cześci Zębuszko, cześć Jack! - powiedziała i poszła do kuchni wyjąć z lodówki jajka na jajecznicę.
- Hej Ice... - Jack schował twarz w dłoniach. Miał nadzieję, że tego dnia nie będą siedzieć do nocy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A ten? Wiem, ze krótki, ale powstawał rano, przed szkołą wiec(mam akurat na  9:45, bo nie ma matmy) ...
Venti~

wtorek, 14 października 2014

Udało sie!!!! (nagłówek)

  Od Waszej Venti~

To znowu ja, wiem,wiem.. jak widzicie widnieje nowy nagłówek, bo wreszcie odkryłam, jak to zrobić!!! (tak, wiem, że byłam ciemna) Jestem z siebie dumna :) po za tym, proszę o wyrozumiałość, bo powstawało w paint`cie(namęczyłam się baaardzo...), ponieważ rodzice nie chcą się zgodzić na GIMP`a. Kiedyś miałam, ale jak się zawirusował komputer, to się skasował. Dodałam jeszcze Playlistę. Co o niej sądzicie? Jak wam się podoba nagłówek?

Venti~

Rozdział 2 "Wynoś mi sie stąd!"

    Twarz chłopaka zbliżała się, a Elsa czuła narastające dreszcze.Tak chciała go widzieć, choć przez chwilę. Wiedziała jednak, ze on ma przewagę. Nie miała się jak bronić.Była sparaliżowana.  W dodatku czas dłużył jej się okropnie.Przymknęła na chwilę oczy, próbując sobie wyobrazić chłopaka, który przed nią stoi. Zadanie nie należało do prostych. Zdawało się, ze sytuacja się rozluźniła i ze zjawa przestała z nią pogrywać. Ale jednak nie. Czuła się jak myszka, złapana przez kota. Poczuła na ustach muśnięcie, zdecydowanie czulsze, niż poprzednie. Potem zjawa przesadziła. Zrobiła coś, czego Elsa nie miała zamiaru wybaczyć. Postać... pocałowała ją! Po kilku sekundach do Elsy dotarło to, co się stało.Sprawnym ruchem wymierzyła ręką w miejsce, gdzie najprawdopodobniej znajdowała się twarz. Spoliczkowała go! Usłyszała krótkie "auł". Chociaż nie pokazała tego po sobie, ucieszyła się, że trafiła.
 - Ja sie nie gniewam... - powiedział to tak, ze Elsa miała ochotę ponownie go uderzyć, ale ograniczyła się od strzelania w niego lodem.  Po kpiącym "pudło" postanowiła sobie pójść.
Odwróciła się na pięcie i poprawiła sukienkę. Sprawnym krokiem ruszyła w kierunku zamku, wysoko unosząc głowę. Usłyszała śmiech, co jeszcze bardziej ja zdenerwowało. Przed nią wyłoniła sie postać, na którą omal nie wpadła!
 - Ania!? Ania... mogę ci pokazać to jutro, albo wiesz, może wieczorem, bo jeszcze nie skończyłam i... - zaczęła Elsa, nie wiedząc, jak wytłumaczyć siostrze, że nie chce tu dłużej zostać.
 - Pewnie! - przerwała jej Ania chociaż była troszkę zawiedziona. Uśmiechnęła sie promiennie.
 - Za to ja i Kristoff mamy coś dla ciebie! - powiedziona wesoło, a Elsa odetchnęła z ulgą.
  Obejrzała się przez ramię. Na drzewie siedząc białowłosy chłopak, w granatowej bluzie z jakimś kijem. pomachał jej ręką na pożegnanie i uniósł głowę z satysfakcją. Elsa zignorowała go całkowicie, unosząc dumnie głowę. Anna zaciekawiona również chciała się odwrócić, ale Elsa ja powstrzymała. Wolała zachować ten incydent w tajemnicy. Chłopak był bardzo przystojny, ale wewnętrzna nienawiść odegnała szybko te myśli, zastępując faktem, co zrobił. Grubo przesadził. Jak mógł jej skraść pocałunek? Nie mieściło jej się to w głowie.
  Razem z Anną wróciła do domu, a  potem Ania zaciągnęła ja do stajni, by pokazać jej nowy nabytek, który razem z Kristoffem postanowili ofiarować jej przed-urodzinowo.
  Był to przepiękny, biały koń, przepraszam, klacz, która, prezentował się wspaniale. Jej biała grzywa powiewała na wietrze, a ogon spokojnie machał. Miała cudne niebieskie oczka. Koń krótko mówiąc był piękny.



 - Wiemy, ze masz bardzo dużo spraw poza granicami Arendelle, które nie są za morzem, wiec statkiem tam nie popłyniesz. - uśmiechnął się Kristoff.
 - Dziękuje wam, jesteście kochani! -Elsa uścisnęła ich oboje i podeszła do wierzchowca.
 - Jeszcze nie ma imienia. - poinformowała ja Anna.
Elsa zastanowiła się chwilę. Chciała, by wyjątkowy koń, miał równie wyjątkowe imię.
-Nie mam pojęcia... - odezwała się po chwili. Spojrzała na zwierzę i przyjrzała się mu. - Katylie.-pierwsze, co przyszło jej na imię dla klaczy było właśnie to. Pogłaskała klacz po szyi. Była nawet zadowolona z tego, co wymyśliła,ale gotowa byłe jeszcze zmienić imię, gdyby w ciągu kilku minut przyszło jej coś do głowy.
 Anna zaklaskała w ręce. Zaczął zapadać zmierzch.
 - Zbierajcie się powoli... - powiedział Kristoff, dając Ani buziaka w policzek.
 - No właśnie! Musisz się wyspać Elso! Jutro jedziemy na przejażdżkę! - zawołała Ania jak mała dziewczyna. Elsa podeszła do konia i głaskając go po głowie powiedziała "Dobranoc". Klacz widać ja polubiła, gdyż zarżała radośnie.
  Elsa wróciła do swojej komnaty. Musiała się jeszcze zabrać za starą robotę papierkową, którą stale odkładała na później. Była już bardzo zmęczona. O mało nie rozlała atramentu na ważne dokumenty, stale coś leciało jej z rąk. Przerwała pracę, kiedy poczuła podejrzliwy chłód. Obróciła się. Okno było otwarte na oścież. Rozejrzała się, nie wstając z krzesła, kiedy zza placów dobiegł ja znajomy głos.
 - Jack,a ty księżniczko? - białowłosy stał opierając się o ścianę.
-A...a...a wynoś mi się stąd! - krzyknęła nieco zdezorientowana.
- Jak chcesz, ale na polanie było fajnie,prawda księżniczko?
  Jak on jeszcze śmie wspominać swoja bezczelność, pytała sama siebie.
- Królowo dla twojej informacji. - powiedzenia prze zęby - Precz mi stąd!
- Jus idę, zbliżam się do okna... zaraz wyskoczę... - mówił prowokacyjnie, wypatrując jej reakcji, która nie nastąpiła zbyt entuzjastycznie.
- Stój! - zatrzymała go, a on stojąc już przy oknie odwrócił się z zapasanymi rękami.
- Wiec?
- Najpierw wyjaśnisz mi, czym miało być to na polanie? - powiedziała szorstko.
  Jack chwilę się zastanawiał, paradując ze swoim kijem opartym o ramię.
- Zabawą? - odpowiedz w końcu.
- Dla ciebie naruszanie cudzej nietykalności jest zabawą?! - zmierzyła go podłym wzrokiem i uniosła brwi.
- Hmm... tak. -denerwowanie jej sprawiało mu ubaw. Jednym susem znalazł się tuz przy niej. - Ładna jesteś kiedy się złościsz! - powiedział z zalotną prowokacją w głosie.

 Elsa więzła najbliżej leżącą książkę i zaczęła go uderzać po głowie. Bronił sie wystawiajac rege do przodu.
-Dobra, już idę, idę... - powiedział wychodząc przez okno.
- Więcej tu nie wracaj! - zakrzyknęła za nim.
  Zamknęła okno i na wszelki wypadek zasłoniła kotary. Położyła się spać, wcześniej kąpiąc się
i przebierając w piżamę. Zmęczenie znów ja opanowało. Położyła sie, szczelnie okrywając kołdrą,
 i zasnęła w mgnieniu oka. Oczywiście śnił jej się nie za miły sen, w którym był ON. Na całe szczęście we śnie miała większą swobodę i z atakowaniem nie było dużego problemu. Pod koniec snu, chłopak trafił za kratki, a ona obudziła się.Sama siebie skarciła za ten sen, gdyż nie przystało jej nienawidzić kogoś aż tak.W każdym razie nie chciała nikogo nienawidzić, ale on był mega wyjątkiem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Może być?
Na razie pisze to, co mam w zeszycie, z urozmaiceniami, bo to w zeszycie jest raczej... nudne. Więc puki co "wenę" będę mieć, a potem, to się zobaczy.
PS. dzięki wielkie za komentarze!!

Buziaczki, Venti~


piątek, 10 października 2014

Rozdział 1 "Tajemniczy ktoś, kogo nie chcę znać".

  Minął mniej więcej tydzień, odkąd Elsa wróciła do Arendelle. Wraz z siostrą kilka dni wcześniej postanowiły zrobić zimowy ogród, a z czasem i inne ogrody(wiosny, lata i jesieni). Ale zaczęły od zimy. Nie był jeszcze oficjalnie otwarty i odwiedzały go tylko siostry, ewentualnie Kristoff z Sevenem, którzy pomogli w budowie. No i zamieszkał w nim Olaf. Elsa była tam teraz sama. Wybudowała lodową rzeźbę, która przedstawiała ja i Annę. Rzeźba ta powstała oczywiście z pomocą mocy Elsy. Myślała nad ewentualnymi poprawkami, kiedy oberwała śnieżką. Jej błękitna suknia, która stała się jej codziennym ubiorem, zrobiła się mokra na ramieniu.
-Ania? - nie przewidywała innej możliwości. - Ania!? - spytała rozglądając się.
Nie ujrzała jednakże nikogo w otoczeniu.
-To nie jest śmieszne! - krzyknęła. Zaczęła się niepokoić. Usłyszała cichy szelest.
Stało się coś nieoczekiwanego.
Poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Z refleksem złapała ja i obróciła sie szybko.
-Mam cię! - zawołała. -Ale jak... - trzymała coś, ale to "coś" o ile można nazwać to czymś, było niewidzialne. Wyciągając drugą rękę do przodu zaczęła szukając niewidzialnej istoty. Ogarnął ja lekki strach.
    Natchnęła się na ramiona i klatkę piersiową. Tkanina, z której był uszyty materiał, który ja okrywał, był bardzo ciepły. Przejechała dłonią od ramion, po szyi aż do włosów. Twarz zbadała tak, jakby była niewidoma. Był wyższy tak około o pól głowy.
  Był to chłopak, tego była pewna. Poczuła na ustach muśniecie czyichś warg. No brawo, ktoś robi sobie żarty! Zaczęła strzelać kawałkami lodu w miejscach, w których pojawiały się ślady bosych stóp. Niestety sprawcza czynu nieźle ich unikał. Zadanie utrudniło się w chwili, kiedy zaczęła pojawiać się jedynie linia, a jej szanse na trafienie zmniejszyły się do zera, kiedy i ta zniknęła.
  Stała gotowa do ataku, rozglądając się dookoła siebie. Niewidzialny chłopak załapał ja za ręce, zmuszając do nie stawiania oporu. Dalej? Hmmm... dalej to już robiło się ciekawie.
Wciąż trzymanymi dłoniami, które dotychczas się wyrywały, przestała stawiać opór. Patrzyła w nicość, chociaż wieszadła, ze ktoś tam jest, ze przed nią stoi (lub nie, bo może na przykład wisieć w powietrzu na niewidzialnej linie itp). chłopak puścił nadgarstki i objął ja w talii. Tego już za wiele, nie będzie z nią pogrywać. Natychmiast się wyszarpała i spróbowała uciec. niestety ręce przycisnęły ją do siebie. Jedna z jego rąk pojawiła się na jej szyi. Przeszył ją zimny dreszcz. Bała się ale nie mogla się przeciwstawić. Nie była w stanie się jakkolwiek ruszyć.
  Poczuła zimny oddech  na szyi.  Jego usta musnęły jej policzek. Nie była w stanie oporować. Sparaliżowało ją.  To stawało się coraz dziwniejsze. Ciekawiło ja, co zamierza ta bezczelna zjawa. Zebrała w sobie resztki sił i rozsądku. Odepchnęła chłopaka, ale to podziałało zaledwie na chwilę. Zabrała się od ucieczki, ale chłopak załapał ją za dłoń i pociągnął lekko ku sobie.
  Usta zaczęły jej drgać, kiedy ponownie przeszył ja chłód, a może to i przez strach?
  Objęcie w tali powtórzyło się, jednak ręka sunęła ku przerażonej twarzy Elsy.
Miękki, miły głos szepnął jej do ucha. Poczuła ciepłe powietrze z jego ust.
-Nie bój się.
Łatwo było mówić.
----------------------------------------------------------------------------------------
 I jak się podoba rozdział pierwszy? Nie martwcie się, nie będzie szybkiej akcji, jak w wiekowości.
Prosze, piszcie komentarze, prosze...
A po za tym, szukam kogoś, kto pomógłby mi z wyglądem.

Venti~

Takie tam... ode mnie, co i jak ;)

 Witaj! 
Tu, w moich skromnych progach.
   Nazywam się Lumina Kitty Carloy Monroe Aquila (wcześniej tylko Lumina Aquila). Ale nie tak mnie nazywajcie. Będę dla was po prostu Luśką, a podpisywać będę się jako Venti. Pasuje? No mam nadzieję. O czym to będzie? Domyślacie się już po nagłówku. Ale nie będzie to takie proste, jak na większości blogów. No cóż, widocznie jestem wyjątkowa. Przejdźmy do rzeczy. Ta historia powstała całkiem dawno temu(nie przesadzajmy, ze sto lat XD) i po namyśle stwierdziłam, ze po sporym rozciągnięciu jej, moze sie do czegoś nadać. 
Zapraszam, Lusiaczek.
Sorki, Venti~