Życzę wam wszystkim Straszneeeeego Halloween`owego wieczoru, pełnego duchów i potworów(wliczając w to również wampiry, wilkołaki, kościotrupy, zoombiaki i inne potworki)
Ale przejdźmy do opowieści z dreszczykiem ma Halloween`owy
rozdział...

Rozdział & "Straszna Bajka, cześć I"
Ice wracała do Domu Mikołaja całkiem sama. Zawsze tak robiła, ale nigdy w okolicach północy. Ale teraz, w Święto Duchów miała wiele domów do obejrzenia, szczególnie w jednym z brytyjskich miasteczek...
Zatrzymała się przed jednym z domków, gdzie dwóch braci i siostra(podajże trojaczki, bo uderzająco do siebie podobni) oglądali horror.
Zawsze lubiła opowieści z dreszczykiem, wiec zatrzymała się i ukradkiem weszła do domu. W pewnej chwili, kiedy główny bohater miał zostać zaatakowany przez Płaczącą Lady (głównego ducha filmu "Strasząca na Zamku"), do pokoju wszedł jakiś starszy chłopak.
- Koniec horrorów, opowiem wam inną historię, która wydarzyła się na prawdę... - powiedział jak gawędziarz. Dzieci zaczęły uradowane piszczeć i zgromadziły się wokół chłopaka. Ice usiadła na szerokim parapecie przystrojonym pajęczynami, uważając, by ich nie zepsuć. W momencie obróciła się, usłyszawszy za sobą szelest.
- Jack? Co ty tu robisz? nie strasz mnie! - powiedziała cicho.
Chłopak opowiadający historię nie zaczął jeszcze mówić, bo dzieci wciąż go o coś pytały.
- Przyszedłem na coroczne opowieści. To jest Drake, zawsze opowiada straszne historie rodzeństwu,a ja lobię ich słuchać. - potem wskazał na dziewczynę, która właśnie weszła do domu. - To jego dziewczyna, Marta, również opowiada niezłe historie, ale raczej magiczne, niż straszne. - skończył siadając obok niej i za mieniąc się w słuch.

- Nie chcemy słuchać o nawiedzonym domu! Opowiadałeś nam! - zaprotestowało rodzeństwo zgodnym chórkiem.
- Opowiadał. - Jack uniósł kąciki ust, czekając, co Drake wymyśli.
- Historii o przeklętym statku ni opowiadałem? - spytał chłopak, chociaż wiedział, że nie.
- Nie...nie opowiadałeś. - Marta przytuliła go od tyłu i usiadła między dziećmi.
- Więc, legenda głosi, że kiedyś Czarny Pan...
- Znów Czarny Pan... - skrzywił sie Jack.
- Ciiiii! - uciszyła go Ice ciekawa opowieści.

- Wow, po raz pierwszy o nas wspomina...
- Jack!
- Dobra, siedzę cicho...
- Statek zaginął. Wedle wielu legend i historii opartych na faktach, kiedy statek jest w pobliżu, morze zaczyna zamieniać się w krew. Potem, zawsze za sterem pojawia się bezoki kapitan, który w momencie trzaśnięcia piorunów, które zawsze podążają za statkiem, jak wilki karmione świeżym mięsem. Ze statku rozlatują się nietoperze wielkości człowieka. Zmutowane elfy, które próbowały ratować porwanych ludzi... W kajutach znajdują się szkielety, gnijące ciała i wnetrznosci. - Jack czekał tylko na jeden moment - Statek podobno pływa po Morzu Czerwonym....
Jack chwycił Ice za rękę.
- Idziemy sami sprawdzić? - spytał z uśmiechem.
Ice odwróciła się zszokowana.
- Co?
- Chyba, że się cykasz... - Jack powiedział nonszalancko, z wyraźną prowokacją.
- Nie cykam się... - wyrwała dłoń z uścisku.
- No to lecimy. Zbieramy innych?
Ice niepewnie pokiwała głową.
***
- Elsa, chodź! Będzie fajnie! - Ice pukała w okno, w którym stała dziewczyna
Blondynka patrzyła niepewnie, ale słyszała wszystko.
- To nie ja cie zapraszam. - stwierdził Jack. Chwilę potem, zrozumiał jak to zabrzmiało. - Żeby nie było, że nie chcę, tylko, że ja nie maczam w tym palców!
- No Elsa! - królowa dopiero teraz zauważyła, że jej siostra, Kristoff i Merida również tam są i że latają!
- Jak wy..?! - spytała, widząc je połyskujące złotym pyłem.
- Magiczny pył z Nibylandii! - zawołała Roszpunka(tak, znały się, ale Jack o tym nie wiedział), która również latała w powietrzu, trzymając swoje włosy w rękach, a Julek, który również pomagał jej w ich trzymaniu, nie był zachwycony lataniem w powietrzu.
- No, co jak co, ale tylu osób z Jackiem byśmy nie unieśli! - powiedziała Ice odrywając na chwilę dłoń od twarzy, ale cały czas opierając się o witrynę okna, które Elsa w końcu otworzyła.
- Okey, idę, ale najbierw zrobię się troszkę mniej widoczną... - pstryknęła palcami i jej sukienka pociemniała, wraz z makijażem i śnieżynkami we włosach. Zrobiła się tez krótsza, odsłaniając kolana, a buty zamieniła na kozaki, również czarne.
Usłyszeli przerażony krzyk, ale on brzmiał raczej w ten deseń:
"Ułaaahaaaaahaaauałaaa....(chwila ciszy)... i BUM!"
Jack złapał się za głowę.
- Prosiłem, pilnujcie Czkawki, bo go Szczerbatek porwie! Czy ja wszystko muszę robić sam?! - spytał retorycznie i poleciał w kierunku z którego dochodził głos.
- Tak, miło będzie, jeśli sam zrobi wszystko! - powiedziała przeciągle Ice.
- Polecimy bez nich, znajdą się po drodze! - Ania puściła oczko reszcie.
Elsa stanęła w oknie, a Merida posypała ją magicznym pyłem.
Roszpunka, Merida, Ania, Elsa i Ice złapały się za ręce. Ice też była pod wpływem magicznego pyłu, bo latanie nie przynosiło dużego zmęczenia, a ona tylko chodziła po powietrzu.
Lecieli zatem w kierunku Morza Czerwonego, a na samym poczatku drogi, zdyszani Jack i Czkawka dogonili ich, zmuszeni niestety biec po ziemi, inaczej Szczerbek by ich zauważył. Kiedy wreszcie go zgubili, tak jak reszta, lecieli, obok Julka, Kristoffa i dziewczyn.
Po około godzinie (bacząc na fakt, ze Mikołaj zabronił tymczasowo używać kryształowych kul, bo coś sie z nimi zepsuło i wymagały naprawy, nie mogli wiec zrobić tego w ciągu kilku sekund) dotarli nad brzeg morza. Wzbili sie ponownie w powietrze, uzupełniając braki pyłu.
- Krew! - krzyknęła przerażonym głosem Roszpunka i przytuliła się do Jula. - Myślałam, że to tylko opowieść! - morze zaczęło się robić czerwone. Nagle spod karmazynowej tafli wyłonił się statek. Usłyszeli złowieszczy śmiech kapitana. Wszyscy zamarli z przerażenia. Myśleli, ze to tylko legenda.
Ogromne nietoperze leciały w ich kierunku...
- Jest bardzo fajnie! - skomentowała sarkastycznie Elsa stwierdzając, że jeśli ma zginać, niech wiedzą, że ma im to za złe.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak się podobało? Część druga najpóźniej w poniedziałek, ale postaram się na jutro.
Może być? Nie jestem za dobra w pisaniu strasznych historii, a gdybym była, jak sama znam siebie, bałabym się tego, co napisałam ;)
Wasia Venti~
Blondynka patrzyła niepewnie, ale słyszała wszystko.
- To nie ja cie zapraszam. - stwierdził Jack. Chwilę potem, zrozumiał jak to zabrzmiało. - Żeby nie było, że nie chcę, tylko, że ja nie maczam w tym palców!
- No Elsa! - królowa dopiero teraz zauważyła, że jej siostra, Kristoff i Merida również tam są i że latają!
- Jak wy..?! - spytała, widząc je połyskujące złotym pyłem.
- Magiczny pył z Nibylandii! - zawołała Roszpunka(tak, znały się, ale Jack o tym nie wiedział), która również latała w powietrzu, trzymając swoje włosy w rękach, a Julek, który również pomagał jej w ich trzymaniu, nie był zachwycony lataniem w powietrzu.

- Okey, idę, ale najbierw zrobię się troszkę mniej widoczną... - pstryknęła palcami i jej sukienka pociemniała, wraz z makijażem i śnieżynkami we włosach. Zrobiła się tez krótsza, odsłaniając kolana, a buty zamieniła na kozaki, również czarne.
Usłyszeli przerażony krzyk, ale on brzmiał raczej w ten deseń:
"Ułaaahaaaaahaaauałaaa....(chwila ciszy)... i BUM!"
Jack złapał się za głowę.
- Prosiłem, pilnujcie Czkawki, bo go Szczerbatek porwie! Czy ja wszystko muszę robić sam?! - spytał retorycznie i poleciał w kierunku z którego dochodził głos.
- Tak, miło będzie, jeśli sam zrobi wszystko! - powiedziała przeciągle Ice.
- Polecimy bez nich, znajdą się po drodze! - Ania puściła oczko reszcie.
Elsa stanęła w oknie, a Merida posypała ją magicznym pyłem.
Roszpunka, Merida, Ania, Elsa i Ice złapały się za ręce. Ice też była pod wpływem magicznego pyłu, bo latanie nie przynosiło dużego zmęczenia, a ona tylko chodziła po powietrzu.
Lecieli zatem w kierunku Morza Czerwonego, a na samym poczatku drogi, zdyszani Jack i Czkawka dogonili ich, zmuszeni niestety biec po ziemi, inaczej Szczerbek by ich zauważył. Kiedy wreszcie go zgubili, tak jak reszta, lecieli, obok Julka, Kristoffa i dziewczyn.
Po około godzinie (bacząc na fakt, ze Mikołaj zabronił tymczasowo używać kryształowych kul, bo coś sie z nimi zepsuło i wymagały naprawy, nie mogli wiec zrobić tego w ciągu kilku sekund) dotarli nad brzeg morza. Wzbili sie ponownie w powietrze, uzupełniając braki pyłu.
- Krew! - krzyknęła przerażonym głosem Roszpunka i przytuliła się do Jula. - Myślałam, że to tylko opowieść! - morze zaczęło się robić czerwone. Nagle spod karmazynowej tafli wyłonił się statek. Usłyszeli złowieszczy śmiech kapitana. Wszyscy zamarli z przerażenia. Myśleli, ze to tylko legenda.
Ogromne nietoperze leciały w ich kierunku...
- Jest bardzo fajnie! - skomentowała sarkastycznie Elsa stwierdzając, że jeśli ma zginać, niech wiedzą, że ma im to za złe.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak się podobało? Część druga najpóźniej w poniedziałek, ale postaram się na jutro.
Może być? Nie jestem za dobra w pisaniu strasznych historii, a gdybym była, jak sama znam siebie, bałabym się tego, co napisałam ;)
Wasia Venti~
Buuuuuuuuuuuuuuuu! |
Super ;-) nwm ale wydaje mi sie, ze z tym statkiem zwiazani sa rodzice elsy ;-) zapraszam do mnie!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział:-) Aż mam dreszcze <3 Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńNo ja też mam dreszcze łuuuuuu
OdpowiedzUsuń