czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 14 ,,Pokątna, część II : Sklep u Olivandera i Hogwart Exspress"

 - Dzień... dobry? - powiedziała brązowowłosa, widząc Elsę i Roszpunkę, które wyglądają zza jej ramion, jakby zobaczyły ducha. Dopiero po chwili stanęły obok niej.
- Czyżby panienki Cantavailer, Cold i Light? - spytał staruszek, a dziewczęta zgodnie pokiwały głowami - To która pierwsza?
    Roszpunka i Elsa lekko pchnęły Pottero-zanwczynię w kierunku starca. Spiorunowała je wzrokiem, ale nie powiedziała nic.
Staruszek wyciągnął długa taśmę ze srebrną podziałką.
 - Która ręka ma moc?
 - Am... ja.. ja w zasadzie pisze prawą, ale inne rzeczy robię lewą... ja... nie wiem?
 Staruszek wziął jakieś dwa kamienie, które wygadały identycznie. Dał je do rak dziewczyny, a jej lewa ręka natychmiast runęła wraz z kamieniem w dół.
 - Czyli do prawej. Wyciągnij ja, proszę.
Dziewczyna uniosła brew, nie wiedząc o co dokładnie chodzi.
 Zmierzył jej rękę od ramienia do palca wskazującego, potem od nadgarstka do łokcia, potem jeszcze odległość ramienia od podłogi, od kolan do pachy, obwód głowy... innymi słowy, zmierzył chyba wszystko, co się dało. Nawet szerokość nosa, chociaż staruszek grzebał już w poszukiwaniu pudełka i kiedy odwrócił się plecami, lekko odgoniła miarkę ręką, bo zachciało jej się kichać.
 - Koniec - taśma opadła na podłogę wraz ze słowem starca - Panienka spróbuje tej... dziesięć cali, jarzębina, rdzeń ze smoczego serca, giętka... wziętość i machnąć.
     Caroly machnęła różdżką i szyba w oknie wystawy pękła. Kilka osób na Pokątnej odskoczyło, a Car rzuciła im bezgłośne "wybaczcie".  Staruszek wyrwał ją z jej ręki i poszedł szukać nowej.
 - A ta? Dwanaście cali, wierzba, wąsy trolla, niezbyt giętka.
    Ledwo wzieła ja do rąk, złamała krzesło w sklepie.
 - Przepraszam... - pisnęła, przypominając sobie ze Harry niczego nie zepsuł. 
 - Nie szkodzi, zaraz znajdziemy taka, jak trzeba!
  Przyniósł jej jeszcze kilka różdżek, a dwie ostatnie powstrzymał przed eksplodowaniem czegoś na zapleczu. Caroly zaczęła się troszkę martwić. Może żadna różdżka jej nie zechce?
 - Hmmmm... a może? Nie... chociaż...
    Olivander pobiegł poszukać jakiegoś pudełka i wrócił uradowany, chociaż z niepewnym wzrokiem.
 - Czternaście cali, akacja, włos z ogona testrala, elastyczna, elegancka, dobrze leży w dłoni...
     Caroly poczuła ciepło płynące od różdżki. Zamachnęła nią i zupełnie nagle na jej towarzyszkach pojawiły się suknie balowe, a włosy zakręciły się w całkiem ciekawe fryzury.
 - Świetnie! Brawo, już ci ją pakuję... - powiedział podekscytowany.
Włożył różdżkę z powrotem do pudełka, owinął brązowym papierem i wręczył dziewczynie. Chwile potem odczarował wszystko to, co napsuła szatynka (tak, poprzedni wygląd Roszpunki i Elsy również)
 - Dziękuję. - powiedziała i stanęła obok Elsy, gdyż staruszek upodobał sobie pannę Light.
   Przed dziewczynami pojawiła się podobna scenka z mierzeniem, a Ice zdała sobie sprawę, że wygląda to bardzo zabawnie.
 - Jestem prawie pewny, że to będzie ta właściwa. Jedenaście i pół cala, czerwony dąb, szpon hipogryfa, giętka, bardzo ładna i nadaje się do rzucania uroków...
     Roszpunka zamachnęła różdżką i kilka fioletowych iskierek zamieniło się w motylki.
 Staruszek zaklaskał ze swoim słynnym ,,Brawo" i zawołał Elsę.
 - Hmmmm...  trzynaście cali, wiśnia, włos z głowy wili, niezbyt giętka...
 Ledwo dał ją Elsie, a już biegł z inną.
 - Jak mogłem pomyśleć, że akurat ta. Proszę spróbować tej... trzynaście i trzy czwarte cala, hikora, kieł widłowęża, sztywna, ale za to bardzo potężna.
    Elsa zamachnęła i wokoło zaczął wirować niebieskawy pyłek.
 - To dobrze, czy źle? - spytała dziewczyna oglądając różdżkę.
 - Dobrze, bardzo dobrze! - zawołał i również jej dał pudełko z różdżką.
     Car poczuła lekką zazdrość, że dziewczyny tak od razu znalazły odpowiednia, a ona napsuła całkiem sporo rzeczy, w tym żyrandol, spodnie pana Olivandera (ale chyba się nie zorientował, zauważył widocznie tylko dym), kawałek podłogi...
     Jej rozmyślania przerwał dzwoneczek. W tej chwili do sklepu weszli Flynn i Jack.
 - Cześć dziewczyny! - zawołali chórkiem.
 - Cześć, my już mamy różdżki! - pochwaliła się Punzie.
 - Widzieliśmy przez pękniętą szybę! - uśmiechnął się Jack na wspomnienie o wymachującej różdżkami Ice.
     Staruszek zmierzył chłopaków wzrokiem i wziął Jacka ze rękę i począł go mierzyć, wśród chichotów reszty. Kiedy tylko staruszek odsunął się trochę dalej, białowłosy(tak, jego włosy pomimo zaklęcia Dumbledore'a wróciły do pierwotnego koloru) próbował się ruszyć,a miarka za to uderzyła go w głowę.
 Z Jack'iem było podobnie jak z Ice, trzymał w ręce wiele różdżek, ale Olivander wyjmował je z jego rąk, zanim zdążył coś zepsuć. Za to Flynn`owi podeszła już druga różdżka. Jack zachował dwunastocalową różdżkę ze świerka, z rdzeniem ze smoczego serca, która była bardzo giętka. Za to Flynn otrzymał modrzewiową różdżkę, długą na dziesięć cali, z rogu jednorożca, była dosyć giętka. Chłopcy powiedzieli, ze Kristoff zdeklarował się na noszenie podręczników, więc nie chcieli się narzucać i poszli po różdżki, podczas gdy on jeszcze tam był i coś oglądał.
     Wyszli od pana Olivandera i minąwszy Czkawkę i Meridę(którzy właśnie do niego szli, trzymając klatkę z sową, dokładniej szara sową), zamienili z nimi parę słów o swoich różdżkach, a potem poszli po szaty.
 - Zobacz, już kupili różdżki!- zawołała Mavis do Ani, stoją nieruchomo, kiedy Madame Malkin upinała jej szatę.
 - O, kochaneczki się znają? - spytała przysadzista kobieta, uśmiechając się.
 - Tak, nawet dobrze! - odpowiedział Jack.
 - Będziecie musieli troszkę poczekać, bo mamy tylko cztery stołki. - zwróciła się do Elsy, Jacka i Flynna (bo dwie czarownice porwały już Caroly i Roszpunkę).
Nie musieli długo czekać, bo Mavis i Ania zaraz zeszły ze stołków i  wpuściły na swoje miejsce Elsę i Jacka. Szybko skończyła też z Ice i Flynn wstąpił na jej miejsce.
       Nie zabawili długo u pani Malkin, bo musieli kupić jeszcze wiele rzeczy, a pani Hooch obiecała im przybyć po nich za cztery godziny.
      Z ciemnego sklepu z szyldem dobiegło ich pohukiwanie i skierowali się tam celu zakupienia sobie pupilków.
       Ice od razu rzuciła się w stronę kotów, ale pomyślała, że jeden uparciuch czeka na nią w jej czasie i postanowiła sobie odpuścić. Roszpunka, Mavis i Elsa kupiły sobie właśnie koty( ten roszpunki był rudy, Mavis czarny z białymi rękawiczkami a Elsy całkiem biały, o pięknych błękitnych oczkach), Flynn całkiem zrezygnował ze zwierząt, a Jack, Caroly i Ania wrócili z sowami (Jack kupił napuszoną sowę w odcieniu ciemnego drewna, Ania taka podchodzącą pod rudo-blond płomykówka, a Caroly zapragnęła białego puchacza w czarne plamki).
     Z sową Jack było jednak troszkę ciekawie. W sklepie robiła od niego słodkie oczka i bez wahania postanowił ją wziąć. Ale, kiedy tylko wyszli ze sklepu zaczęła go dziobać w palce i pohukiwać za każdym razem, gdy chciał coś powiedzieć i Ivero z Ivera stał się ,,głupim ptaszyskiem". Jack w najlepsze obrażał ptaka, a ptak robił dosłownie wszystko, zeby uprzykrzyć chłopakowi ten dzień.
 - Nie no, Ice, zmaiensie1Ty masz rękę do zwierząt! - zawołał, kiedy zobaczył, ze jego ptak pociera głową o rękę Ice, która akurat ja tam położyła.
 - O nie, nie zamienię Lilith. Kupiłeś, wiec sobie radź.
    Jack co chwila mruczał coś pod nosem, a jego ręce były podziobane przez przeklętego ptaka, którego nie dało się zwrócić. Otworzył nawet klatkę, by ptak odleciał sobie w sina dal, ale głupie ptaszysko nie miało zamiaru opuścić chłopaka.
   Na koniec dokupili resztę rzeczy i pozbierali znajomych, którzy, jak oni, mieli już wszystko. Jak się spodziewali, pani Hooch czekała na nich już w nieco lepszym humorze, niż przednio.
 - Oto wasze bilety. Kiedy będzie trzeba przyjdę do akademia i zabiorę was na King Cross. Na biletach jest wszystko, a ja muszę już niedługo wracać do Hogwartu, więc liczę, że się nie zgubicie w drodze do domu.

***
       Przybyli już niemal spóźnieni i razem z wózkami biegli w kierunku peronów dziewięć i dziesięć. Wiedząc, co trzeba zrobić, wbiegli na barierkę i znaleźli się przed Hogwartowym Exspressem. Grupa rudzielców stała przed pociągiem i rozmawiała z mamą i siostrą. Weszli do pociągu w tym samym czasie, co oni, ale wejściem znacznie dalej. 
 - Nie obrazicie się, no bo... wiecie, no... - zaczęła Ice, szukając wzrokiem dwóch rudych głów.
 - Tak wiemy, leć! Idziemy za wami, szukać jakiś wolnych przedziałów. - powiedział Jack do Roszpunki, która zdecydowała się iść z tą szurniętą szatynką. 
On wiedział, ale czy reszta wiedziała? Widocznie nie, gdyż Flynn spojrzał pytająco na Jack'a, a ten powiedział, że mu wszystko opowie. Szli wśród tłoku, a idące na końcu Mavis i Ania zostały pchnięte przez wózek do przedziału z Pansy. Czkawka i Merda, znajdując wolne miejsce w przedziale z Cho Chang, zatrzymali się tam. Kristoff i Flynn wylądowali z dwoma chłopakami, najprawdopodobniej z piątego roku. Elsa i Jack ciągle wiernie dążyli za Ice i Roszpunką.
 - Jeśli dobrze pamiętam z książki, to poszli na przód. - powiedziała Caroly ciągnąć Roszpunkę za rękę.
 - Okey! My już nie idziemy dalej, bo nie wiemy, czy są miejsca. 
 - Zostajemy tu! -zawołał głośniej niż Elsa Jacki wszedł do przedziału, w którym zobaczył Blaise'a Zabiniego i Dafne Greengrass. Trochę żałował swojego wyboru. Elsa nie była zbyt szczęśliwa. Jedzie z osobami, których nie lubi. 
         Caroly i Roszpunka wreszcie zobaczyły rude głowy i wychyliły się przez drzwi przedziału.
 - Cześć, możemy się dosiąść? Nie ma wiele wolnych miejsc! - powiedziała Car.
           Oprócz Weasleyów był również Lee Jordan. Teraz Caroly przypomniała sobie, że posiada on podobno wielka tarantulę.
 - Pewnie! - powiedzieli równocześnie bliźniacy.
Kiedy obie dziewczyny zrobiły krok do przodu, pociąg ruszył i straciły równowagę. Roszpunka przytrzymana przez George'a Weasleya podziękowała mu i usiadła zachowując dystans po przeciwnej stronie, obok Lee. Z Ice było bardziej ekstremalnie (jak zawsze). Wylądowała na kolanach drugiego pana Weasleya.
 - Oj Fred, pierwszoroczna na ciebie leci! - zażartował chłopak z dredami.
Rudzi zaśmiali się.
 - Zazdrosny? Może tobie też usiąść na kolana? - powiedziała wstając, a bliźniacy zaczęli wydawać klasyczne "uuuuuu".

     Wtedy do przedziału wpadli Jack i Flynn, byli zdyszani. Z drzwi wystawały jedynie ich głowy.
 - Hej, co wy tu robicie? - spytała Roszpunka.
 - To ty się tu dobrze bawisz beze mnie? - spytał Flynn.
 - Wiejemy przed Crabbe'm  i Goyle'm. - wysapał Jack.
 - Co wyście im zrobili, ze was gonią? - spytali chórkiem bliźniacy.

Ciąg dalszy nastąpi...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sory, ze znów krótko, ale kolejne półtora godziny zmarnowane (wliczam tu wymyślanie różdżek), wiec licze na wyrozumiałość. No, w następnym dostaniecie wyjaśnienie, dlaczego ich gonia, ale jak na razie mam nadzieję, ze wam sie podoba ;)
Lusia


Rozdział 13 "Pokątna, część I"

Tak, jak wspomniałam,  Elsa zaczęła czytać na głos, a reszta słuchała jej, jak również wpatrywa  ła się w swoje listy.
HOGWART
SZKOŁA 
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: Albus Dumbeldore
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów) 
          Szanowna Panno Cold!
      Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. 
      Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
       Z wyrazami szacunku,
http://static1.wikia.nocookie.net/__cb20111220005429/harrypotter/images/6/67/Minerva_McGonagall_sig.png 




Minerva McGonagall,
Zastępca Dyrektora
    Elsa długo wpatrywała się w napis na kopercie głoszący 

 "Panna E. Cold
Pokój 14 (Wschodnie Skrzydło)
Opuszczona Akademia 5
Londyn"

 - Zatem oficjalnie mieszkamy w Londynie - stwierdził Kristoff
 - Super, ciekawe tylko jak my mamy się odstać na King Cross? - spytała Roszpunka, nie wiedząc, z kim i co mają robić.
Wtem zobaczyli coś ciekawego. A dokładniej kogoś. 
 - Mój stary, dobry znajomy namieszał w czasie i sprowadził was, młodzi czarodzieje do Hogwartu! Mogłem się spodziewać, moi drodzy! Gdybym nie dał mu Zmieniacza Czasu, nie dałby rady tego zrobić. A teraz musiałem mu pomóc w waszym przybyciu tutaj...
      Czkawka, który wiedział o tej historii tyle, co kot napłakał, (o dziwo) bez trudu rozpoznał starca. 
 - Profesor... Dumbledore? 
 - A któż by inny? - uśmiechnął się profesor.
 - No cóż, przyślemy wam kogoś, kto was doprowadzi na Pokątną, ale najpierw muszę wam niestety wprowadzić kilka zmian. 
  Zamachnął różdżką i po chwili kły Mavis doszły do długości normalnych zębów. Kiedy machnął po raz drugi, włosy Roszpunki skurczyły się i dziewczyna spojrzała pytająco na Dumbledore'a.
 - Nie martw się. Jak będziesz chciała, to dam ci anty-zaklęcie na wakacje i ferie.
Potem zamachał różdżka jeszcze raz i włosy Jack`a stały się lekko blond. Ale były wciąż znacznie bielsze od włosów Elsy. Nie były po prostu śnieżno białe. 
 - Kiedy będzie trzeba,  przyśle po was jednego z nauczycieli, żeby was tam zabrał. Myślę, że potem sobie poradzicie, bo w sumie żadne z was nie ma jedenastu lat, mimo, iż tak faktycznie wyglądacie. Nieprawdaż, moi czternasto i siedemnastolatkowie?
       Wtedy też profesor podszedł do kominka i zniknął w zielonym ogniu. W miejscu, gdzie stał pojawiła się koperta. Znaleźli w niej spora sumę pieniędzy z liścikiem: ,,Na zakupy na Pokątnej, bo Mikołaj zapewne o tym zapomniał".

***

    Pani Hooch szła bardzo szybko i reszta ledwo za nią nadążała. Nie była zbyt szczęśliwa i co jakiś czas przecierała ręką oczy. Widać była niewyspana i w nie najlepszym humorze. Wreszcie zatrzymali się pod małym, brudnym pubem. Był miedzy wielka księgarnia a sklepem z płytami gramofonowymi.  Dziurawy Kocioł, a jakże by inaczej!
 - Wchodzić po kolei! - powiedziała nauczycielka.
Było tam ciemno i obskurnie. Elsa dziwiła się, że ktoś w ogóle może chcieć byś w takim miejscu. Chociaż, jak na razie, wszystko szło zgodnie z tym, co przewidywała. No, nie wiedziała jednak, kogo po nich przyślą, a tu bum! Pani Hooch.
   Barman był całkowicie łysy, bezzębny i pomarszczony niczym orzech włoski. Ice skrzywiła się na jego widok. Chociaż teraz może powinnam zacząć nazywać ja po imieniu, znaczy się Caroly?
       Młoda Strażniczka doskonale pamiętała ten moment z książki, kiedy Harry i Hagrid przybyli do Kotła. Hagrida znali prawie wszyscy, machali mu i w ogóle. Podczas gdy oni z panią Hooch weszli do środka, wszyscy umilkli, a nauczycielka obejmowała srogim spojrzeniem swoich tymczasowych podopiecznych.
          Wyprowadziła ich bez słowa tylnymi drzwiami, na małe, zamknięte podwórko z pojemnikiem na śmieci. Można było tam się dopatrzeć paru chwastów.
   Nauczycielka wyjęła różdżkę i stuknęła w cegłę muru, po czym kazała się odsunąć. 
     Cegła w którą stuknęła, przekręciła się i ukazała dziurę, która robiła się coraz większa. W końcu przeszli pod kamiennym łukiem. Nie zdążyli się zbytnio przyjrzeć, bo cała grupa wysypała się na drugą stronę przejścia.
       Znaleźli się na brukowanej ulicy, która nikła za pobliskim zakrętem.
 - A teraz, mam nadzieję że dacie sobie radę z zakupem wszystkich rzeczy. Do widzenia. - nauczycielka cofnęła się i zniknęła za kamiennym murem.
   Cała dziesiątka stała i przyglądała się w zdumieniu wszystkiemu dookoła.
 - Wow... film nie oddał do końca tego, jak to wygląda! - powiedział Jack.
 - To co, każdy w swoją stronę? - spytała Merida. 
  Reszta pokiwała zgodnie głowami.
Merida wyciągnęła listę rzeczy, które były potrzebne.

HOGWART
SZKOŁA 
MAGII I CZARODZIEJSTWA
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienna (czarną)
2. Jedna parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
3. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.

PODRĘCZNIKI:
        Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Waffilinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera
Ciemne moce: Poradnik samoobrony Quentina Trimble'a

POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE:
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek 
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
   Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota ALBO jedna ropuchę.

PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ZE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ.

 Merida fuknęła niezadowolona. Ona by chciała własna miotłę.
 Rozdzielili się na kilka grup. W pierwszej, która ruszyła w kierunku różdżek składała sie z Elsy, Roszpunki i Ice. Druga: Merida i Czkawka, popędziła z kierunku sklepów ze zwierzętami. Mavis z Anią zagadane ruszyły gdzieś nie mówiąc gdzie konkretnie, a Flynn, Jack i Kristoff poszli po podręczniki (przy czym reszta poprosiła, żeby im też kupili od razu).

      Elsa, Caroly i Roszpunka stanęły właśnie pod sklepem z różdżkami.
  OLIVANDEROWIE: WYTWÓRCY NAJLEPSZYCH RÓŻDŻEK OD 382 R. PRZED NOWĄ ERĄ. 
Dziewczyny spojrzały przez szybę. Nie pomyliły się, sądząc, ze będzie identycznie, jak było w książce. na zakurzonej poduszce leżała jedyna różdżka. Otworzyły drzwi. Gdzieś w głębi sklepu zadzwonił dzwoneczek. Sklep był pusty, oprócz wspominanego w książce jednym krzesłem z wysokim oparciem i wąskich pudełek piętrzących się od podłogi do sufitu. 
 - Dzień dobry panienki! - przywitał je cichy głos. 
Staruszek miał nadzwyczaj wielkie oczy.

Ciąg dalszy nastąpi...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Osobiście nie spodziewałam się , że z tym jest aż tyle roboty! Pisałam ten rozdział półtorej godziny, jeśli nie więcej. Ufff... skończyły się moje plany na rozdział ze wszystkim! Postaram się oddać jutro, albo, jak się uda, jeszcze dzisiaj.
  Lusia

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 12 ,,Nie ma to jak narozrabiać w czasie i wysłać nas do 1991!"

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - rozentuzjazmowany pisk rozległ się w małym pomieszczeniu(ale nie zdziwiłabym się, gdyby obszedł cały biegun).
    Oj, przepraszam, cofnijmy zatem "film" kilka "klatek" wcześniej...
Na czym to my skończyliśmy ostatnio? A no tak...
- Zatem chciałbym, żebyście...  (i tu przerwaliśmy)
- ...cofnęli się do 1991 roku. - dokończył Mikołaj. - Odkryłem, że...
- Co?! Ja już ponad trzysta lat  żyję i nie mam zamiaru się cofać w cza... - Jack nie dokończył, bo Mikołaj wyjął z kieszeni listy.
- ... że historia p. J. K. Rowling działa się na prawdę. Właściwie was damy jeszcze dwa lata wcześniej - dodał oplatując palcem Jacka, Elsę, Kristoffa, Roszpunkę, Czkawkę i Flynn`a. 
- Czy to znaczy że...? - powiedziała podekscytowana Ice.
- Tak, Ice.
(i wtedy właśnie rozległo się "Aaaa[..]aa!)
- Będę na jednym roku z Harrym Potterem! - wydarła się Ice - A wy z bliźniakami Weasley, Angeliną Jonson, Lee Jordanem i Ame...
- Czyli masz zamiar wsadzić nas tak stąd po prostu do Hogwartu i w ogóle nie interesuje cię nasze zdanie na ten kontrowersyjny pomysł? - spytała Elsa. Ona i tak już żyła w tzw. Świecie Zatrzymanym*.
 - Właśnie tak. Głównie dla tego, ze przypadkiem narozrabiałem w czasie i doprowadziłem Lorda Voldemorta od zwycięstwa i wysyłam was tam ze specjalną misją.
- Nie ma to jak narozrabiać w czasie i wysłać nas do 1991! - oburzył się Czkawka.
- Chwila, chwila, chwila... TY narozrabiałeś w czasie i wysyłasz NAS do Hogwartu, żebyśmy to odwrócili, dobrze rozumiem? - Roszpunka rzuciła zdumione spojrzenie starcowi.
- Nawet sobie nie myśl, że się zgodzimy! - krzyknął Jack.
- Ja się zgadzam - powiedziała Ice.
- Ja też - dodała Ania.
- Nie widzę przeszkód! - Merida przytuliła dziewczyny.
- W sumie to może być całkiem ciekawe! - Czkawka poszedł w stronę tych "za".
- A co mi tam! - Roszpunka wbiegła miedzy Anię a Ice.
       Jack bez słowa, dalej stał po stronie "przeciw".
   Flynn rzucił mu prowokujące spojrzenie "Ja wiem, że ty też zmienisz zdanie..." i przeszedł na druga stronę. Mavis jednym susem znalazła się przy Meridzie i obserwowały co dalej.
- W sumie... skoro dostałam list z Hogwartu, to czemu mam tam nie iść? Ktoś w sumie musi ponaprawiać szkody w czasoprzestrzeni! - Elsa zwinnym krokiem doszła do Ice, a Ania uścisnęła ją.
- Przegłosowane, Jack. - powiedziała Roszpunka.
     Jack z zapasanymi rękami wyszedł naprzeciw tych "za" i obrócił się w stronę Mikołaja.
- Jaki mamy plan?
      Rozległy się wiwaty i zaczęli ściskać Jacka.
 - Więc tak. Na początku odmłodzę was o rok, bo musicie wylądować w latach Hogwartu, a nie będę majstrować waszym wiekiem zbyt wiele. Cofnę was do roku 1989. A potem cofnę Anię i Ice do 1991. Następnie, kiedy położycie się spać, czas przyśpieszy baaardzo i wszystko, co powinno dziać się w ciągu czterech lat przejdzie wam z szybkością snu. Oczywiście zachowacie wszystkie wspomnienia, jakby to było normalnie, ale będziecie mieć świadomość, że to było błyskawiczne. Zjawicie się potem na turnieju Trójmagicznym i tam będziecie musieli zapobiec na wszelkie sposoby śmierci Harrego. Potem, za rok będziecie musieli wsunąć podręcz... a wiecie co? Chyba was wszystkich dam na jeden rok z Harrym, Ronem i Hermioną.
- Ale... dlaczego? - Meridzie nie za bardzo podobał się ten cudowny pomysł.
- Żebyście mieli ciekawiej! - odpowiedział klaszcząc w dłonie. - Przy okazji czas sobie przypomnieć prawdziwe imię i nazwisko, Ice.
- Tiaa, Caroly Cantavailer, pamiętam! Jeszcze nie mam sklerozy!
- Tak dokładniej, to magia w Zatrzymanym Świecie jest na zasadzie czarownic w średniowieczu, wiec wasi rodzice, jakoby posiadali, to o tym nie wiedzieli. Roszpunka, Mavis, Elsa i Ania, czarownice czystej krwi. Flynn półkrwi, podobnie jak Jack. Półkrwi mamy także Ice i Meridę. Za to Czkawka i Kristoff urodzili się w niemagicznej rodzinie. Przynajmniej wiecie coś już osobie. Jakieś pytania?
- Właściwie, to gdzie my konkretnie wylądujemy? - spytał Jack.
Oglądał jedynie filmy i nie spieszyło mu się czytać książki.
- Nie wiem. Albo w opuszczonej akademii, którą wam urządziłem, gdzie będziecie przebywać w czasie wakacji, albo na Pokątnej z listami. A teraz miłej drogi! - siwowłosy przekręcił kolbą jakiegoś mechanizmu.
- Nie!!! Czekaj muszę zapy...! - Roszpunka nie zdążyła dokończyć, bo nie widziała już ani Mikołaja, ani niczego.
Było tylko złote światło, pełno zegarów, wszystkie cofające jej wygląd, wiek i  sam czas. Wszystko nagle ucichło i zostało zastąpione przez złote smugi światła, podobne roztaczał wokół siebie Piasek.

***

Wylądowała gdzieś, uderzając głową o marmurową posadzkę jakiegoś budynku.
- Wszystko w porządku? - usłyszała głos Ice i zobaczyła nad sobą dziewięć głów.
- T-tak. Ałaaaa - dotknęła swojej głowy i zaczęła ja masować.
Wszyscy byli mniejsi, mieli jedenaście lat, dziecięce buzie, cieniutkie głosiki i wyglądali komicznie. Stali w za dużych ubraniach, obserwując ją.
- Wiec gdzie jesteśmy? - ozwał się niespodziewanie Czkawka, dużo cieńszym, niż miał wcześniej.
- Nie czytałeś ani ksiazki, anie nie oglądałeś filmu? - spytała Rozpunka podnosząc się z ziemi.
Pokręcił przecząco głową.
- Ja przeczytałam wszystkie części, bo jedną miałam w wieży, a następne w domu, w zamku...
- Okey, wiemy, że to nie Hogwart, nie Pokątna, tylko ta akademia gdzie nas wysłał przeklęty święty! - podsumowała Merida.
    Nagle do pokoju wpadły sowy, niosąc listy i dostarczając je prosto do adresatów.
Elsa chwyciła swój i otwierając go zaczęła czytać na głos, a reszta dokładnie jej słuchała.


* Świat Zatrzymany - to część Europy i Ameryki Północnej, które posiadając tzw. "Drugą Warstwę" i są nałożone na normalny kontynent. Można się tam przedostać jedynie będąc lub z osobą nadnaturalną, np. jak Ice i Jack. Takie miejsce jest rozmieszczone czasowo po Średniowieczu i Nowożytności.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sorki, ze krótko, ale alej przydałaby mi się książka, a muszę ją dopiero wypożyczyć z biblioteki.
Mam nadzieję, ze się podobało. Proszę! Jak przeczytałaś/eś zostaw chociaż kropkę w komentarzu!
Mogę wam za to zapowiedzieć, co w następnym, który napisze, jak będę mieć przy sobie książkę.
- Zakupy na Pokątnej.
- Jazda Hogwartowym Expresem.
- Rejs po jeziorze.
- Początek Ceremonii Przydziału

Bo część dalsza Ceremonii w następnym, żeby było ciekawie ;)
Wasza Lusiaaa




sobota, 22 listopada 2014

Troszkę sobie poczekacie na 12

Bo pracuję nad taką sobie niespodzianką!!! A tymczasem zapraszam na mój drugi blog -----> http://corka-jacka-frosta.blogspot.com/

Lusia

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 11 "Czerwony, czerwony, czerwony! A może by tak karmazynowy dla odmiany?"

Wiem, ze rozdział poprzedni wzbudził kontrowersje w sprawie relacji Roszpunka x Flynn, i Elsa x Jack, dodatkowo dając Jack x Merida. To było moje małe niedopatrzenie. Zatem tak: chłopcy podzielili się zadaniami, jedne wycierał krew(no, dobra zrobię z niego bohatera XD) oderwanym kawałkiem rękawa, a drugi opatrywał nadgarstki czymś, co nie mam pojęcia skąd wytrzasną, więc mnie nie pytać ;) a przy okazji, wracamy do rozdziałów, w których jest humor...

       Jack obudził się w pomieszczeniu, które rozmazywało mu się jeszcze w oczach. Kiedy już odzyskał świadomość, zobaczył czerwone kotary, kanapy w tym samym kolorze, ogółem - dom Mikołaja. Dookoła rzecz jasna byli wszyscy pozostali uczestnicy niefortunnej wycieczki. Coś jeszcze rzuciło mu się w oczy i chwilę trwało, zanim zorientował się, czym jest rozmazana plama, całkiem blisko niego. Mavis. No, nie sama. Mavis z Melfisem. Głaskała tego wrednego kocura, a ten robił wszystko, jak mu zagrała. Jack nie miał takiego talentu do zwierząt. Ten kot go po prostu nienawidził i już.
  - Hej Mav... - powiedział podchodząc do okna, na którym siedząca brunetka.
Wyciągnął rękę do kota, który syknął na niego, jeżąc sierść. Jack wystawił mu jezyk, jakby kot miał cokolwiek z tego zrozumieć.
A owszem, zrozumiał i skoczył zdumionemu chłopakowi na głowę, a ten szamocząc się wpadł, przewracając za razem fotel, na którym drzemał Flynn.
 - Złaź ze mnie! - powiedział szatyn, gramoląc się spod białowłosego, który ciągle szarpał się z kotem.
Flynn złapał kocura w ręce, tym samym zostawiając Jacka w pozycji pół leżącej na ziemi. Duch zimy wstał i otrzepał się teatralnie, rzucając kotu złośliwe spojrzenie.
 - Nareszcie wstaliście - powiedziała wampirzyca z uśmiechem. - Już myślałam, ze nigdy się nie obudzicie. Mieliście spać tylko jeden dzień, ale Zającowi coś się przedawkowało. - dodała nie wiedząc, czy powinna.
 - Chwila, że co? Ile spaliśmy? - Flynn nie był zachwycony faktem, że jakiś wielkanocny przybłęda grzebał mu w środkach nasennych. Że co? W środkach? Flynn wolał juz nie myśleć i nie pytać, co wrzucili mu do herbaty ileś dni temu. No właśnie, ile?
 - Tak pięć dni mniej więcej, bo Mikołaj zgarnął nas wieczorem, a jest południe.
W tej chwili usłyszeli jakieś głosy w sąsiednim pomieszczeniu(oczywiście, to to pomieszczenie z tym wielki, wielkim globusem, na którym są światełka - jak by to wam wytłumaczyła nieprecyzyjnie Ice).
 Flynn i Jack stanęli we framudze drzwi. Oczywiście, Ice kłóciła się z Mikołajem, co Jack skomentował słowami "O wróciła jej mowa! Trzeba wszystkich poinformować!".
 - Czerwony, czerwony, czerwony! A może by tak karmazynowy dla odmiany?
 - Nie. Czerwony jest najlepszy - stwierdził ponuro brodaty.
 - A może szkarłatny? Karminowy? Purpurowy? Wiśniowy? Buraczkowy? - Ice wymieniała jeszcze wiele więcej odcieni czerwieni, a oni nie miel pojęcia, czy aby na pewno wszystkie istnieją. Mikołaj za każdym kolorem kręcił przecząco głową a Ice szła dalej za nim w kierunku globusa. Białe i brązowe kosmyki włosów opadły jej na znudzoną twarz i z nagłym oświeceniem wykrzyknęła, sprawiając, że chłopcy aż podskoczyli. Ale cóż, taka właśnie była Ice,nieprzewidywalna i niepowtarzalna.
- Turkusowy! Turkusowy, taaak! To taki ładny kolor! Proszę! Jeden pokój, no weź! Na taki śliczny turkus!!!
Chłopców nie nudziło to przedstawienie i gdyby nie ziewanie budzących się osób, nie odwracali by wzroku.
Rozległ się trzask. Właściwie coś, co przypominało bardziej "łup".
 - Brawo! No brawo! Tego jeszcze nie widziałem! - Jack wbił do pokoju klaszcząc na widok Czkawki, który spadł z łóżka.
 Nie takiego zwykłego, baaaaaaardzo dużego.
Czkawka miał wyraz twarzy na którym rysowało sie takie "Co do...[nie, nie dokończę XD]"
 Roszpunka wciągnęła na głowę poduszkę.
 - Dajcie jeszcze pospać! - powiedziała sennym głosem.
 - Śpisz pięć dni! - Flynn skoczył na kanapę i zaczął ja łaskotać, na co odpowiedziawszy śmiechem (poddając się),wstała.
 Flynn wrócił do Jacka i obserwowali budzącego się Kristoffa i Flynn miał zamiar wspomóc go w tym piórkiem. Z wystawionym z boku językiem, w zamyśleniu przybliżał białe piórka w kierunku nosa blondyna.
 - No cześć! - chłopcy odwróciwszy się odskoczyli parę kroków i o mało nie wywrócili się na łóżko.
Przed nimi stała kreatura z rudymi włosami na wszystkie strony, podkrążonymi oczami z leniwym uśmiechem, lekko przygarbiona. Z parę minut im zajęło, zanim doszli do wniosku, że to Ania.
Usłyszeli mlaskanie i spojrzeli w kierunku podłogi,na której leżał wielki, czerwono-rudy kłąb włosów.
Kłąb zaczął się poruszać i po chwili wystawił rękę w poszukiwaniu nie wiadomo czego. W końcu ręka natchnęła się na włosy leżącej obok Elsy, która śpiąc snem bardzo czujnym na dotyk, zerwała się wystraszona.
 - W... wyłącz budzik... - wymamrotała ruda i obróciła się na drugą stronę.
Elsa nie pozostała dłużna w kwestii. Kącik ust skoczył jej d góry w cwanym uśmiechu.
Podeszła do Flynna i zabrawszy mu piórko z rąk, przystawiła je do nosa Meridy i zaczęła nim krecią.
Ruda kichnęła i kiedy zaczęła się ruszać, Elsa odskoczyła w tył, udając, ze to nie ona.
 W tym momencie do pokoju wszedł mikołaj z zapasanymi rękami, a zaraz za nim Ice.
 - Czyli będę miała turkusowy pokój? - spytała rozkładając ręce z nadzieją.
Flynn zwrócił się do Jack`a ze słowami "A ta dalej ten sam temat...", na co białowłosy odpowiedział tylko "To przecież Ice!".
 - Nie, nie będziesz miała. - odpowiedział Święty.
 - Ale...
 - Skończyłem temat! - odwrócił się do niej i kładąc pięści na bokach spiorunował spojrzeniem.
Ona zrobiła dzióbek i zmierzyła go wzrokiem.
 - Ja uważam, ze to bardzo dobry pomysł! Widzisz, ta czerwień źle na ciebie wpływa i...
 - Zróbcie coś z nią. - powiedział do Flynna i Jack`a.
 Nie trzeba było długo prosić, bo Jack przystawił jej rękę do ust i dziewczyna wreszcie zamilkła.
Wyrywała się i kiedy w końcu jej się udało, stanęła z zapasanymi rekami i nie odzywała się przed dłuższy czas.
 - Muszę wam coś powiedzieć. - zaczął święty.
 - Czytałem ostatnio Książki, którą zapewne znacie. Wcześniej wiele razy dawałem ja na święta, ale coś mnie treaz tknęło, żeby ją przeczytać.
 - Powiesz to wreszcie?- zniecierpliwił się Kristoff.
 - No, dobra, czytałem Harrego Pottera i tak mnie wciągnęło, że przeczytałem wszystkie części! - wydusił Mikołaj.
 - Oooo! Też to uwielbiam! Moje ulubione znam każdy szczegół! Wszyściuteńko! Jak ja się wkurzyłam, kiedy nie odstałam listu z Hogwartu! - wyrecytowała Ice błyskawicznie, doskakując do Mikołaja i zaczynając drążyć temat. Taaak, to Ice, wszystkie fochy itp. nagle się u niej rozwiały.
 - Yhkhym. - Elsa rozumiała, że muszą sobie pogadać, ale oni czekali na ciąg dalszy.
 - A no tak. Mam do was wielka prośbę...
 - Więc? O co chodzi? - spytała Ania, której włosy w niewyjaśniony sposób doszły do ładu.
 - Zatem chciałbym, żebyście...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tam... Dam.... Dam!!!
Znów ja, mam nadzieję, ze się podobało, w zasadzie troszkę krótko,
 ale ciężko się pisze pod nadzorem rodzinki...
W każdym razie ten rozdział jest bardziej rozbawieniem, po tych rozdziałach bardziej... hmmm... dramatycznych? W każdym razie szalona szatynka z białymi pasemkami (tak, Ice odwzorowuje mnie, wiec proszę się nie czepiać) nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa odnosnie swojego pokoju(dokładniej rzecz biorąc jego koloru).

Uuuu.... ale się rozpisałam! XD

To tyle,
Buziaku, Lusia
(no Venti~ , no chyba już nie muszę tłumaczyć setki razy
(a to dopiero post 16, wiec myślę, ze powinniście to już wiedzieć)

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 10 "Straszna Bajka, część III : Okręt Umarłych"

No, tak oto dobrnęliśmy do ostatniej części "Strasznej Bajki". Dzięki za pomysł!!! To było coś, co posklejało pomysły do kupy ;). Chociaż i tak, rozdział jakoś nie do końca mi wyszedł...
A teraz nie przedłużając... 

         Elsa próbowała się podnieść, wstać. Uniemożliwiały jej to sznurki. Roszpunka była przygnieciona przez ciała tych pierwszych baletnic. Merida najwyraźniej rozcięła nogę o kość jednego z ciał. Rodzice Elsy i Ani(która z trudem oddychała, łapczywie łapiąc powietrze) byli teraz trzymani przez dwóch piratów, którym nie uśmiechało się zostawienie ich przy życiu. Roszpunka dostrzegła, że chłopcy są związani łańcuchami a usta mają zakneblowane. Przypomniało jej to sytuacje w wieży, kiedy to ona była związana, a Julek leżał przebity sztyletem. W pewnej chwili, za królem i królową Arendelle, pojawiła się ładna, brązowowłosa dziewczyna(no, miała koło dwudziestki), która natychmiast rozpoznała Jack`a. Jack zaczął się wyrywać, ale na próżno. Łańcuch zaciskał się jeszcze bardziej. Jego wysiłki sprawiły, ze wkrótce się przewrócił, uderzając twarzą o podłogę. Podniósł się już bez chustki na twarzy, a z jego ust sączyła się strużka krwi. Wkrótce potem, oczy siostry Jacka(i mamy, która pojawiła się tuż za nią, wraz z tatą) rozbłysły czerwienią.
Siostra szła do Jack`a z nożem. Oczy królowej i króla również stały się czerwone. Zewsząd przychodziły bliskie osoby, które już nie żyły. Znaleźli się tam miedzy innymi rodzice Julka, dziadkowie Meridy, tata Ice, mama Czkawki itd. Wszyscy szli z narzędziami gotowi pozbawić życia swoich najbliższych.
W jednej sekundzie, zupełnie znikąd, w oknie pojawiła się dziewczyna o krótkich, czarnych włosach. Ubrana w przeważającą czerń, miała makijaż odpowiadający ubraniom.  Uśmiechnęła się mrugając do Ice i chwilę potem cała zgraja nietoperzy(ale takich normalnych, nie tych co poprzednio) rozleciała się po statku, atakując niedoszłych morderców. Kilka z nich przemieniło się w wampiry, które oswobodziły wszystkich chłopców, a dziewczyną poodcinały sznurki. Nietoperze we dwójkę niosły każdego z nich poza pokład i kiedy byli już na otwartym morzu, a Ice i Jack odzyskali na mirę możliwości siły, puściły ich i pomagały trzymać resztę. Wreszcie wylądowali na upragnionym brzegu. 
Nie była to jednak najszczęśliwsza chwila w życiu. Z zszytych ust leciała krew, ręce były poważnie poharatane... ogółem mówiąc, ze wszystkiego leciała krew. Schowali się w jednej z jaskiń i tam zaczęło sie pomaganie sobie. Dziewczyny nie mogły mówić, większość chłopców naciągnęła sobie ścięgna i mieśnie, próbując się wyszarpać. Panowała głucha cisza.
-I tak przybyłam za późno... - powiedziała czarnowłosa, plącząc ręce na nogach.
https://38.media.tumblr.com/589867b1d85e36c2e7d60e3e83dbbee9/tumblr_ms5k6mReDR1sxwvgho1_500.gif
 
- Nie wygłupiaj się, uratowałaś nas. - powiedział Jack, wycierając zakrwawione usta Roszpunki.
- Właśnie, gdyby nie ty, już byśmy nie żyli - dodał Flynn przypatrując się ranom na nadgarstkach Meridy.
- Ale i tak nie wiem, co dalej mam z wami zrobić. Jesteście ranni, obolali...
- Spisałaś się na medal i jesteśmy ci wdzięczni. - powiedział Kristoff za Anię, która podeszła i położyła dłoń na ramieniu.
- Mavis, zdążyłaś w sama porę. - powiedział Jack mocząc chustę w lodowej misce z wodą.
- Skąd znasz moje imię? - spytała.
- Mam swoje sposoby. -Jack zdołał się na uśmiech.

 Blade światło. Przez chwilę nie widzieli nic, jedynie białe smugi światła, które tańczyły wśród ciemności jaskini. Czuli wreszcie kojące ciepło. Ostatnim, co widzieli, był blask. Jasny, biały blask...

piątek, 14 listopada 2014

Wasze pomysły na rozdział 10?

 Znów ja, Lusia!!!

 A wiec tak. Mam obecnie bardzo rozdarte pomysły i nie jestem w stanie do końca określić, co tak "wsadzić".

 Kilka już się pojawiło, ale niestety rozczaruje was i nie, nie ubiorę chłopaków w sukienki...
Chociaż to w cale nie byłby taki głupi pomysł...
;)
http://media-cache-ak0.pinimg.com/236x/85/37/80/853780896dea4704371fe3c6e559f256.jpg
  No ale niestety do tej sytuacji jakoś nijako pasuje mi ten ciekawy element, zwłaszcza, 
że dziewczyny cierpią, chłopcy również, patrząc na chore widowisko. Nie wiem, co byście chciały w rozdziale dziesiątym. 
Jak macie pomysły, jakieś konkretniejsze, to piszcie.
 Bo ja mam rozdarty umysł, wiele pomysłów,
 ale nie idzie mi ich posklejanie... ;)
Wasza Lusia (no, czyli rzecz jasna Venti)
Pozdrówka i buźki,
 Venti~

czwartek, 13 listopada 2014

Powracam! Innymi słowy... Rozdział 9 "Straszna bajka, część II: Upiorne baletnice"


No, wróciłam! 
Widzę, że mam nową obserwującą(bardzo, bardzo jej za to dziękuję),
 a więc nie przedłużając, 
oto przed wami część druga
 "Strasznej bajki..".

 ~~~~


- Ej... sorki, ze wam przeszkadzam w panikowaniu, ale może nasza kochana trójeczka od zimy użyła by swoich czarodziejskich mocy? - powiedziała całkiem spokojnie Merida, machając rękami.
     Potem skrzyżowała je, podczas, kiedy reszta biegała w powietrzu, piszczała i krzyczała, niektórzy (Julek i Punzie, Ania i Kristoff) przytulali się dygocząc...
- Mówiąc trójeczka od zimy mas zna myśli nas? - spytała Ice wyglądając zza ramienia Jack`a.

http://25.media.tumblr.com/tumblr_lurr3qGJMl1qe0tgxo1_500.gif
Merida złapała się za głowę.
- A niby kto? - odleciała w kierunku Czkawki i Roszpunki.


 "Trójeczka od zimy" spojrzała po sobie. Jack przygotował swój kij. Nietoperzo-ludzie zbliżali sie coraz bardziej. Ice i Elsa wystawiły ręce do przodu i wystrzeliły strzały z lodu.
http://cdn2.scratch.mit.edu/get_image/gallery/404440_200x130.png
O coś w ten deseń..


 Dwa z nietoperzy runęły do morza, zamrożone. Jack troszkę się obraził, ze dziewczyny wzięły sprawy w swoje ręce. Tak rozpoczęła się bitwa. Steki zamrożonych nietoperzo-ludzi wpadały do morza.
- Pył przestaje działać! - krzyknął Julek, prosząc wzrokiem, żeby Jack przytrzymał Roszpunkę, po Ice wsparła Elsę ramieniem.
- Jack! Sama jej nie udźwignę! - krzyknęła.
 Trzymała Elsę już tylko jedna ręką. Ania, Merida i Roszpunka były uwieszone na Jacku, którego za ręce trzymali Kristoff, Julek i Czkawka.
- Czkawka! Wołaj Szczerbatka! - krzyknęła Ice, usiłując nie puścić przyjaciółki w morze.
- Nie... nie mogę! Jest za daleko! Nie usłyszy mnie... - chłopak o mało nie spadł i teraz trzymał sie jedynie nogi białowłosego.
- Mam pomysł! - krzykneła Elsa i puściła dłoń Ice, która natychmiast poleciała pomóc Jackowi(no, teraz już pobiegła).
Elsa zanim zetknęła się z morzem, stworzyła wielka, lodową płytę. Ice i Jack, zadowoleni, powoli opuścili się wraz z resztą na płytę. Kapitan Bezoki zeskoczył ze statku i stanął na płycie, wymachując szablą. 

***

   Zanim cokolwiek zdążyli zrobić, leżeli już związani  na pokładzie statku. Dookoła siedziały ludzio-nietoperze przyglądając im się, jakby byli kolacją.
- Oj nie, oni nie są niestety kolacją! Jeszcze nie! Przecież to ważne osoby! Królowa i księżniczka Arendelle, księżniczka Merida oraz księżniczka Roszpunka! - powiedział Bezoki. 
Puste dziury zamiast oczu kapitana zajmowały rubiny. Mimo wszystko, widział ich.
Kapitan trącił czubkiem buta Jacka. Białowłosy pewnie by to skomentował, gdyby nie zakneblowane usta.
- Władczynie Arendelle... mam dla was ciekawą informację... - powiedział i skinął na dwóch chłopców pokładowych. - Tymczasem popatrzycie sobie na moje ulubione przedstawienie...

Pokład pod ich stopami opadł i znaleźli się w teatrze. Scena zakryta była jeszcze kurtyną. Zakurzoną, podartą. Rozsunęła się, wzbijając w górę tumany kurzu.
Na scenie stało około piętnastu baletnic. Nie takich zwykłych. Były to trupie baletnice. Gnijąca skóra, kości, widoczne narządy, brak oczu jak u kapitana. Zaczęły tańczyć coś na wzór "Jeziora Łabędziego", ale zepsute pianino fałszowało zadowolone, uderzając tak, że każdy dźwięk był przeraźliwy. Ich głowy poruszały sie bezwładnie, a ciała wyglądały jak marionetki.
Wszyscy związani zostali zmuszani do oglądania widowiska.
- Niedługo i wy do nich dołączycie! - wrzasnął pianista. Nieznana siła wzięła wszystkie pięć dziewczyn w górę i za sprawą czarów, również były ubrane w stroje baletowe. Brudny błękit, koronki, podarte, nieładne sukienki. Były tak stare, ze niemal się rozpadały.  Zostały odkneblowane, ale nie mogły nic mówić. Niewidzialna ręka zszyła im usta czarną nicią. 
Znalazły się na scenie wśród innych upiornych baletnic.
Zaczęły tańczyć tak jak one. podrygiwać, a one same zdawały się już nie żyć, tak,jakby były marionetkami i poruszały się za pomocą sznurków. Nie mrugały oczami, a oczy zdawały się mieć puste spojrzenie.
Nagle drzwi teatru otworzyły się. Muzyka przestała grać, a dziewczyny upadły na ziemię.
https://33.media.tumblr.com/482fa9d7ab157a131159394be50fa0b3/tumblr_n3ci8bIgAB1qlufkyo1_250.gif
W drzwiach stali król i królowa Arendelle...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~





 To tyle, do następnego wpisu!!!
Buziaki, Venti~

poniedziałek, 3 listopada 2014

Hej, płatki śniegu...

Poczekacie sobie, bo Wasza Venti dała sobie za dużo na głowę i płacze(taak, histeryczka).
Nie martwcie się, ze zapomnę. Nie da się was zapomnieć(moje kochane dwie /trzy osóbki, które komentują). Wrócę!! W sumie nawet nie odchodzę ;)...
Nie wiem, kiedy wstawię rozdział 9.
                        Do zobaczenia/przeczytania 
Lusia, czy jak kto woli,
Venti~