- Czyżby panienki Cantavailer, Cold i Light? - spytał staruszek, a dziewczęta zgodnie pokiwały głowami - To która pierwsza?
Roszpunka i Elsa lekko pchnęły Pottero-zanwczynię w kierunku starca. Spiorunowała je wzrokiem, ale nie powiedziała nic.
Staruszek wyciągnął długa taśmę ze srebrną podziałką.
- Która ręka ma moc?
- Am... ja.. ja w zasadzie pisze prawą, ale inne rzeczy robię lewą... ja... nie wiem?
Staruszek wziął jakieś dwa kamienie, które wygadały identycznie. Dał je do rak dziewczyny, a jej lewa ręka natychmiast runęła wraz z kamieniem w dół.
- Czyli do prawej. Wyciągnij ja, proszę.
Dziewczyna uniosła brew, nie wiedząc o co dokładnie chodzi.
Zmierzył jej rękę od ramienia do palca wskazującego, potem od nadgarstka do łokcia, potem jeszcze odległość ramienia od podłogi, od kolan do pachy, obwód głowy... innymi słowy, zmierzył chyba wszystko, co się dało. Nawet szerokość nosa, chociaż staruszek grzebał już w poszukiwaniu pudełka i kiedy odwrócił się plecami, lekko odgoniła miarkę ręką, bo zachciało jej się kichać.
- Koniec - taśma opadła na podłogę wraz ze słowem starca - Panienka spróbuje tej... dziesięć cali, jarzębina, rdzeń ze smoczego serca, giętka... wziętość i machnąć.
Caroly machnęła różdżką i szyba w oknie wystawy pękła. Kilka osób na Pokątnej odskoczyło, a Car rzuciła im bezgłośne "wybaczcie". Staruszek wyrwał ją z jej ręki i poszedł szukać nowej.
- A ta? Dwanaście cali, wierzba, wąsy trolla, niezbyt giętka.
Ledwo wzieła ja do rąk, złamała krzesło w sklepie.
- Przepraszam... - pisnęła, przypominając sobie ze Harry niczego nie zepsuł.
- Nie szkodzi, zaraz znajdziemy taka, jak trzeba!
Przyniósł jej jeszcze kilka różdżek, a dwie ostatnie powstrzymał przed eksplodowaniem czegoś na zapleczu. Caroly zaczęła się troszkę martwić. Może żadna różdżka jej nie zechce?
- Hmmmm... a może? Nie... chociaż...
Olivander pobiegł poszukać jakiegoś pudełka i wrócił uradowany, chociaż z niepewnym wzrokiem.
- Czternaście cali, akacja, włos z ogona testrala, elastyczna, elegancka, dobrze leży w dłoni...
Caroly poczuła ciepło płynące od różdżki. Zamachnęła nią i zupełnie nagle na jej towarzyszkach pojawiły się suknie balowe, a włosy zakręciły się w całkiem ciekawe fryzury.
- Świetnie! Brawo, już ci ją pakuję... - powiedział podekscytowany.
Włożył różdżkę z powrotem do pudełka, owinął brązowym papierem i wręczył dziewczynie. Chwile potem odczarował wszystko to, co napsuła szatynka (tak, poprzedni wygląd Roszpunki i Elsy również)
- Dziękuję. - powiedziała i stanęła obok Elsy, gdyż staruszek upodobał sobie pannę Light.
Przed dziewczynami pojawiła się podobna scenka z mierzeniem, a Ice zdała sobie sprawę, że wygląda to bardzo zabawnie.
- Jestem prawie pewny, że to będzie ta właściwa. Jedenaście i pół cala, czerwony dąb, szpon hipogryfa, giętka, bardzo ładna i nadaje się do rzucania uroków...
Roszpunka zamachnęła różdżką i kilka fioletowych iskierek zamieniło się w motylki.
Staruszek zaklaskał ze swoim słynnym ,,Brawo" i zawołał Elsę.
- Hmmmm... trzynaście cali, wiśnia, włos z głowy wili, niezbyt giętka...
Ledwo dał ją Elsie, a już biegł z inną.
- Jak mogłem pomyśleć, że akurat ta. Proszę spróbować tej... trzynaście i trzy czwarte cala, hikora, kieł widłowęża, sztywna, ale za to bardzo potężna.
Elsa zamachnęła i wokoło zaczął wirować niebieskawy pyłek.
- To dobrze, czy źle? - spytała dziewczyna oglądając różdżkę.
- Dobrze, bardzo dobrze! - zawołał i również jej dał pudełko z różdżką.
Car poczuła lekką zazdrość, że dziewczyny tak od razu znalazły odpowiednia, a ona napsuła całkiem sporo rzeczy, w tym żyrandol, spodnie pana Olivandera (ale chyba się nie zorientował, zauważył widocznie tylko dym), kawałek podłogi...
Jej rozmyślania przerwał dzwoneczek. W tej chwili do sklepu weszli Flynn i Jack.
- Cześć dziewczyny! - zawołali chórkiem.
- Cześć, my już mamy różdżki! - pochwaliła się Punzie.
- Widzieliśmy przez pękniętą szybę! - uśmiechnął się Jack na wspomnienie o wymachującej różdżkami Ice.
Staruszek zmierzył chłopaków wzrokiem i wziął Jacka ze rękę i począł go mierzyć, wśród chichotów reszty. Kiedy tylko staruszek odsunął się trochę dalej, białowłosy(tak, jego włosy pomimo zaklęcia Dumbledore'a wróciły do pierwotnego koloru) próbował się ruszyć,a miarka za to uderzyła go w głowę.
Z Jack'iem było podobnie jak z Ice, trzymał w ręce wiele różdżek, ale Olivander wyjmował je z jego rąk, zanim zdążył coś zepsuć. Za to Flynn`owi podeszła już druga różdżka. Jack zachował dwunastocalową różdżkę ze świerka, z rdzeniem ze smoczego serca, która była bardzo giętka. Za to Flynn otrzymał modrzewiową różdżkę, długą na dziesięć cali, z rogu jednorożca, była dosyć giętka. Chłopcy powiedzieli, ze Kristoff zdeklarował się na noszenie podręczników, więc nie chcieli się narzucać i poszli po różdżki, podczas gdy on jeszcze tam był i coś oglądał.
Wyszli od pana Olivandera i minąwszy Czkawkę i Meridę(którzy właśnie do niego szli, trzymając klatkę z sową, dokładniej szara sową), zamienili z nimi parę słów o swoich różdżkach, a potem poszli po szaty.
- Zobacz, już kupili różdżki!- zawołała Mavis do Ani, stoją nieruchomo, kiedy Madame Malkin upinała jej szatę.
- O, kochaneczki się znają? - spytała przysadzista kobieta, uśmiechając się.
- Tak, nawet dobrze! - odpowiedział Jack.
- Będziecie musieli troszkę poczekać, bo mamy tylko cztery stołki. - zwróciła się do Elsy, Jacka i Flynna (bo dwie czarownice porwały już Caroly i Roszpunkę).
Nie musieli długo czekać, bo Mavis i Ania zaraz zeszły ze stołków i wpuściły na swoje miejsce Elsę i Jacka. Szybko skończyła też z Ice i Flynn wstąpił na jej miejsce.
Nie zabawili długo u pani Malkin, bo musieli kupić jeszcze wiele rzeczy, a pani Hooch obiecała im przybyć po nich za cztery godziny.
Z ciemnego sklepu z szyldem dobiegło ich pohukiwanie i skierowali się tam celu zakupienia sobie pupilków.
Ice od razu rzuciła się w stronę kotów, ale pomyślała, że jeden uparciuch czeka na nią w jej czasie i postanowiła sobie odpuścić. Roszpunka, Mavis i Elsa kupiły sobie właśnie koty( ten roszpunki był rudy, Mavis czarny z białymi rękawiczkami a Elsy całkiem biały, o pięknych błękitnych oczkach), Flynn całkiem zrezygnował ze zwierząt, a Jack, Caroly i Ania wrócili z sowami (Jack kupił napuszoną sowę w odcieniu ciemnego drewna, Ania taka podchodzącą pod rudo-blond płomykówka, a Caroly zapragnęła białego puchacza w czarne plamki).
Z sową Jack było jednak troszkę ciekawie. W sklepie robiła od niego słodkie oczka i bez wahania postanowił ją wziąć. Ale, kiedy tylko wyszli ze sklepu zaczęła go dziobać w palce i pohukiwać za każdym razem, gdy chciał coś powiedzieć i Ivero z Ivera stał się ,,głupim ptaszyskiem". Jack w najlepsze obrażał ptaka, a ptak robił dosłownie wszystko, zeby uprzykrzyć chłopakowi ten dzień.
- Nie no, Ice, zmaiensie1Ty masz rękę do zwierząt! - zawołał, kiedy zobaczył, ze jego ptak pociera głową o rękę Ice, która akurat ja tam położyła.
- O nie, nie zamienię Lilith. Kupiłeś, wiec sobie radź.
Jack co chwila mruczał coś pod nosem, a jego ręce były podziobane przez przeklętego ptaka, którego nie dało się zwrócić. Otworzył nawet klatkę, by ptak odleciał sobie w sina dal, ale głupie ptaszysko nie miało zamiaru opuścić chłopaka.
Na koniec dokupili resztę rzeczy i pozbierali znajomych, którzy, jak oni, mieli już wszystko. Jak się spodziewali, pani Hooch czekała na nich już w nieco lepszym humorze, niż przednio.
- Oto wasze bilety. Kiedy będzie trzeba przyjdę do akademia i zabiorę was na King Cross. Na biletach jest wszystko, a ja muszę już niedługo wracać do Hogwartu, więc liczę, że się nie zgubicie w drodze do domu.
***
Przybyli już niemal spóźnieni i razem z wózkami biegli w kierunku peronów dziewięć i dziesięć. Wiedząc, co trzeba zrobić, wbiegli na barierkę i znaleźli się przed Hogwartowym Exspressem. Grupa rudzielców stała przed pociągiem i rozmawiała z mamą i siostrą. Weszli do pociągu w tym samym czasie, co oni, ale wejściem znacznie dalej.
- Nie obrazicie się, no bo... wiecie, no... - zaczęła Ice, szukając wzrokiem dwóch rudych głów.
- Tak wiemy, leć! Idziemy za wami, szukać jakiś wolnych przedziałów. - powiedział Jack do Roszpunki, która zdecydowała się iść z tą szurniętą szatynką.
On wiedział, ale czy reszta wiedziała? Widocznie nie, gdyż Flynn spojrzał pytająco na Jack'a, a ten powiedział, że mu wszystko opowie. Szli wśród tłoku, a idące na końcu Mavis i Ania zostały pchnięte przez wózek do przedziału z Pansy. Czkawka i Merda, znajdując wolne miejsce w przedziale z Cho Chang, zatrzymali się tam. Kristoff i Flynn wylądowali z dwoma chłopakami, najprawdopodobniej z piątego roku. Elsa i Jack ciągle wiernie dążyli za Ice i Roszpunką.
- Jeśli dobrze pamiętam z książki, to poszli na przód. - powiedziała Caroly ciągnąć Roszpunkę za rękę.
- Okey! My już nie idziemy dalej, bo nie wiemy, czy są miejsca.
- Zostajemy tu! -zawołał głośniej niż Elsa Jacki wszedł do przedziału, w którym zobaczył Blaise'a Zabiniego i Dafne Greengrass. Trochę żałował swojego wyboru. Elsa nie była zbyt szczęśliwa. Jedzie z osobami, których nie lubi.
Caroly i Roszpunka wreszcie zobaczyły rude głowy i wychyliły się przez drzwi przedziału.
- Cześć, możemy się dosiąść? Nie ma wiele wolnych miejsc! - powiedziała Car.
Oprócz Weasleyów był również Lee Jordan. Teraz Caroly przypomniała sobie, że posiada on podobno wielka tarantulę.
- Pewnie! - powiedzieli równocześnie bliźniacy.
Kiedy obie dziewczyny zrobiły krok do przodu, pociąg ruszył i straciły równowagę. Roszpunka przytrzymana przez George'a Weasleya podziękowała mu i usiadła zachowując dystans po przeciwnej stronie, obok Lee. Z Ice było bardziej ekstremalnie (jak zawsze). Wylądowała na kolanach drugiego pana Weasleya.
- Oj Fred, pierwszoroczna na ciebie leci! - zażartował chłopak z dredami.
Rudzi zaśmiali się.
- Zazdrosny? Może tobie też usiąść na kolana? - powiedziała wstając, a bliźniacy zaczęli wydawać klasyczne "uuuuuu".
Wtedy do przedziału wpadli Jack i Flynn, byli zdyszani. Z drzwi wystawały jedynie ich głowy.
- Hej, co wy tu robicie? - spytała Roszpunka.
- To ty się tu dobrze bawisz beze mnie? - spytał Flynn.
- Wiejemy przed Crabbe'm i Goyle'm. - wysapał Jack.
- Co wyście im zrobili, ze was gonią? - spytali chórkiem bliźniacy.
Ciąg dalszy nastąpi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sory, ze znów krótko, ale kolejne półtora godziny zmarnowane (wliczam tu wymyślanie różdżek), wiec licze na wyrozumiałość. No, w następnym dostaniecie wyjaśnienie, dlaczego ich gonia, ale jak na razie mam nadzieję, ze wam sie podoba ;)
Lusia
:D jej super :D czekam, czekam...
OdpowiedzUsuńJedna dygresja, za dużo powtórzeń, ale jest super :)
Super!!!
OdpowiedzUsuńPewnie Jack I Flynn znowu narozrabiali xD
OdpowiedzUsuń