Dyrektor gadał coś na temat zasad, różnych tego typu rzeczy i że nie wolno i wchodzić na trzecie piętro, przedstawił pana Flitch'a i...
- Bla... bla...bla... - podsumowała Caroly, bawiąc się mandarynką. Mówiła to samo, co dyrektor, w tym samym czasie, a radosne spojrzenia bliźniaków wcale jej od tego nie odciągnęły.
- A teraz, zanim pójdziemy spać, zaśpiewajmy nasz szkolny hymn!
Dumbledore uniósł różdżkę, z której końca wystrzeliła złota szarfa. Uniosła się wysoko w górę i rozwinęła.
- Każdy wybiera sobie ulubioną melodię i śpiewamy! - zawołał dyrektor.
Roszpunka mrugnęła do Meridy, Ani i Caroly.
Potem odbyło się śpiewanie hymnu szkoły (no, wyglądało i brzmiało to, jakby ktoś testował rozstrojony fortepian, uderzając w niego gitarą, w dodatku pocierając nią smyczkiem ale...), które było bardzo... głośne. I przyprawiające o ból uszu... I... a dobra, dam sobie spokój.
Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziemy wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziemy wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!
Caroly,
Roszpunka, Merida i Ania śpiewały w melodię "Pada śnieg", którą
ustaliły jeszcze chichocząc w pociągu. Jack i Flynn śpiewali
cieniusieńkimi głosikami, w nietypowym rytmie. Czkawka i Kristoff
wybrali jakiś wojenny podkład, a Elsa dołączyła do "Padającego Śniegu".
Każdy skończył śpiewać w innym czasie. Fred i Geroge zostali jako ostatni (nie ma to jak marsz żałobny, no nie?).
- Ach, muzyka!
Dumbledor przetarł łzę w oku.
- To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy! A teraz, pora spania. Biegiem do łóżek!
Elsa pogoniła za wychodzącymi z sali pierwszorocznymi Krukonami i szła w milczeniu podziwiając obrazy. Do czasu, aż o coś niefortunnie zahaczyła i mało się nie przewróciła. Nie. Nie zahaczyła.
- Jack?! - spytała z wyrzutem. Co ty tu robisz? Jak przez ciebie nie będę wiedziała, jak dostać się do Wierzy Ravenclavu, to gorzko tego pożałujesz! - powiedziała szorstko.
- Ciii!
- Nie powinno cie tu być! Idź za swoimi Ślizgonami, i weź się ode mnie odwal!
- Elsa! - prawie krzyknął, kiedy odizolował ją od otoczenia, kładą ręce na ścianie po obu stronach jej głowy.
- Czego?
- Przyjdź jutro dwadzieścia minut przed lunchem do Wielkiej Sali i aaaaa... Cześć chłopaki, co tam u was? Jak życie?
- Czy on ci się uprzykrza? - spytał jeden z dwóch identycznych rudzielców, trzymając Jack'a za kołnierz.
- Może pomóc ci się go pozbyć? - dokończył drugi.
- Z chęcią skorzystam z waszych usług, ale najpierw dowiem się, po co chciał się ze mną spotkać - uśmiechnęła się pewnie.
- Ej, a to nie jest ten, co przyszedł po Caroly i Roszpunkę z tym drugim?
- Tak, George, to ten sam. Oj, nie ładnie tak flirtować ze wszystkimi dziewczynami... - rudzielec pomachał palcem.
- Ja wcale nie.. - westchnął poddając się, a Fred puścił go na ziemię. - My jesteśmy z tej samej, Opuszczonej Akademii, a to jest moja koleżanka, tak samo jak te dwie co były z wami w przedziale.
- Od kiedy to ja jestem koleżanką? - spytała. - Jak dobrze pamiętam, to byliśmy wrogami jakieś pięc sekund temu, dopóki nie zjawili się moi "wybawcy" - naznaczyła nawias w powietrzu. - A ty nawet nie przeprosiłeś.
- Przeprosiłem! - zaprotestował.
- Ale nie szczerze!
- Po prostu zaufaj mi, i przyjdź. - powiedział, cofając się o krok, którego nie pozwoliły mu zrobić dwie rude czupryny.
- Nie ufam ci i to się raczej szybko nie zmieni - fuknęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Jakbyś zmieniła zdanie, to ja tm będę! Musze z tobą pogadać! - krzyknął, oddalając się korytarzem, przewieszony przez ramie jednego z rudzielców.
- Nie mamy o czym! - wykrzyczała za nim.
Drugi rudzielec załatwił Elsie jakaś Kukonkę, która akurat tamtędy przechodziła. Elsa grzecznie podziękowała, a chłopak odpowiedział, że jak znowu będzie się jej narzucać, to żeby im powiedziała, a oni to załatwią.
Dziewczyna zaprowadziła ją do dormitorium i blondynka wreszcie położyła się spać po wyczerpującym dniu.W dormitorium, Roszpunka podniosła się lekko na łóżku i ziewając, położyła z powrotem spać. Była tam jeszcze jakaś dziewczyna, ale nie widziała jej twarzy.
Nie miała pojęcia, o czym ten białowłosy półgłówek chciał z nią rozmawiać. Niemal losowała, czy iść czy nie iść. Albo pójść. Z obstawą. Z rudą obstawą. Uśmiechnęła się do siebie.
- Już wiem, czemu Caroly tak ich lubi - pomyślała i zasnęła, wtulając się w cieplutką kołdrę.
Jack siedział znudzony na lekcji eliksirów. Wczoraj wieczorem chłopcy
dali mu wykładzik na temat, że tak "nie podrywa się dziewczyn". On
chciał im powiedzieć, że zna się nas tym zupełnie lepiej, bo jest od
nich pięć lat starszy, ale zdał sobie sprawę, że przecież cofnął się do
lat jedenastu. Potem prawili kazanie na temat zasad i że jeśli jeszcze
raz tak zrobi, to będzie miał z nimi na pieńku. W wersji końcowej
doczepili go do jakiejś ładnej (według jego mniemania) Ślizgonki.
Profesor Snape zdążył już sprawdzić obecność, odbębnić pytanie nic nie winnego Pottera i właśnie miał zacząć prowadzić lekcję, kiedy do sali wbiła Car. Zaczytana w książkę, której Jack nie zdążył zidentyfikować, mruknęła "Dzień dobry" i usiadła na miejscu przed nim.
- Panno Cantavailer. Gdzie się panienka podziewała przez prawie pół lekcji? - spytał słodko nauczyciel, z miną z po której wiadomo było, że ma kłopoty. - Masz coś na swoje wytłumaczenie?
Caroly zaszczyciła nauczyciela swoim spojrzeniem i odpowiedziała rozżalonym głosem (mrugając przy tym słodko) :
- Bardzo pana przepraszam, profesorze, ale tak zaczytałam się w te różne niesamowite eliksiry, substancje i to, ze niektóre z nich są tak blisko, że po prostu schody zaniosły mnie nie tam, gdzie trzeba i się zgubiłam, a kiedy wreszcie dotarłam na właściwą drogę i znalazłam się tutaj, to pan na mnie nakrzyczał. Ale przecież to nie moja wina, że eliksiry są takie fascynujące! - zaznaczyła w powietrzu pół-słońce obiema rękami. - Mam nadzieję, ze pan profesor nie będzie bezduszny i ...
- skoro eliksiry są według ciebie takie "ekscytujące" - profesor naśladował jej ton głosu i również zaznaczył pół-słońce, tylko dużo mniejsze, plącząc ponownie ręce. - To może zechciałabyś nam przedstawić jakaś ciekawą formułę? - spytał niewinnie. - Na przykład Eliksiru Bujnego Owłosienia?
Caroly wstała i zamknęła podręcznik. Dumnie wyrecytowała formułkę i spojrzała na profesora Snape'a, którego spojrzenie było zdumione, podczas gdy twarz nie zmieniła się wcale. Większość Gryfonów i kilkoro Ślizgonów patrzyła na nią z podziwem, sprawdzając jej poprawność w podręczniku.
- A może eliksir postarzający? - zaproponował Snape i tym razem również nie udało mu się złapać dziewczyny. - Skoro jesteś taka wybitna, może spróbowałabyś nam go przyrządzić?
- Oczywiście, panie profesorze! Gdzie mogę znaleźć składniki? - spytała.
- Wszystkie, które wymieniłaś, są na tym regale. - powiedział sucho Snape.
Dziewczyna wstała z miejsca i ruszyła ku regałowi. Wzięła kilka składników, mrucząc niekiedy coś pod nosem i w końcu zabrała się od pracy. Robiła to wszystko w zadziwiającym tempie i kiedy skończyła, nauczyciel obejrzał miksturę.
- Nie mam ci nic do zarzucenia. Stworzyłaś doskonały eliksir. - mówił, zdenerwowany, że Gryfonce udało się coś zrobić. Był zły sam na siebie, ze ją o to poprosił. - Może ktoś zechce przetestować? Nie? To wylosujmy kogoś. Seamus Dean!
Chłopak lekko speszony wędrował w kierunku profesor i dymiącego kociołka. Nie był zachwycony, i co pięć sekund rzucał dziewczynie ostrzegawcze spojrzenia, że jak coś mu się stanie, to jej tego nie daruje. Przełknął głośno ślinę i wziął podaną mu przez profesora szklankę z eliksirem.
W kilka chwil Seamus'owi wyrosła siwa broda i znacznie się postarzał. pojawiły mu się zmarszczki i całkowicie wyłysiał. Zgiął się w pół i zauważyli, że prawie nie ma zębów.
- Brawo, Cantavailer - powiedział odczarowując Seamus'a, który łapał się za krzyże. - Tylko, żeby mi to było ostatni raz, spóźniać się pół lekcji. Wyratowałaś swój dom przed dziesięcioma utraconymi punktami. Następnym razem policzę ci podwójnie. Niech Gryfoni będą ci wdzięczni - mruknął niezadowolony.
Car nie była pewna, jak długi zasięg ma "następnym razem". Tyczyć się to miało
- Cześć... a co oni ... tutaj... robią?
- Podprowadzili mnie tylko.
Jego mina była bezcenna. Chłopak trochę się ich obawiał. Nie, że go pobiją, czy coś, ale że wytną mu taki numer, że cała szkoła zapamięta go jako największego głupka/idiotę/durnia/ofermę/drania/samoluba [wiele, wiele więcej ...] w szkole. Taaak, do tego byli zdolni. W dodatku, - nie może zrobić nic Caroly, nic Elsie i nic Roszpunce. Wow, no może ktoś jeszcze? Może Merida? Albo Ania? Mavis? Która chętna na przyjaciółkę rudzielców, co?
- Więc, o czym chciałeś rozmawiać? - zaczęła, wyrywając go z zamyślenia.
- Ja bardzo, ale to bardzo chciałem Cię jeszcze raz przeprosić. Byłem głupi i nie zastanowiłem się...
- I?
- ...i wiem, że nie powinienem - westchnął.
- I?
- I co...? - zdziwił się,intensywnie myśląc.
- No myśl, myśl... co jeszcze zrobiłeś? - powiedziała już milszym tonem.
- Aaaa, już wiem.
- Więc? - poganiała go Elsa, wyciągając jak najwięcej.
Sama się sobie dziwiła, ze chce mu wybaczyć. Może to cofniecie w czasie zaczyna zmieniać i myślenie? Na dziecinniejsze?
- ...i za to, że ci się włamałem do pokoju powiedział w końcu. - Prze...pra...szam, jasne? Wybaczysz mi i zaczniemy do nowa? - zrobił słodka minę.
- Zastanowię się - uśmiechnęła się podle i mrugnęła do Caroly i bliźniaków, którzy byli świadkami całej rozmowy. Jack jednak do tej pory nie skapnął się, że głos rozchodzi się tak dobrze.
Uderzył głową w blat stołu.
- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?! - prawie krzyknął - Zrobię wszystko!
No, na to właśnie czekała. Na to "wszystko". Duże pole do popisu...
- W sumie mam jeden pomysł... - zaczęła bawić się kosmykiem.
W zasadzie nie do końca jej pomysł. Wymyślili go bliźniacy i Caroly, a ona tylko z niego skorzysta. No, ale lepsze to, niż nic. Z resztą, sama czegoś lepszego by nie wymyśliła. Przygryzła wargę, powstrzymując się od uśmiechu, na niepewne spojrzenie Jacka.
Zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił. Przeanalizował w myślach swoją odpowiedź i załapał się za usta. O cholera. Jest źle. Baaardzo źle. Nie sądził, że kara odbije się na nim tak. Więc jednak, zostanie głupkiem. Bo inne określenie nie mogło go teraz trafić...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Każdy skończył śpiewać w innym czasie. Fred i Geroge zostali jako ostatni (nie ma to jak marsz żałobny, no nie?).
- Ach, muzyka!
Dumbledor przetarł łzę w oku.
- To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy! A teraz, pora spania. Biegiem do łóżek!
Elsa pogoniła za wychodzącymi z sali pierwszorocznymi Krukonami i szła w milczeniu podziwiając obrazy. Do czasu, aż o coś niefortunnie zahaczyła i mało się nie przewróciła. Nie. Nie zahaczyła.
- Jack?! - spytała z wyrzutem. Co ty tu robisz? Jak przez ciebie nie będę wiedziała, jak dostać się do Wierzy Ravenclavu, to gorzko tego pożałujesz! - powiedziała szorstko.
- Ciii!
- Nie powinno cie tu być! Idź za swoimi Ślizgonami, i weź się ode mnie odwal!
- Elsa! - prawie krzyknął, kiedy odizolował ją od otoczenia, kładą ręce na ścianie po obu stronach jej głowy.
- Czego?
- Przyjdź jutro dwadzieścia minut przed lunchem do Wielkiej Sali i aaaaa... Cześć chłopaki, co tam u was? Jak życie?
- Czy on ci się uprzykrza? - spytał jeden z dwóch identycznych rudzielców, trzymając Jack'a za kołnierz.
- Może pomóc ci się go pozbyć? - dokończył drugi.
- Z chęcią skorzystam z waszych usług, ale najpierw dowiem się, po co chciał się ze mną spotkać - uśmiechnęła się pewnie.
- Ej, a to nie jest ten, co przyszedł po Caroly i Roszpunkę z tym drugim?
- Tak, George, to ten sam. Oj, nie ładnie tak flirtować ze wszystkimi dziewczynami... - rudzielec pomachał palcem.
- Ja wcale nie.. - westchnął poddając się, a Fred puścił go na ziemię. - My jesteśmy z tej samej, Opuszczonej Akademii, a to jest moja koleżanka, tak samo jak te dwie co były z wami w przedziale.
- Od kiedy to ja jestem koleżanką? - spytała. - Jak dobrze pamiętam, to byliśmy wrogami jakieś pięc sekund temu, dopóki nie zjawili się moi "wybawcy" - naznaczyła nawias w powietrzu. - A ty nawet nie przeprosiłeś.
- Przeprosiłem! - zaprotestował.
- Ale nie szczerze!
- Po prostu zaufaj mi, i przyjdź. - powiedział, cofając się o krok, którego nie pozwoliły mu zrobić dwie rude czupryny.
- Nie ufam ci i to się raczej szybko nie zmieni - fuknęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Jakbyś zmieniła zdanie, to ja tm będę! Musze z tobą pogadać! - krzyknął, oddalając się korytarzem, przewieszony przez ramie jednego z rudzielców.
- Nie mamy o czym! - wykrzyczała za nim.
Drugi rudzielec załatwił Elsie jakaś Kukonkę, która akurat tamtędy przechodziła. Elsa grzecznie podziękowała, a chłopak odpowiedział, że jak znowu będzie się jej narzucać, to żeby im powiedziała, a oni to załatwią.
Dziewczyna zaprowadziła ją do dormitorium i blondynka wreszcie położyła się spać po wyczerpującym dniu.W dormitorium, Roszpunka podniosła się lekko na łóżku i ziewając, położyła z powrotem spać. Była tam jeszcze jakaś dziewczyna, ale nie widziała jej twarzy.
Nie miała pojęcia, o czym ten białowłosy półgłówek chciał z nią rozmawiać. Niemal losowała, czy iść czy nie iść. Albo pójść. Z obstawą. Z rudą obstawą. Uśmiechnęła się do siebie.
- Już wiem, czemu Caroly tak ich lubi - pomyślała i zasnęła, wtulając się w cieplutką kołdrę.
~***~
Podrozdział,
"Lekcja Eliksirów: (cz. I z serii "Jak zaskoczyć profesora?" )"
"Lekcja Eliksirów: (cz. I z serii "Jak zaskoczyć profesora?" )"
Profesor Snape zdążył już sprawdzić obecność, odbębnić pytanie nic nie winnego Pottera i właśnie miał zacząć prowadzić lekcję, kiedy do sali wbiła Car. Zaczytana w książkę, której Jack nie zdążył zidentyfikować, mruknęła "Dzień dobry" i usiadła na miejscu przed nim.
- Panno Cantavailer. Gdzie się panienka podziewała przez prawie pół lekcji? - spytał słodko nauczyciel, z miną z po której wiadomo było, że ma kłopoty. - Masz coś na swoje wytłumaczenie?
Caroly zaszczyciła nauczyciela swoim spojrzeniem i odpowiedziała rozżalonym głosem (mrugając przy tym słodko) :
- Bardzo pana przepraszam, profesorze, ale tak zaczytałam się w te różne niesamowite eliksiry, substancje i to, ze niektóre z nich są tak blisko, że po prostu schody zaniosły mnie nie tam, gdzie trzeba i się zgubiłam, a kiedy wreszcie dotarłam na właściwą drogę i znalazłam się tutaj, to pan na mnie nakrzyczał. Ale przecież to nie moja wina, że eliksiry są takie fascynujące! - zaznaczyła w powietrzu pół-słońce obiema rękami. - Mam nadzieję, ze pan profesor nie będzie bezduszny i ...
- skoro eliksiry są według ciebie takie "ekscytujące" - profesor naśladował jej ton głosu i również zaznaczył pół-słońce, tylko dużo mniejsze, plącząc ponownie ręce. - To może zechciałabyś nam przedstawić jakaś ciekawą formułę? - spytał niewinnie. - Na przykład Eliksiru Bujnego Owłosienia?
Caroly wstała i zamknęła podręcznik. Dumnie wyrecytowała formułkę i spojrzała na profesora Snape'a, którego spojrzenie było zdumione, podczas gdy twarz nie zmieniła się wcale. Większość Gryfonów i kilkoro Ślizgonów patrzyła na nią z podziwem, sprawdzając jej poprawność w podręczniku.
- A może eliksir postarzający? - zaproponował Snape i tym razem również nie udało mu się złapać dziewczyny. - Skoro jesteś taka wybitna, może spróbowałabyś nam go przyrządzić?
- Oczywiście, panie profesorze! Gdzie mogę znaleźć składniki? - spytała.
- Wszystkie, które wymieniłaś, są na tym regale. - powiedział sucho Snape.
Dziewczyna wstała z miejsca i ruszyła ku regałowi. Wzięła kilka składników, mrucząc niekiedy coś pod nosem i w końcu zabrała się od pracy. Robiła to wszystko w zadziwiającym tempie i kiedy skończyła, nauczyciel obejrzał miksturę.
- Nie mam ci nic do zarzucenia. Stworzyłaś doskonały eliksir. - mówił, zdenerwowany, że Gryfonce udało się coś zrobić. Był zły sam na siebie, ze ją o to poprosił. - Może ktoś zechce przetestować? Nie? To wylosujmy kogoś. Seamus Dean!
Chłopak lekko speszony wędrował w kierunku profesor i dymiącego kociołka. Nie był zachwycony, i co pięć sekund rzucał dziewczynie ostrzegawcze spojrzenia, że jak coś mu się stanie, to jej tego nie daruje. Przełknął głośno ślinę i wziął podaną mu przez profesora szklankę z eliksirem.
W kilka chwil Seamus'owi wyrosła siwa broda i znacznie się postarzał. pojawiły mu się zmarszczki i całkowicie wyłysiał. Zgiął się w pół i zauważyli, że prawie nie ma zębów.
- Brawo, Cantavailer - powiedział odczarowując Seamus'a, który łapał się za krzyże. - Tylko, żeby mi to było ostatni raz, spóźniać się pół lekcji. Wyratowałaś swój dom przed dziesięcioma utraconymi punktami. Następnym razem policzę ci podwójnie. Niech Gryfoni będą ci wdzięczni - mruknął niezadowolony.
Car nie była pewna, jak długi zasięg ma "następnym razem". Tyczyć się to miało
~***~
Wskazówki dzieliły milimetry od umówionego czasu. Jack schował twarz w dłoniach.
- Czyli nie przyjdzie... - walnął ręką w blat stołu.
W drzwiach pojawiła się drobna postać dziewczynki. Jack uśmiechnął się,
ale zaraz pobladł. Za nią stali dwaj rudzielcy w towarzystwie Caroly.
Dziewczyna stała chwilę pośrodku drzwi z zapasanymi rękami, a potem
oprała się o framugę, bliżej Freda, żeby nie torować przejścia.
Blondynka ruszyła w jego kierunku.
- Cześć Jack! - zawołała, siadając naprzeciw niego przy stole Ślizgonów. Blondynka ruszyła w jego kierunku.
- Cześć... a co oni ... tutaj... robią?
- Podprowadzili mnie tylko.
Jego mina była bezcenna. Chłopak trochę się ich obawiał. Nie, że go pobiją, czy coś, ale że wytną mu taki numer, że cała szkoła zapamięta go jako największego głupka/idiotę/durnia/ofermę/drania/samoluba [wiele, wiele więcej ...] w szkole. Taaak, do tego byli zdolni. W dodatku, - nie może zrobić nic Caroly, nic Elsie i nic Roszpunce. Wow, no może ktoś jeszcze? Może Merida? Albo Ania? Mavis? Która chętna na przyjaciółkę rudzielców, co?
- Więc, o czym chciałeś rozmawiać? - zaczęła, wyrywając go z zamyślenia.
- Ja bardzo, ale to bardzo chciałem Cię jeszcze raz przeprosić. Byłem głupi i nie zastanowiłem się...
- I?
- ...i wiem, że nie powinienem - westchnął.
- I?
- I co...? - zdziwił się,intensywnie myśląc.
- No myśl, myśl... co jeszcze zrobiłeś? - powiedziała już milszym tonem.
- Aaaa, już wiem.
- Więc? - poganiała go Elsa, wyciągając jak najwięcej.
Sama się sobie dziwiła, ze chce mu wybaczyć. Może to cofniecie w czasie zaczyna zmieniać i myślenie? Na dziecinniejsze?
- ...i za to, że ci się włamałem do pokoju powiedział w końcu. - Prze...pra...szam, jasne? Wybaczysz mi i zaczniemy do nowa? - zrobił słodka minę.
- Zastanowię się - uśmiechnęła się podle i mrugnęła do Caroly i bliźniaków, którzy byli świadkami całej rozmowy. Jack jednak do tej pory nie skapnął się, że głos rozchodzi się tak dobrze.
Uderzył głową w blat stołu.
- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?! - prawie krzyknął - Zrobię wszystko!
No, na to właśnie czekała. Na to "wszystko". Duże pole do popisu...
- W sumie mam jeden pomysł... - zaczęła bawić się kosmykiem.
W zasadzie nie do końca jej pomysł. Wymyślili go bliźniacy i Caroly, a ona tylko z niego skorzysta. No, ale lepsze to, niż nic. Z resztą, sama czegoś lepszego by nie wymyśliła. Przygryzła wargę, powstrzymując się od uśmiechu, na niepewne spojrzenie Jacka.
Zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił. Przeanalizował w myślach swoją odpowiedź i załapał się za usta. O cholera. Jest źle. Baaardzo źle. Nie sądził, że kara odbije się na nim tak. Więc jednak, zostanie głupkiem. Bo inne określenie nie mogło go teraz trafić...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeju,
naprawdę was przepraszam, ze aż tak krótko. Myślałam, ze to wyjdzie
dłuższe, a mam ostatnio dużo sprawdzianów i kartkówek, i prac domowych, i
wszystkiego!
Wielkie PRZEPRASZAM!
W każdym razie, co wam się najbardziej podobało?
Lusia, czy tam, jak kto woli,
Venti~
Super :-D zekam dalej :-P
OdpowiedzUsuńBrawo Caroly ;) oj, chciałabym zobaczyć minę Snape`a, kiedy to rozpracowała... a po za tym, co oni knują?
OdpowiedzUsuń