czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 18 "Wymiana informacji"

Jack oczywiście nie pokazywał po sobie, że go to w ogóle obchodzi.
 - Dobra, to ty się namyślaj,a  ja się o coś zapytam - odezwał się.
 - Pytaj, a po za tym, ja już wymyśliłam - uśmiechnęła się złośliwie.
 - Domyślam się, po co wzięłaś ich, ale Ice ci po co? - spytał, a Elsa westchnęła z rozbawieniem.
 - Sama ich szukałam, źle nie mogłam znaleźć, więc postanowiłam zwrócić się do przyjaciółki. Przecież tak się robi... w każdym razie to też twoja przyjaciółka, więc oboje wiemy - tu podniosła lekko głos. - Że bardzo ich lubi, oni ją chyba też bardzo lubią, więc dlaczego by ich nie wziąć w  trójkę? Wiesz, że odpowiada jej ich towarzystwo, mnie również, a to, że tobie nie bardzo, jest mi na rękę.
    Szatynka zawstydzona zsunęła się po framudze. Bliźniacy wymienili znaczące, roziskrzone spojrzenia.
 - Okey, to co żeś wymyśliła?
      Usłyszał nad sobą chrząkniecie i automatycznie podniósł głowę w górę. Dwie, szczerzące się rude głowy przyglądały mu się wesoło. Zasiedli z obu jego stron, Caroly (nie chcąc być stronnicza w stosunku do bliźniaków) przytuliła go od tyłu i schylając się, położyła głowę na jego ramieniu. Potem stanęła i rozczochrała mu włosy jeszcze bardziej, co rozbawiło siedząca naprzeciw nich Elsę.
 - No to Elsa ci wszystko opowie, a my pójdziemy po to, po co mamy iść i zaraz wrócimy - zakomenderował George.
 - A ty pójdziesz z nami - dokończył Fred, kładąc rękę na ramieniu szatynki.
 - Co?!
             Protest Caroly był tylko chwilowy i w zasadzie nie zrobił an nich wrażenia. Nieśli ją pod ramię, aż w końcu wkurzyła się i postawili ja na ziemię.
         Szli wysoko w kierunku Wieży Gryffindoru. Doszli na sama górę i zaczęło ją ciekawić, jak szybko wrócą. W końcu był to spory kawałek. Skręcili gdzieś, a ona nie zdążyła nawet zobaczyć w jakim kierunku, bo dwie ręce wciągnęły ją w ciemności.  Przemierzyli kolejny odcinek, aż na horyzoncie pojawiło się jakieś okno. Zrobiło się jasno i mogła się przyjrzeć temu, co jest dookoła. Był to wąski tunel, o okrągłym sklepieniu, na którym widniały jakieś freski. Nie mogła ich zobaczyć dokładnie, bo oświetlało je tylko jedno małe okno. W tych pół-ciemnościach nie potrafiła ich rozróżnić. Ogólnie tak, tu nie.
 - Czasami to ja się was boję - stwierdziła.
 - Ale ty przezywasz. Po prostu musimy się dowiedzieć, jaki Jack ma rozmiar.
    Na twarzy Caroly nie kryło się zaskoczenie.
 - Druga część planu - dokończył drugi.
 - A niby skąd ja to mam wiedzieć?
 - Bo, ekhm, mieszkaliście w jednym domu, zanim się przenieśliście do akademii, potem  w akademii byliście w jednym skrzydle, przyjaźnicie się, podobno raz prasowałaś mu koszulę.
 - Tak, bo oparzył się żelazkiem... - uśmiech na jej twarzy pojawił się natychmiast.
          Był to trzeci dzień w domu Mikołaja. Jack wybierał się gdzieś tam i prasował sobie koszulę. Żelazko w jego rękach nie chciało działać, zdenerwował się i w końcu oparzył...
 - Więc wiesz? Czy nie wiesz... a może znasz kogoś, kto wie? Bo inaczej może sobie pochodzić w czymś trzy razy za dużym, tak zenie będzie ty wyglądało śmiesznie...
 - Sama nie wiem, ale znam kogoś, kto zapewne będzie wiedzieć.
 - Super, to załatwisz nam to?
 - Dobra, na kiedy? Bo muszę wyszukać pewnego Ślizgona...
 - Dobrze by było, gdybyś załatwiła to dzisiaj.
 - Spoko. A co ja będę z tego mieć? - spytała z szalonym uśmiechem.
    Bracia spojrzeli po sobie. Takiej odpowiedzi się nie spodziewali.



  - Flynn! Flynn! Czekaj! - biegła za nim, odkąd skończyła lunch w Wielkiej Sali.
Parę razy straciła go z oczu, utknęła miedzy uczniami, wbiegła w Freda i Georga, potem w Cho, ale mniejsza o to.
          Dopiero, kiedy po raz trzeci wrzasnęła jego imię, skapnął się, ze chodzi o niego.
  - Cześć! Jak my dawno nie gadaliśmy! - ucieszył się.
 - Wybacz, ale ja nie w tej sprawie...
     Opowiedziała mu po krótce, co się stało, błagając wręcz, żeby nie powiedział Jack'owi nic.
 - Okey, jasne, da się załatwić... wybacz, że zmieniam temat, ale... - załapał ją za rękę i odszedł kilka kroków do miejsca na odludziu.  - Czy tylko mnie dziwi, że nie jesteśmy ciągle na pierwszym roku? Mieliśmy zasnąć po ceremonii przydziału, obudzić się w Czarze Ognia i bum! Nagle wszystko miało być normalnie, ale nie jest - jego szeptanie było denerwujące i wskazywało, że naprawdę go to martwi.
 - Może zapytamy Dumbledore'a? Zna "przeklętego Świętego", więc myślę, że potrafiłby nam to wyjaśnić.
 - Masz rację. Trzeba zebrać dziesiątkę z przyszłości! - powiedział kombinując z nazwaniem ich.
 - Nie mów tak więcej - zaśmiała się.- Głupio to brzmi. Może... Wielka Dziesiątka? Dziesiątka z Akademii? Dziesiątka z...
 - Dobra, cicho. Weź Gryfonki i Krukonki. Ja się zajmę reszta.
 - Jack'a nie zastaniesz teraz. Są z Elsą już poza Wielka Salą. Rozmawiają o warunkach. Trochę się naszukasz. Miała się z nim umówić na jutro, na obgadanie wszystkiego, ale to tylko pretekst. Bliźniacy maj wszystko gotowe, więc potrzebny im tylko jego rozmiar. Inaczej zaklęcie się nie uda.
 - Rozumiem. Widzimy się...?
 - Na błoniach - powiedziała bezmyślnie.
 - O godzinie...?
 - Może tak po lekcjach, wieczorem?
 - Czyli koło piątej?
 - O piątej.

    Pierwsze dwie znalazła niemalże natychmiast. Merida i Ania dotarły na błonie jako pierwsze. Potem znalazła Roszpunkę i ucieszona, ze wreszcie może z nią porozmawiać, opowiedziała jej wszystko z najdrobniejszymi szczegółami w drodze na błonie.
 - Aha, czyli jesteś w "gangu bliźniaków", co Lola? - blondynka spojrzała na nią z prowokacją.
 - Nie wiem, czy jestem, ale sporo czasu z nimi spędzam - odpowiedziała spuszczając wzrok, czując rumieńce na twarzy.
 - Oj, już ja wiem, o czym ty myślisz. Pamiętaj, masz jedenaście lat!
        Caroly zaśmiała się. To, że wyglądowo ma jedenaście, nie znaczy, że umysłowo też.
- A oni trzynaście! Weź poczekaj chociaż ze dwa lata!
- Oj, ty wiesz, ze ciężko będzie wybić mi to z głowy...
      Roszpunka pokręciła głową. Potem przewróciła oczami rzucając pod nosem "mniejsza z tym". Po chwili dodała:
 - Po za tym, mieliśmy już dzisiaj być na Ceremonii Przydziału za cztery lata.
 - Rozmawiałam o tym z Flynn'em i właśnie po to idziemy do Dumbledore'a.
 - A właśnie, co z Anią? Elsa nie może jej nigdzie złapać.
 - No cóż, ja wiem tyle, że odkąd trafiły do różnych domów, to nie gadały ani razu. Ania dużo czasu spędza z Meridą. Niestety nie wiem zbyt dużo, bo trafiłyśmy do dormitorium z Hermoiną, Lawender i Parvati. Ciężko jest rozmawiać w sześcioosobowym towarzystwie - westchnęła.
 - Rozumiem. Ja też jestem ze wszystkimi Krukonkami z mojego roku. W zasadzie to trudno, żebym nie była... Padma, Amanda, Mandy... plus ja i Elsa. 
 - A Jack i Flynn są razem w dormitorium z Draco? Bo coś dużo tych Ślizgonów, a jeśli dobrze pamiętam, to w dormitorium mogło być sześć osób.
- Ich wychodzi siedmiu. Draco, Crabbe, Goyle, Blaise, Teodor i nasi dwaj. No, ale możliwe, że nie mieli co zrobić z jedna osobą i ich tam wsadzili. W koncu to my mieszamy w historii, a nie oni. A nasza wampirka?
- Jest z Dafne Greengrass, Millicentą Bulstrone oraz Pansy Parkinson. Rozmawiałam z nią zaledwie parę minut po lekcji eliksirów, a potem musiała znikać, bo pojawił się Malfoy i trzeba było za nim iść. Mam wrażenie, że ja tracimy.
 - Nie tylko ty. Unika Gryfonów jak ognia - potwierdziła Punzie.
 - A wiesz coś o Czkawce, albo Kristoffie?
 - Nic, nie rozmawiałam z nimi. Szczerze, to nawet ich nie widziałam.Niby mieliśmy lekcje z Puchonami, ale jakoś nie zwróciłam uwagi - wzruszyła ramionami. - Być może wcale ich nie było.
    
              Rozmawiając tak w końcu dotarły na błonie. Promienie słońca ciągle jeszcze otulały trawnik. Caroly obejrzała się w kierunku zamku.
 - Cała panorama Hogwartu z zasięgu ręki! - zawołała łącząc palce w ramkę.
    Wtedy przypadkiem na kogoś weszła i zobaczyła ręce na swoich przedramionach, które powstrzymały ją przed upadkiem.
 - Cześć Czkawka! - powiedziała podnosząc głowę i spoglądając na jego uśmiechnięta twarz.
 - Flynn powiedział ci wszystko? - zaciekawiła się Roszpunka.
 - W bardzo zwięzłej wersji - zaczął.
 - ,,Idziemy do Dumbledore'a żeby się dowiedzieć czemu nie ma nas cztery lata dalej" - za nim pojawił sie Kristoff.
 - Caroly, wyjaśnisz? - dobiegł ich głos Jack'a.
 Wiec jednak ich znalazł. Elsa pomachała jej z cienia pod drzewem, który dzieliła z dwoma rudymi dziewczynami.
    Szatynka znowu bawiła się w  wyjaśnienia.  W kilka minut potem, przyszedł Flynn z Mavis u boku. Kiedy ponownie zapytano ją o to samo, poprosiła, żeby wyjaśniła jej to Roszpunka.
     Ewidentnym faktem było, ze Mavis i Ania w ogóle na siebie nie patrzą i ze sobą nie rozmawiają. Elsa nie potrafiła z niej wyciągnąć, co takiego się właściwie stało.
          Większość była zdania, żeby zrobić "napad na dyrektora" po kolacji, bo są głodni. Ostatecznie doszło do tego, ze umuwili się następnego dnia, po śniadaniu. Znów rozeszli się w swoje strony. Tym razem Caroly wracała jednak z druga Krukonką.
 - Wiesz może, co się stało miedzy Mavis a Anią? - zapytała po kilku minutach.
     Dziewczyna ruszyła leniwie głową. Dlaczego wszyscy oczekują, że wie wszystko?
 - Wiesz, możliwe, że Ania, nawet nie chcący, obraziła Malfoya. A wiesz, ze Ślizgonka ma na jego punkcie fioła.
 - Serio?! - nie szło ukryć jej zdziwienia.
 - Naprawdę nie wiedziałaś?
             Elsa pokręciła głową.
 - No wiesz, szło zauważyć, już przy stole Ślizgonów, na uczcie powitalnej, że wlepia w niego oczy. Wielokrotnie widuję ją w jego towarzystwie, ale nigdy wtedy, gdy obok jest Pansy. coś musi grać, prawda?
 - Nie wiem, jak mogłam tego nie zauważyć. Za to zauważyłam, ze bliźniacy bardzo cię polubili - powiedziała tajemniczo, kładą nacisk na "bardzo".
       Szatynka mimowolnie się uśmiechnęła.
 -  Myślisz?
 - Ja to wiem - potwierdziła Elsa.
 - Za to Jack jakoś za bardzo jak na niego się stara, żeby zyskać twoje wybaczenie... - przeciągnęła znacząco.
 - Chyba nie sugerujesz, że... - blondynka zawahała się.
 - Oczywiście, że tak - odpowiedziała Car z pewnością w głosie. - Inaczej by cię nie całował.
      Na twarzy Elsy pojawił się rumieniec. skąd ona o tym wie? Nic jej przecież nie mówiła. Może Jack to zrobił?
 - Skąd ty o tym wiesz? - spytała z zakłopotaniem ściskając w rękach książkę wypożyczoną uprzednio w bibliotece.
 - Jack radził się mnie i Roszpunki. Obie skarciłyśmy go, za to co zrobił, powiedziałyśmy, co może zrobić, żebyś mu wybaczyła i takie tam. Ale ty jesteś bardzo uparta. Sama nie wiem co ja bym zrobiła na twoim miejscu.
        Potem rozmowa zeszła da bezpieczniejszy tor.Dziewczyny z trudem się rozdzieliły i wróciły do swoich dormitoriów. Caroly była juz zmęczona, podobnie jak Elsa.
 - O! Wreszcie jesteś! Martwiłyśmy się, że nie wrócisz przed ciszą. Gdzie byłaś? - od progu usłyszłą przemądrzały głos.
   Wszystkie jej współlokatorki  leżały w łóżkach.
 - Oj Hermiono, to że zadaję się z dwoma ciągle łamiącymi zasady rudzielcami, nie znaczy, że ja też je łamię - stwierdziła swoim normalnym tonem, jakby opowiadała ciekawą historię. Założyła piżamę i zaciągnęła na siebie kołdrę, gasząc światło w pokoju.
 - Może masz rację. Wybacz. Dobranoc wszystkim! - zawołała Hermiona, przewracając się na drugi bok.
     Odpowiedział jej pięć sennych szeptów: "dobranoc", "kolorowych snów", "Nawzajem", "Do jutra", "Śpijmy już, papa...".


      Elsa również była zmęczona i kiedy weszła do pokoju, w przeciwieństwie, do dormitorium Car, w którym Hermiona uspała wszystkich gadaniem, było ciągle jasno i głośno.
 - Cześć! - powiedziała stając w progu.
 - Hej! - odpowiedziała Roszpunka, która czesała swoje włosy, siedząc po turecku na łóżku.
Była nawet zadowolona, że są tylko do pasa.
 - Jak ci minął dzien? - spytała Padma.
 - Całkiem dobrze - odpowiedział Elsa wskakując na łóżko. - Nawet bardzo dobrze.
 - Co czytasz? -Mandy podeszła do Amandy i zaraz wszystkie znalazły się przy niej.
 - To? - spytała retorycznie. - To taka historia romantyczna o...
 - Czytaj na głos! - zarządziły wszystkie, zanim zdążyła opowiedzieć i chichocząc zgromadziły się wokół niej.
 Czytała długo, część wróciła do łóżek, cześć została troszkę dłużej. W końcu wszystkie jednak zmorzył sen.

            Tak oto minał jeden z mniej typowych dni w Hogwarcie. Jutro miła czekać ich wszystkich wyprawa do dyrektora, zapewne długa rozmowa z nim, ale teraz o tym nie myśleli. był to lekki, bezstresowy dzień. A bynajmniej w większej części. Nie chcieli nawet myśleć o jutrze. Liczyło się dzisiaj.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To by było na tyle. Rozdział chyba spokojniejszy, bardziej z informacjami.
Mam nadzieję, ze sie podobało.
Lusiaczek

4 komentarze:

  1. Rozdział ładny. Bardzo dopasowany do wieku uczniów :). Denerwuje mnie to, że czasem czytam takie fanfiction, w którym uczniowie 1 roku już się całują i myślą o nie wiadomo czym... ( no dla nas wiadomo xD) Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. oooo... Caroly się podkochuje w bliźniakach! xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie jakby icy podkochiwalaby się w jednym z radzielcow a drugi w elsie ;) fajne by było <3333 kocham twojego bloga !!!!

    OdpowiedzUsuń