poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 21 "Wybaczenie, Noc Duchów, Zaskoczenie"

 - Do twarzy ci w różowym, Jack! - powiedziała Elsa, idąc razem z nim w kierunku Wielkiej Sali.
 - Super, wiem, już mi to mówiłaś. Jeszcze tylko  pięć godzin i będę wolny! - powiedział próbując ściągnąć czepek, czy co to tam było.
 - Gdzie twoje owieczki, Frost? A może mówić ci Jackusia? - zakpił Malfoy mijając ich na korytarzu.
 - Nie trzeba, owieczki poszły spać! - odpowiedział białowłosy, nie chcąc dać mu satysfakcji.
 - Jack! My chyba nosimy ten sam rozmiar! Mogę pożyczyć kiedyś tę sukienkę? - zawołała jakaś dziewczyna.
      Jack był już cały purpurowy i miał nerwy w strzępkach. Gotowy był w każdej chwili wybuchnąć.
Na horyzoncie pojawiła się dziewczyna, o zakręconych włosach, grzywce przysłaniającej roześmiane, zielone oczy, wyglądającej w szkolnym mundurku na bardzo chudą i śliczną dziewczynę.Vicky.
 - Hej Elsa! A ty pewnie słynny pan Frost? - spytała z uśmiechem.
 - Tak, już nawet wiem, czemu słynny... - skrzywił się, spoglądając na zegarek. - Jeszcze tylko cztery godziny i pięćdziesiąt cztery minuty... pięćdziesiąt trzy.
 - Czyli nie tak źle. Elsa, widziałaś może Cartera?
 - Nie, Vicky, od rana go nie widziałam. Sprawdzałaś w bibliotece?
 - Carter i biblioteka? Te dwie rzeczy do siebie nie pasują... - zaprotestowała dziewczyna.
 - Ostatnio często go tam widuję - przypomniała sobie blondynka, wracając myślami do...
 - W zasadzie może się przede mną chowa. Dobra, spadam. Pa!
        Kiedy Vicky zniknęła za zakrętem, Jack ponownie się odezwał, ale Elsa przerwała mu w pół słowa.
 - Widziałeś jej naszyjnik? Srebrne litery L. V. w kółku, a dookoła T. M. R.! - powiedziała z przerażeniem.
 - Być może dlatego, że nazywa się Victoria Laurents, a jej mama to Tamara, siostra Martina, a ojciec Rufus? - powiedział bez przejęcia.
 - Możliwe. Skąd wiesz o jej rodzinie? - spytała nieco uspokojona Elsa.
 - Pansy obrażała w pokoju wspólnym wszystkich, których uznała za "szlamy", a Vicky poznała kiedyś tam i zaczęła opowiadać o tym Dafne, Milicencie i Mavis... - ostatnie słowo niemal wypluł.
 - Dobra, ale to nie zmienia faktu, że jest to trochę podejrzane. Lord Voldemort - Tom Marvolo Roddle...
 - Osobiście wątpię, żeby była jakkolwiek  związana z Voldkiem - w ustach Jacka pomalowanych różową szminką brzmiało to dziwnie.
      Określenie "Voldek" wywołało na jej twarzy uśmiech, a białowłosy również się uśmiechnął.
 - Nie ważne, zmieńmy temat. Więc zapominamy o całym zajściu? - spytał z nadzieją w głosie.
 - Tak. Więc ponownie mogę utrzymywać, ze jeszcze się nie całowałam - pozwiedzała do siebie, szeptem, ale on to usłyszał.
         Chłopka odskoczył zdumiony.
 - Jak to?!
 - Tak to. Miedzy innymi dlatego byłam na ciebie wściekła.
 - No wiesz, myśłałem, że...
 - Przez osiemnaście lat zamknięta w zamku poznałam tylu mężczyzn, że naprawę. A ty zapewne tak.
 - Tu cie rozczaruję. Nie masz racji. - powiedział chyląc głowę.
 - Hm? Myślałam, że tak, ze zdecydowanie tak... a tu proszę. No bo wiesz, znasz wiele dziewcząt, chociażby te z naszego towarzystwa: Roszpunka, Merida, Caroly, Mavis...moja siostra cię znała, albo Zębowa Wróżka...
 - Z Zębową Wróżką to trochę długa historia. Roszpunka to Roszpunka, Merida i ja? Jakoś tego nie widzę... Lola to przyjaciółka, bardzo dobra, jeśli nie najlepsza, Mavis... to, że się znamy, o niczym nie świadczy. Twoja siostra już kogoś ma, a po za tym, ty byś mnie chyba zamordowała.
 - Nie przesadzajmy... - uniosła rozweselone spojrzenie ku górze.
 - No okey, kara mi się należała. Jeszcze tylko cztery i pól godziny - powiedział przekraczając próg Wielkiej Sali.
 - Zapewne będziesz chciał się na nich zemścić? - zagadnęła Elsa.
 - Tak, oczywiście! - powiedział pewnie, kiedy usłyszał kolejne chichoty.
 - Tak się składa, że ja i Lola mamy ciekawy plan na Noc Duchów, wiesz, wystraszyć żartownisiów...
 - A co z trollem?
 - Harry go załatwi, zanim się obejrzymy. Spotkanie dzisiaj wieczorem, w Sali Portretów. Pamiętaj, przed ciszą, nie chce wylecieć...
 - Zjawie się na stówę - uśmiechnął się i ruszył w kierunku stołu Ślizgonów.

***

 - No nareszcie! Już myślałam, że się w ogóle nie zjawicie! - zawołała Caroly do idących z wolna Elsy i Jacka (który nareszcie wyglądał normalnie).
 - Ktoś jeszcze oprócz nas? - spytał Jack.
 - Możliwe, ze Roszpunka i Flynn się zjawią, ale nie wiem. Zaraz zobaczymy - powiedziała i wyciągnęła jakiś kawałek papieru, złożonego kilkakrotnie.
 - Czy to... - zaczęła Elsa.
 - Uroczyście przysiegam, że knuję coś niedobrego! - powiedziała szeptem Lola i dotknęła różdżką zwoju.
Napis na mapie głosił:
 Panowie Lunatyk, Gilzdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW.

       Wszyscy w uwadze przyglądali się mapie. Dwie wstęgi oznaczone nazwami  "Roszpunka Light" i "Julian Szczerbiec" sunęły ku miejscu, w którym stali.
 - Idą! - powiedziała wesoło.
 - Skąd masz te mapę? - spytała blondynka.
     Szatynka spojrzała na nią jakby to było coś oczywistego. 
 - Chodź niemal krok w krok za kimś, z kimś lub po kogoś kto coś posiada, a będziesz wiedzieć, gdzie się znajduje.
 - A poważnie? - chłopak zapasał ręce na piersiach.
    Brązowooka przewróciła oczami.
 - Wykradłam ją, proste, prawda? - powiedziała i spojrzała ponownie na mapę. Chwilę się w nią wpatrywała, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. - Koniec psot!
    Machnęła różdżką i mapa zamknęła się.
 - Hej! - zawołała Roszpunka, idąc w towarzystwie Flynn'a.
 - Hej, nareszcie jesteście! Co tak długo? - zapytała wkładając mapę do kieszeni szaty.
  Roszpunka nie odpowiedziała, tylko zaczęła bawić się włosami.
 - Dobra, nie ważne, musimy zacząć omawiać plan - rzekła szatynka. - Proszę za mną!
 - Co ty, McGonagall jesteś? -spytał Flynn z odrobiną kpiny.
 - Daj się nacieszyć! - odpowiedziała i ruszyła wzdłuż sali, w kierunku schodów.
  Szła pamiętając dokładnie, gdzie i kiedy powinna skręcić. W wkrótce dotarli do portretu, przedstawiającego jakiegoś otyłego mężczyznę i zielonym fraku, który przyglądał się z uwielbieniem swojemu odbiciu w lustrze.
 - Czyż nie jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie? - zapytał ich portret.
 - Ależ oczywiscie, Lordzie Fannegann'ie! - odpowiedziała przesłodzonym głosem dziewczyna.
 - Jakaż z ciebie miła osóbka, zapraszam do środka! - odpowiedział portret i odsłonił wejście do komnaty.
Weszli sznurkiem do środka.
       Pokój był piękny. Ściany zdobiły cudowne malowidła, a w centrum pokoju stały kanapa, i kilka pięknych foteli, stolik do kawy i tak dalej... najlepsza była jednak ogromna szafa, bardzo szczelna, szczelna do tego stopnia, ze w ogóle nie było widać, gdzie kończyły się drzwi szafy.
Były tylko dwa okna, małe, w kształcie łuków, osłonięte szmaragdowymi kotarami w złote paski.
 - Potrzebny nam strażnik. Kto się zgłasza na ochotnika jako pierwszy? - zapytała Lola.
 - Nie ma chętnych - odpowiedział po chwili czekania  Flynn.
 - Może losowanie? - zaproponowała Elsa.
 - Kolejność alfabetyczna?
 - Tylko nie alfabet! - Jack oparł ręce na stolik.
 - Dobra, ja mogę stróżować - Flynn ponownie się odezwał.
     Lola ponownie wyciągnęła mapę i wręczyła ją Flynn'owi.
 - Niech wróci w stanie nienagannym, muszę ją oddać.
 - Nie ufasz mi?- spytał z miną aniołka.
 Dziewczyna bez słowa zmierzyła go wzrokiem.
Lola, Elsa i Punzia zasiały na kanapie, a Jack i Flynn (zaciekawiony mapą, która zaczęła go obrażać) na fotelach.
 - Weź coś zrób! - zawołał szatyn do Jack'a, kiedy "pan Łapa"  zaczął drwić z jego pewności siebie.
 - Nie pamiętasz? - niebieskooki wyciągną różdżkę. - Uroczyście przysięgam, że knuję coś bardzo niedobrego!
 - Jakoś tak zapomniałem. Syriusz, przegiąłeś! - szepnął Flynn do siebie i zaczął obserwować mapę.
 - Ty się nie przejmuj Black'iem, tylko tym, że rudzi mogą wrócić w każdej chwili - przypomniała Lola.
 - Jasne, wiem, rozumiem... - chłopak w ogóle jej nie słuchał i obserwował z zaciekawieniem chodzące postacie.
      Dostrzegł Harrego i Rona, którzy zmierzali w stronę chatki Hagrida. Widział również  Dracona, Crabbe'a i Goyle'a którzy...
 - Kryć się! - zakomendował i wraz z resztą schował się w szafie.
 - Co jest? - spytała Roszpunka wciśnięta w róg szafy.
 - Idą w tym kierunku, nie wiem, czy wejdą, ale nie chcę skończyć jak Jack.
 - Ej! - oburzył się wyżej wspomniany.
Usłyszeli znajome śmiechy, które w chwilę później ucichły. Siedzieli w bez ruchu na wstrzymanym oddechu. 
 - Lumos! -Elsa spróbowała rzucić zaklęcie, którego uczyli się drugoroczni i nie poszło jej najgorzej.
Szafa wypełniła się niebieskim światłem.
 - Sprawdzaj, gdzie są! - zawołała unosząc różdżkę jak najbliższej mapy, na taka odległość, żeby jednak jej nie spalić.
    Miała wielka nadzieję, ze szafa nie przepuści światła. 
 - Poszli! - ucieszył się Jack i cała piątka wysypała się z szafy na ziemię.
 - Nox! - niebieskie światełko na końcu różdżki Elsy zagasło.
 Przeszli do całkowitego omawiania planu...

***
Jakiś czas później(dużo później) , Noc Duchów

 - Wygląda Lord wprost przewspaniale, nie wiem, jak ten wstrętny chłopiec mógł Lorda tak niedorzecznie obrazić... - Roszpunka uspokajała plączący obraz, żeby dostać się do środka.
 Obraz łkał i pociągał nosem.
 - Wejdź panienko... chlip... dam sobie rade... chlip...
 - Dziękuję, następnym razem niech się Lord postawi! - zawołała wchodząc do pokoju.
 - Gdzieś ty była?
 - Ty nie musiałeś uspokajać płaczącego obrazu... - fuknęła.
 Jack uniósł ręce w geście podania. Był umalowany białym pudrem(chociaż i tak był blaty jak ściana, to wybieliło go jeszcze bardziej) i wyglądał prawie, jak trup. Caroly natomiast miała tak nastroszone włosy we wszystkie strony, że wyglądała jak wiedźma (w zasadzie to określenie jakoś nie pasuje do czarownicy, ale wiecie, o co biega). Flynn przypominał Zoombie. Roszpunka nie była jakoś specjalnie wystylizowana, porucz tego, że "wybuchnął" na nią eliksir.
 - Dobra, niemal wszystko gotowe - zawołał Jack robiąc więcej miejsca w szafie.
 - Chwila, ale jak ich tu zwabić? - zapytała Elsa, próbując jakoś doprowadzić się go gorszego stanu, ale jej z tym nie szło.
 - Spoko, myśleliście, że o tym nie pomyślałam? - zapytała retorycznie Caroly, mrugając.
 - A ty kiedyś myślisz?
 - Oczywiście! Co za głupie pytanie, zapewne częściej niż ty...
 - Ja nie myślę?! - oburzył się Jack.
 - Gdybyś myślał, to być nie c...
 - Więc skąd oni się tu wezmą? - Flynn przerwał rodzącą się kłótnię.
 - Więc tak - zamrugała słodko i usiadła na kanapie. - Mają zamiar coś stąd wziąć i przyjdą tu lada moment.
 - A wiesz co takiego mają stąd zabrać? - zapytała Roszpunka przyglądając się jakiemuś pudełku, z którego wydobywał się niebieski dym.
 - Nie mam bladego pojęcia! - zawołała opadając na kanapę.
 - A ma...
 - A co ja Wikipedia!? - Caroly weszła Jack'owi w pół słowa.
 - Chciałem tylko zapytać, czy masz tę mapę.
 - Nie - zaczęła machać nogami w powietrzu.
 - Nie, bo...?
 - Bo musiałam ja oddać? - podniosła się i spojrzała na niego z wyrzutem - Dobijacie mnie.
     Ponownie opadła na kanapę, kiedy usłyszeli kroki. Zerwała się i razem z reszta pognała do szafy. Cała piątka przystawiła twarze do drzwi szafy słuchając, co się dzieje. 
 - No to eliksir gotowy - stwierdził jeden z nich - W szafie powinny być fiolki...
 - Pytanie, czy nie wykorzystaliśmy wszystkich...
 - Raczej nie - odparł chłopak po chwili namysłu - Zobaczymy...
    Rudzielec otworzył drzwi i kiedy pięć osób wypadło na niego z szafy krzyknął razem z bratem.
 Cała piątka powoli zaczęła wstawać, w napadzie śmiechu.
 - Żebyście widzieli swoje miny!!! - zawołał Flynn.
 - Bezcenne!
   Śmiali się tak długo, a potem równie długo odzyskiwali spokój. Rudzielce jeszcze chwilę byli w szoku. Jeden leżał na ziemi, a drugi z nieregularną fiolką, którą ledwo trzymał,  stał w osłupieniu.
 - To w odwecie za pasterkę - uśmiechnął się Jack, odzyskawszy spokój.
   Obaj potrząsnęli głowami.
 - Jak?
 - Skąd?
 - Kiedy?
 - Po co?

 - Was trudno jest zaskoczyć czymkolwiek, wiec... - zaczęła Elsa.
 - Posłużyliśmy się waszą mapą... - Fred automatycznie dotknął kieszeni i zorientował się, że jest pusta.
 - Oddaliśmy ją - uspokoiła Caroly - Jest na swoim starym miejscu.
 - Skąd wiedziałaś, że taką mamy? - zapytał wstając z ziemi George.
 - Ja wiem wszystko! - odpowiedział dumnie.
 - Słyszałeś to, George?
 - Tak, Fred.
 - Zdrajczyni! - zawołali chórkiem.
     Lola wzruszyła ramionami.
 - No tak... mogłam się domyślić, że wy możecie robić i kawały, a ja wam nie - powiedziała z udawanym żalem.
 - Szacun - odpowiedział jeden z nich, a wszyscy podnieśli zaskoczone spojrzenia ku nim.
 - Brawo! Może byśmy tak rozpoczęli współpracę? - zaproponował drugi.
 - W sensie współpraca z wami oznacza...
 - Wspólne wycinanie numerów i tym podobne.
    Cała piątka spojrzała po sobie.
 - Wchodzimy w to! - stwierdził w końcu Jack.
 - Super. Podpiszcie tu... - Fred wręczył Jackowi długopis i jakąś stertę papierów.
 - Tu...
 - Tu...
 - I tutaj.
 - To wszystko! - chłopcy zabrali im kartki i stanęli szczerząc się jak zwykle.
 - Chwila... ja dobrze przeczytałam "będę ryzykować wyrzuceniem ze szkoły dla dobrej zabawy"? - Roszpunka próbowała odzyskać kartkę, którą podpisała.
 - Tak. No to umowa stoi, tak? - George wyciągnął rękę do Flynn'a, a Fred tak samo, do Jack'a.
 - Stoi - odpowiedziała zgodnie piątka.
 - Jedyni Ślizgoni którym mogę uścisnąć rękę. Czujcie się wyjątkowi...- dokończył za nim Fred.
Wscy uścisnęli sobie ręce i ruszyli do Wielkiej Sali, w której trwała właśnie panika. Żegnając się ruszyli za swoimi prefektami, wracając do dormitoriów.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że wam się podobało. Ja nie jestem zachwycona, ale pisałam go dosyć długo, walcząc z brakiem weny, wiec proszę o wyrozumiałość. Ale krytykę mogę przyjąć ;)
Lusia

3 komentarze:

  1. Hahahahahaahahaha przez ciebie nie moge przestać się śmiać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieaamowite! Wyobrażając sobie to podpisywanie papierów, przypomniała mi się scena z filmu, w którym podpisywali krwią XD Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń