- Super, wiem, już mi to mówiłaś. Jeszcze tylko pięć godzin i będę wolny! - powiedział próbując ściągnąć czepek, czy co to tam było.
- Gdzie twoje owieczki, Frost? A może mówić ci Jackusia? - zakpił Malfoy mijając ich na korytarzu.
- Nie trzeba, owieczki poszły spać! - odpowiedział białowłosy, nie chcąc dać mu satysfakcji.
- Jack! My chyba nosimy ten sam rozmiar! Mogę pożyczyć kiedyś tę sukienkę? - zawołała jakaś dziewczyna.
Jack był już cały purpurowy i miał nerwy w strzępkach. Gotowy był w każdej chwili wybuchnąć.
Na horyzoncie pojawiła się dziewczyna, o zakręconych włosach, grzywce przysłaniającej roześmiane, zielone oczy, wyglądającej w szkolnym mundurku na bardzo chudą i śliczną dziewczynę.Vicky.
- Tak, już nawet wiem, czemu słynny... - skrzywił się, spoglądając na zegarek. - Jeszcze tylko cztery godziny i pięćdziesiąt cztery minuty... pięćdziesiąt trzy.
- Czyli nie tak źle. Elsa, widziałaś może Cartera?
- Nie, Vicky, od rana go nie widziałam. Sprawdzałaś w bibliotece?
- Carter i biblioteka? Te dwie rzeczy do siebie nie pasują... - zaprotestowała dziewczyna.
- Ostatnio często go tam widuję - przypomniała sobie blondynka, wracając myślami do...
- W zasadzie może się przede mną chowa. Dobra, spadam. Pa!
Kiedy Vicky zniknęła za zakrętem, Jack ponownie się odezwał, ale Elsa przerwała mu w pół słowa.
- Widziałeś jej naszyjnik? Srebrne litery L. V. w kółku, a dookoła T. M. R.! - powiedziała z przerażeniem.
- Być może dlatego, że nazywa się Victoria Laurents, a jej mama to Tamara, siostra Martina, a ojciec Rufus? - powiedział bez przejęcia.
- Możliwe. Skąd wiesz o jej rodzinie? - spytała nieco uspokojona Elsa.
- Pansy obrażała w pokoju wspólnym wszystkich, których uznała za "szlamy", a Vicky poznała kiedyś tam i zaczęła opowiadać o tym Dafne, Milicencie i Mavis... - ostatnie słowo niemal wypluł.
- Dobra, ale to nie zmienia faktu, że jest to trochę podejrzane. Lord Voldemort - Tom Marvolo Roddle...
- Osobiście wątpię, żeby była jakkolwiek związana z Voldkiem - w ustach Jacka pomalowanych różową szminką brzmiało to dziwnie.
Określenie "Voldek" wywołało na jej twarzy uśmiech, a białowłosy również się uśmiechnął.
- Nie ważne, zmieńmy temat. Więc zapominamy o całym zajściu? - spytał z nadzieją w głosie.
- Tak. Więc ponownie mogę utrzymywać, ze jeszcze się nie całowałam - pozwiedzała do siebie, szeptem, ale on to usłyszał.
Chłopka odskoczył zdumiony.
- Jak to?!
- Tak to. Miedzy innymi dlatego byłam na ciebie wściekła.
- No wiesz, myśłałem, że...
- Przez osiemnaście lat zamknięta w zamku poznałam tylu mężczyzn, że naprawę. A ty zapewne tak.
- Tu cie rozczaruję. Nie masz racji. - powiedział chyląc głowę.
- Hm? Myślałam, że tak, ze zdecydowanie tak... a tu proszę. No bo wiesz, znasz wiele dziewcząt, chociażby te z naszego towarzystwa: Roszpunka, Merida, Caroly, Mavis...moja siostra cię znała, albo Zębowa Wróżka...
- Z Zębową Wróżką to trochę długa historia. Roszpunka to Roszpunka, Merida i ja? Jakoś tego nie widzę... Lola to przyjaciółka, bardzo dobra, jeśli nie najlepsza, Mavis... to, że się znamy, o niczym nie świadczy. Twoja siostra już kogoś ma, a po za tym, ty byś mnie chyba zamordowała.
- Nie przesadzajmy... - uniosła rozweselone spojrzenie ku górze.
- No okey, kara mi się należała. Jeszcze tylko cztery i pól godziny - powiedział przekraczając próg Wielkiej Sali.
- Zapewne będziesz chciał się na nich zemścić? - zagadnęła Elsa.
- Tak, oczywiście! - powiedział pewnie, kiedy usłyszał kolejne chichoty.
- Tak się składa, że ja i Lola mamy ciekawy plan na Noc Duchów, wiesz, wystraszyć żartownisiów...
- A co z trollem?
- Harry go załatwi, zanim się obejrzymy. Spotkanie dzisiaj wieczorem, w Sali Portretów. Pamiętaj, przed ciszą, nie chce wylecieć...
- Zjawie się na stówę - uśmiechnął się i ruszył w kierunku stołu Ślizgonów.
***
- No nareszcie! Już myślałam, że się w ogóle nie zjawicie! - zawołała Caroly do idących z wolna Elsy i Jacka (który nareszcie wyglądał normalnie).
- Ktoś jeszcze oprócz nas? - spytał Jack.
- Możliwe, ze Roszpunka i Flynn się zjawią, ale nie wiem. Zaraz zobaczymy - powiedziała i wyciągnęła jakiś kawałek papieru, złożonego kilkakrotnie.
- Czy to... - zaczęła Elsa.
- Uroczyście przysiegam, że knuję coś niedobrego! - powiedziała szeptem Lola i dotknęła różdżką zwoju.
Napis na mapie głosił:
Panowie Lunatyk, Gilzdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW.
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW.
Wszyscy w uwadze przyglądali się mapie. Dwie wstęgi oznaczone nazwami "Roszpunka Light" i "Julian Szczerbiec" sunęły ku miejscu, w którym stali.
- Idą! - powiedziała wesoło.
- Skąd masz te mapę? - spytała blondynka.
Szatynka spojrzała na nią jakby to było coś oczywistego.
- Chodź niemal krok w krok za kimś, z kimś lub po kogoś kto coś posiada, a będziesz wiedzieć, gdzie się znajduje.
- A poważnie? - chłopak zapasał ręce na piersiach.
Brązowooka przewróciła oczami.
- Wykradłam ją, proste, prawda? - powiedziała i spojrzała ponownie na mapę. Chwilę się w nią wpatrywała, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. - Koniec psot!
Machnęła różdżką i mapa zamknęła się.
- Hej! - zawołała Roszpunka, idąc w towarzystwie Flynn'a.- Hej, nareszcie jesteście! Co tak długo? - zapytała wkładając mapę do kieszeni szaty.
Roszpunka nie odpowiedziała, tylko zaczęła bawić się włosami.
- Dobra, nie ważne, musimy zacząć omawiać plan - rzekła szatynka. - Proszę za mną!
- Co ty, McGonagall jesteś? -spytał Flynn z odrobiną kpiny.
- Daj się nacieszyć! - odpowiedziała i ruszyła wzdłuż sali, w kierunku schodów.
Szła pamiętając dokładnie, gdzie i kiedy powinna skręcić. W wkrótce dotarli do portretu, przedstawiającego jakiegoś otyłego mężczyznę i zielonym fraku, który przyglądał się z uwielbieniem swojemu odbiciu w lustrze.
- Czyż nie jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie? - zapytał ich portret.
- Ależ oczywiscie, Lordzie Fannegann'ie! - odpowiedziała przesłodzonym głosem dziewczyna.
- Jakaż z ciebie miła osóbka, zapraszam do środka! - odpowiedział portret i odsłonił wejście do komnaty.
Weszli sznurkiem do środka.
Pokój był piękny. Ściany zdobiły cudowne malowidła, a w centrum pokoju stały kanapa, i kilka pięknych foteli, stolik do kawy i tak dalej... najlepsza była jednak ogromna szafa, bardzo szczelna, szczelna do tego stopnia, ze w ogóle nie było widać, gdzie kończyły się drzwi szafy.
Były tylko dwa okna, małe, w kształcie łuków, osłonięte szmaragdowymi kotarami w złote paski.
- Potrzebny nam strażnik. Kto się zgłasza na ochotnika jako pierwszy? - zapytała Lola.
- Nie ma chętnych - odpowiedział po chwili czekania Flynn.
- Może losowanie? - zaproponowała Elsa.
- Kolejność alfabetyczna?
- Tylko nie alfabet! - Jack oparł ręce na stolik.
- Dobra, ja mogę stróżować - Flynn ponownie się odezwał.
Lola ponownie wyciągnęła mapę i wręczyła ją Flynn'owi.
- Niech wróci w stanie nienagannym, muszę ją oddać.
- Nie ufasz mi?- spytał z miną aniołka.
Dziewczyna bez słowa zmierzyła go wzrokiem.
Lola, Elsa i Punzia zasiały na kanapie, a Jack i Flynn (zaciekawiony mapą, która zaczęła go obrażać) na fotelach.
- Weź coś zrób! - zawołał szatyn do Jack'a, kiedy "pan Łapa" zaczął drwić z jego pewności siebie.
- Nie pamiętasz? - niebieskooki wyciągną różdżkę. - Uroczyście przysięgam, że knuję coś bardzo niedobrego!
- Jakoś tak zapomniałem. Syriusz, przegiąłeś! - szepnął Flynn do siebie i zaczął obserwować mapę.
- Ty się nie przejmuj Black'iem, tylko tym, że rudzi mogą wrócić w każdej chwili - przypomniała Lola.
- Jasne, wiem, rozumiem... - chłopak w ogóle jej nie słuchał i obserwował z zaciekawieniem chodzące postacie.
Dostrzegł Harrego i Rona, którzy zmierzali w stronę chatki Hagrida. Widział również Dracona, Crabbe'a i Goyle'a którzy...
- Kryć się! - zakomendował i wraz z resztą schował się w szafie.
- Co jest? - spytała Roszpunka wciśnięta w róg szafy.
- Idą w tym kierunku, nie wiem, czy wejdą, ale nie chcę skończyć jak Jack.
- Ej! - oburzył się wyżej wspomniany.
Usłyszeli znajome śmiechy, które w chwilę później ucichły. Siedzieli w bez ruchu na wstrzymanym oddechu.
- Lumos! -Elsa spróbowała rzucić zaklęcie, którego uczyli się drugoroczni i nie poszło jej najgorzej.
Szafa wypełniła się niebieskim światłem.
- Sprawdzaj, gdzie są! - zawołała unosząc różdżkę jak najbliższej mapy, na taka odległość, żeby jednak jej nie spalić.
Miała wielka nadzieję, ze szafa nie przepuści światła.
- Poszli! - ucieszył się Jack i cała piątka wysypała się z szafy na ziemię.
- Nox! - niebieskie światełko na końcu różdżki Elsy zagasło.
Przeszli do całkowitego omawiania planu...
***
Jakiś czas później(dużo później) , Noc Duchów
Obraz łkał i pociągał nosem.
- Wejdź panienko... chlip... dam sobie rade... chlip...
- Dziękuję, następnym razem niech się Lord postawi! - zawołała wchodząc do pokoju.
- Gdzieś ty była?
- Ty nie musiałeś uspokajać płaczącego obrazu... - fuknęła.
Jack uniósł ręce w geście podania. Był umalowany białym pudrem(chociaż i tak był blaty jak ściana, to wybieliło go jeszcze bardziej) i wyglądał prawie, jak trup. Caroly natomiast miała tak nastroszone włosy we wszystkie strony, że wyglądała jak wiedźma (w zasadzie to określenie jakoś nie pasuje do czarownicy, ale wiecie, o co biega). Flynn przypominał Zoombie. Roszpunka nie była jakoś specjalnie wystylizowana, porucz tego, że "wybuchnął" na nią eliksir.
- Dobra, niemal wszystko gotowe - zawołał Jack robiąc więcej miejsca w szafie.
- Chwila, ale jak ich tu zwabić? - zapytała Elsa, próbując jakoś doprowadzić się go gorszego stanu, ale jej z tym nie szło.
- Spoko, myśleliście, że o tym nie pomyślałam? - zapytała retorycznie Caroly, mrugając.
- A ty kiedyś myślisz?
- Oczywiście! Co za głupie pytanie, zapewne częściej niż ty...
- Ja nie myślę?! - oburzył się Jack.
- Gdybyś myślał, to być nie c...
- Więc skąd oni się tu wezmą? - Flynn przerwał rodzącą się kłótnię.
- Więc tak - zamrugała słodko i usiadła na kanapie. - Mają zamiar coś stąd wziąć i przyjdą tu lada moment.
- A wiesz co takiego mają stąd zabrać? - zapytała Roszpunka przyglądając się jakiemuś pudełku, z którego wydobywał się niebieski dym.
- Nie mam bladego pojęcia! - zawołała opadając na kanapę.
- A ma...
- A co ja Wikipedia!? - Caroly weszła Jack'owi w pół słowa.
- Chciałem tylko zapytać, czy masz tę mapę.
- Nie - zaczęła machać nogami w powietrzu.
- Nie, bo...?
- Bo musiałam ja oddać? - podniosła się i spojrzała na niego z wyrzutem - Dobijacie mnie.
Ponownie opadła na kanapę, kiedy usłyszeli kroki. Zerwała się i razem z reszta pognała do szafy. Cała piątka przystawiła twarze do drzwi szafy słuchając, co się dzieje.
- No to eliksir gotowy - stwierdził jeden z nich - W szafie powinny być fiolki...
- Pytanie, czy nie wykorzystaliśmy wszystkich...
- Raczej nie - odparł chłopak po chwili namysłu - Zobaczymy...
Rudzielec otworzył drzwi i kiedy pięć osób wypadło na niego z szafy krzyknął razem z bratem.
Cała piątka powoli zaczęła wstawać, w napadzie śmiechu.
- Żebyście widzieli swoje miny!!! - zawołał Flynn.
- Bezcenne!
Śmiali się tak długo, a potem równie długo odzyskiwali spokój. Rudzielce jeszcze chwilę byli w szoku. Jeden leżał na ziemi, a drugi z nieregularną fiolką, którą ledwo trzymał, stał w osłupieniu.
- To w odwecie za pasterkę - uśmiechnął się Jack, odzyskawszy spokój.
Obaj potrząsnęli głowami.
- Jak?
- Skąd?
- Kiedy?
- Po co?
- Was trudno jest zaskoczyć czymkolwiek, wiec... - zaczęła Elsa.
- Posłużyliśmy się waszą mapą... - Fred automatycznie dotknął kieszeni i zorientował się, że jest pusta.
- Oddaliśmy ją - uspokoiła Caroly - Jest na swoim starym miejscu.
- Skąd wiedziałaś, że taką mamy? - zapytał wstając z ziemi George.
- Ja wiem wszystko! - odpowiedział dumnie.
- Słyszałeś to, George?
- Tak, Fred.
- Zdrajczyni! - zawołali chórkiem.
Lola wzruszyła ramionami.
- No tak... mogłam się domyślić, że wy możecie robić i kawały, a ja wam nie - powiedziała z udawanym żalem.
- Szacun - odpowiedział jeden z nich, a wszyscy podnieśli zaskoczone spojrzenia ku nim.
- Brawo! Może byśmy tak rozpoczęli współpracę? - zaproponował drugi.
- W sensie współpraca z wami oznacza...
- Wspólne wycinanie numerów i tym podobne.
Cała piątka spojrzała po sobie.
- Wchodzimy w to! - stwierdził w końcu Jack.
- Super. Podpiszcie tu... - Fred wręczył Jackowi długopis i jakąś stertę papierów.
- Tu...
- Tu...
- I tutaj.
- To wszystko! - chłopcy zabrali im kartki i stanęli szczerząc się jak zwykle.
- Chwila... ja dobrze przeczytałam "będę ryzykować wyrzuceniem ze szkoły dla dobrej zabawy"? - Roszpunka próbowała odzyskać kartkę, którą podpisała.
- Tak. No to umowa stoi, tak? - George wyciągnął rękę do Flynn'a, a Fred tak samo, do Jack'a.
- Stoi - odpowiedziała zgodnie piątka.
- Jedyni Ślizgoni którym mogę uścisnąć rękę. Czujcie się wyjątkowi...- dokończył za nim Fred.
Wscy uścisnęli sobie ręce i ruszyli do Wielkiej Sali, w której trwała właśnie panika. Żegnając się ruszyli za swoimi prefektami, wracając do dormitoriów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że wam się podobało. Ja nie jestem zachwycona, ale pisałam go dosyć długo, walcząc z brakiem weny, wiec proszę o wyrozumiałość. Ale krytykę mogę przyjąć ;)
Lusia
Hahahahahaahahaha przez ciebie nie moge przestać się śmiać!
OdpowiedzUsuńNieaamowite! Wyobrażając sobie to podpisywanie papierów, przypomniała mi się scena z filmu, w którym podpisywali krwią XD Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńJack w sukience xD HAHAHAHA
OdpowiedzUsuń