wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 22 "O co poszło Ślizgonce i Gryfonce?"

        Było już coraz bliżej Bożego Narodzenia. Hogwart leżał już od wczoraj pod kołdrą śniegu. Gryfoni wygrali mecz ze Ślizgonami Bliźniaków ukarali za zaczarowanie śnieżek (tyle, że nie tylko oni je zaczarowali), które ścigały Quirrella. Wiekszosc sów, które jakimś cudem przetrwały zamieć przechodziło kuracje u Hagrida. Sowy Loli i Jack'a wyleciąly gdzieś tam i wróciły po długim czasie. Dlatego też nalezały do grona kurujących się. Chopak zapomniał, albo nawet celowo nie odwiedzał swojej przeklętej sowy. Car natomiast u Hagrida przesiadywała godzinkę dziennie, głaszcząc i dogadzając Lilith.
          Od wydarzeń z Nocy Duchów, coraz częściej można było zobaczyć Jack'a w towarzystwie bliźniaków, czasem dołączał do nich jeszcze Flynn, ale najczęstszą towarzyszka wypraw rudzielców była Car. Dużo czasu spędzała jeszcze z Elsą, ale z Roszpunką nie mogły się spotkać i stale się mijały. Elsa i Jack pogodzili się, jednak mimo wszystko, tylko czasami chodzili razem (jak się gdzieś przypadkiem spotkali) . Ania przeprosiła Lolę i znów zaczęły się do siebie odzywać. Merida była jednak nazbyt uparta, by przeprosić. Kristoff zaszył się gdzieś, nikt go praktycznie nie widział. Czkawka coraz częściej widywany był z ładną Krukonką ze swojego roku. Mavis, Mavis przeszła "na złą stronę mocy!".
      Profesor McGonagall spisywała wszystkich, którzy zostają na święta w Hogwarcie. Jack nie chciał wracać do "tego starego, brudnego pudła", jak nazywał opuszczoną akademię. Fakt, ze Mikołaj trochę się postarał, ale jednak dalej czuć tam było kurz, pajęczyny i tak dalej. Skoro są tam pająki, to i Lola nie wracała. Merida, Czkawka i Kristoff zdecydowali się wrócić. Za to Flynn zostawał, gdyż uznał, ze będzie się nudzić bez Jack'a i biorąc ze sobą Roszpunkę, zostali. Elsie nie spieszyło się do Akademii. Pokochała Hogwart, wiec nie miała ochoty wracać. Z kolei Ania i Mavis pożarły się o to, która wraca, a która zostaje i w efekcie końcowym, obie wracają do Akademii.
      Właśnie trwała lekcja eliksirów. Gryfoni i Ślizgoni trzęśli się z zimna. Oddechy natychmiast zamieniały się w parę.
 - Naprawdę mi żal - orzekł Malfoy - tych wszystkich, którzy będą musieli zostać na Boże Narodzenie, bo nie chcą ich w domu.
   Wprawdzie słowa te kierował do Harry'ego, ale Jack mógłby przysiąc, że jego też objął wzrokiem.
  Lekcja eliksirów była wprost mecząca, zwłaszcza złośliwe docinki Malfoya, który jak zawsze działał Jack'owi na nerwy. Kiedy lekcja się skończyła, Lola zadbała o to, by poinformować blondyna o tym, że niektórzy nie chcą wracać do domu, bo już w nim są. Oczywiście zamurowało go na chwilę, ale potem znów odzyskał swoja "odpowiedź na wszystko", tyle, że jej już nie było.
     Kiedy wraz z Jack'iem spróbowali się ruszyć, z bólem odkryli, że korytarz zastawiła wielka jodła. Ze stopami Hagrida.
 - Może ci pomożemy, Hagrid? - zaproponowała Caroly.
 - Nie, nie trzeba, po za tym, po kłułabyś się, Lola.
     Oboje chwile potem zorientowali się, ze przecież zaraz zapyta go o to Ron. Dlatego, żeby nie psuć historii pobiegli do Wielkiej  Sali.
       Była dekorowana przez profesor McGonagall i profesora Flitwick'a. Festony ostrokrzewu i jemioły zwisały ze wszystkich ścian, wokoło stało ze dwanaście pięknych jodeł.
 - Wow! - usłyszeli za sobą znajomy głos.
 - Punzia!
 - Lola! - dziewczyna rzuciła się przyjaciółce na szyję.
 - Za każdym razem cię mijałam!
 - Ja też! Pytałam się ludzi, czy cie nie widzieli mówili, ze tak, szlam tak i okazywało się, że tyle co poszłaś!
 - Miałam tak samo! A zostajesz w Hogwarcie?
     Lola pokiwała głową.
 - No głupie pytanie. Ja tez zostaję!
 - A ja będę sama w dormitorium, Ania i Merida wracają, Hermiona wraca, Parvati i Lawender również...
 - Ojej... a ja z Elsą zostaję tylko... - westchnęła Roszpunka.
 - Ja będę tylko z Flynn'em - powiedział Jack.
 - Ty to masz szczęście... - Caroly usiadła przy stole Gryfonów, a reszta razem z nią.
 - Nie będzie aż tak źle... może uda nam się przekonać Dumbledore'a i McGonagall, żebyś przez ferie mieszkała u nas? - zaproponowała Roszpunka, pojawiając się po drugiej stronie stołu Gryfonów.
 - Wiesz co - zaczął Jack. - Nie wydaje mi się, żeby Krukoni podzielali twoje zdanie. Wiesz, jednak dormitorium  to dormitorium.
 - Chyba masz rację. A gdzie Elsa? Już rano jej nie widziałam, kiedy się obudziłam, nie było jej.
 - Ani też nie było, ale widziałam je na błoniach. W końcu siostry - Lola wstała i podeszła do McGonagall - Może w czymś pomóc, pani profesor?
 - Lizuska... - stwierdził Jack i zorientował się, że Roszpunka pobiegła za nią.
      Chłopak powoli powędrował w kierunku dziewczyn.

***
    Do Bożego Narodzenia zostało jeszcze kilka dni (właściwie dzisiaj rozpoczęły się ferie) i "gang bliźniaków" przesiadywał w pokoiku za obrazem z Lordem.
 - Ciekawe co robią w Akademii... - zapytał Flynn rozkładając się na kanapie.
 - Czkawka pisał, że Dumbledore załatwił im choinkę, a oni z pomoczą czarów wysprzątali wszystkie skrzydła - orzekła Lola, poruszając laufrem, żeby chociaż raz wygrać z Fredem. - Wszystkie!
 - Korespondujecie ze sobą? - zdziwił się Jack.
 - W przeciwieństwie do ciebie, on potrafi mnie zrozumieć...- odpowiedziała widząc, jak wieża zbija jej drugiego skoczka - Poddaję się, jak ty to robisz?
 - Nie pozwolę ci się poddać. George, weź jej pomóż! - zawołał Fred.
 - Nie! Dam sobie radę, ten jeden raz! Dam radę! - zaprotestowała - W normalnych szachach często wygrywałam, ale te są uparte!
      Został jej tylko laufer, królowa, król i jeden pionek. Przy czym Fred miał prawie wszystkie.
 - Zimno tu - stwierdziła Elsa, przysuwając się do kominka w końcu pokoju.
 - Tobie jest zimno? - spytał Jack świadomy jej mocy.
 - Tak, właśnie, zimno - potwierdziła wystawiając ręce w kierunku ognia.
 - Jack, daj spokój. Mnie też jest zimno. Przydałby się cieplusi, gruby sweter! - powiedziała Caroly.
 - Mi też! Przynajmniej byłoby cieplej!  - Roszpunka wcisnęła się w róg kanapy, popijając gorącą czekoladę.
 - Ej, skąd masz czekoladę? - spytał Flynn.
 - Z kuchni - odpowiedziała biorąc kolejny łyk.
 - To ja lecę, zaraz wracam! - zawołał chłopak stojąc już przy drzwiach.
 - Weź mi też przynieś! - zawołała za nim  Elsa.
 - Wezmę wszystkim!
       Flynn zniknął za drzwiami.
 - Zamarzam!!! - Caroly pocierała dłonie bardzo szybko i nie wytrzymując pobiegła do Elsy przy kominku.
 - Mnie jakoś nie jest zimno - powiedział Fred.
 - No ktoś mnie rozumie! - zawołał białowłosy i zjechał po oparciu fotela.
 - Wiesz, dziewczynom wiecznie jest zimno... - stwierdził George.
 - Jak wam tak bardzo zimno, mogę lecieć po szaliki. Tylko będą szmaragdowo-srebrne.
 - Świetny pomysł! Kolor nie istotny! Ważne, że ciepło! - Roszpunka również zasiała obok kominka.
 - Jestem za pięć  minut.
       Siedzieli dosłownie parę sekund, kiedy Flynn wrócił z całą tacką gorącej czekolady. Wszyscy zbiegli się i każdy zabrał kubek, w większości ze słowami "dzięki' lub "dziękuję". Lola ponownie wróciła do gry.
 - Gdzie Jack?- zapytał chłopak odkładając tackę z jednym kubkiem na komodę.
 - Podszedł po szaliki - wyjaśnił Fred.
 - Bo dziewczyny zamarzały - dokończył George przyglądając się grze.
 - Co robimy? - zapytała Elsa.
 - WYGRAŁAM!!!!! - Lola podskoczyła omal nie wylewając na siebie czekolady.
 - Jeden raz na siedem - Jack pojawił się w drzwiach i rzucił jej szalik, którym natychmiast się owinęła.
 - Daj się nacieszyć... - wtrąciła Elsa.
 - Może zagramy w Eksplodującego Durnia? - zaproponował Flynn bawiąc się talią.
 - Jak coś wybucha, to lepiej nie... - zaczęła Lola.
 - Popieram! Nie wiecie, ile rzeczy przy niej wybuchło! - stwierdziła Roszpunka zawijając szalik szczelniej.
 - Przecież o to chodzi, żeby w tej grze wybuchało - uśmiechnął się Fred.
 - Wolałabym nie ryzykować. Ona ma zdolności destrukcyjne - Elsa zamrugała oczami.
 - Więc będziemy tak usychać? - zapytał George.
 - Chyba, że... - Fred wyjrzał przez okno.
       Roszpunka wstała dopijając czekoladę do dna i podeszła do Freda przy oknie. Wyjrzała przez okno i uśmiechnęła się.
 - To całkiem niezły pomysł - stwierdziła.
 - A podobno było wam zimno - powiedział Fred mierząc ją wesołym wzrokiem.
        Roszpunka wzruszyła ramionami.
 - Lepiej wyjść i się poruszać, niż siedzieć i marznąć. 
 - To co, dołączymy do tej bitwy na śnieżki toczącej się na błoniach?

***

     Po dwóch i pół godziny rzucania w siebie śnieżkami, wraz z resztą Gryfonów, Krukonów, Puchonów i Ślizgonów przemoczeni wrócili na kolację do Wielkiej Sali. Wszystko było takie cieplutkie, ze niemal natychmiast ich rozgrzało. W całej sali czuć było zapach jodeł, a wszystko dookoła przypominało o świętach. atmosfera była wprost magiczna.

 - Jestem wykończona - Elsa ziewnęła, kiedy razem z Roszpunką dotarły pod drzwi dormitorium.
 - Jakie szkody wyrządzi świeca, która spada z nieba? - zapytała kołatka w kształcie orła.
 - Skoro nie jest zapalona, to może co najwyżej walnąć kogoś w głowę, albo rozbić szybę - zaczęła Elsa.
 - A tak po za tym, od kiedy świeczki spadają z nieba? - dokończyła Roszpunka i kołatka wpuściła je do dormitorium. 
      Ostatnio zagadki były coraz dziwniejsze. Elsa złapała się na tym, że nie umiała odpowiedzieć na podchwytliwe pytanie: Na samym czubku dachu stoi kogut i znosi jaja, po której stronie spadną?
Dopiero po chwili  zorientowała się, że przecież kogut nie znosi jaj.
   Elsa zasnęła wprost błyskawicznie. Jeszcze tylko kilka dni do Bożego Narodzenia...
Nie spodziewali się prezentów, bo od kogo? Nie mieli tu rodziny i w ogóle. Ale mimo wszystko cieszyli się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co tam u was? Może jednak się wyrobie na jutro/pojutrze ze świątecznym postem. Może. Liczę, ze wam się spodobało, chociaż, jak mówiłam w poprzednim rozdziale, walczę z brakiem weny i pisze praktycznie "na siłę" i bez przemyślenia (co wpadnie, to wpisuję). Nie jest to moze najdłuższy rozdział, ale mam nadzieję zę wam sie spodobał.
No, to tyle, Wasza Lusio-Venti~

2 komentarze: