Najpiękniej bowiem jest, kiedy
Piękna nie czuje się zgoła
I tylko jest się, po prostu
Tak, jak jest wszystko dokoła.
(Leopold Staff "Czucie niewinne")
Elsa obudziła się i półprzytomna spojrzała na zegarek. Trzecia w nocy. Nieźle, naprawdę nieźle. Zachciało jej się słuchać romansów, zamiast kłaść się spać. Ale nie żałowała. Fajnie było. Dawno nie siedziała z towarzystwie do ponad północy. Wstała z łóżka i przeszła się kawałek po pokoju. Wiedziała, że nie da rady znowu zasnąć. Siedziała i wpatrywała się w okno. Zapaliła świeczkę i wzięła jedną z książek, które leżały na stoliku obok łóżka.
,,Legendy o potworach morskich, duchach, widmo i straszydłach - czyli jak to było z założycielami Hogwartu". Długość tytułu była trochę przesadna i to samo pomyślała o treści. Było tam wiele, wiele niepotrzebnych informacji, opinii autora i wielu innych. Po za tym, okazała się encyklopedią. W normalnych książkach lubiła takie rzeczy, ale w encyklopediach było to zupełnie zbędne. Być może dlatego książka miała ponad tysiąc stron. Wystarczyłoby zaledwie siedemset na opisanie wszystkiego dokładnie. Ciekawiło ja w ogóle skąd się wzięła tu ta książka. Nie przypominała sobie, żeby przywoziła ją z akademii... chyba, że Ania nie miała miejsca w swojej walizce. Wypchanej po brzegi rożnymi rzeczami, które Elsa uznała za niepotrzebne walizce. Dlatego trzeba było włożyć coś do walizki siostry. Dlaczego by nie?
Odłożyła książkę na miejsce i wzięła następną. ,,Krótka Historia Hogwartu". Na samo wspomnienie słów Hermiony o tym, że "czytała w "Krótkiej Historii Hogwartu"... (bla bla bla...)", stwierdziła, że nie che jej się tego czytać. Odłożyła i tę, schodząc po cichutku to pokoju wspólnego.
Dopiero teraz się mu przyjrzała. Pokój wspólny był okrągły i obszerny; większy niż inne pokoje w Hogwarcie, a jego podłogę pokrywał granatowy dywan zdobiony gwiazdami. Kopulaste sklepienie również było pełne gwiazd i przypominało rozgwieżdżone, nocne niebo. Okna były łukowate, przedzielały ściany okryte niebiesko-brązowymi, jedwabnymi tkaninami. Były tam regały z książkami, krzesła, fotele i stoliki. Naprzeciw drzwi, widniała nisza w ścianie, w której ulokowany był wysoki posąg Roweny Ravenclaw, wykonany z białego marmuru. Rozsunęła na chwilę kotary i wyjrzała przez okno. Dookoła widniał cały zarys wszystkiego. Dostrzegła zarys błoni Hogwartu, Zakazany Las, góry, ogródki i jezioro. Pięknie, pomyślała.
Położyła się na brzuchu na dywanie, podpierając na łokciach głowę, myśląc, co by tu zrobić. Usłyszała szelest i gwałtownie się podniosła.
- Cześć Elsa, dlaczego nie śpisz? - w drzwiach stanęła dziewczyna o wschodnich rysach twarzy. Cho.
Uspokojona, spokojnie znów opadła na ziemie, tym razem na plecy.
- Jakoś tak po prostu, nie chce mi się. A ty?
- Ja też jakoś nie mogę spać. Szłam się napić, zjeść, tylko już sama nie wiem, gdzie...
Obie przecież doskonale wiedziały,że woda jest w dormitorium, ale kogo to interesuje, skoro można snuć inne plany?
- Do Wielkiej Sali raczej nie pójdziesz - przerwała jej blondynka i podniosła się do pozycji siedzącej. - Cisza nocna.
- Do kuchni też nie za bardzo. A gdyby spróbować coś wyczarować? - zaproponowała Cho.
- Ty jesteś starsza, weź coś wyczaruj. Albo idziemy się włamać do kuchni.
- Planujecie włamywać się do kuchni beze mnie?
W pokoju wspólnym pojawiła się Roszpunka.
- Czyli opcja włamania? - zaciekawiła się Elsa.
- Nie budźcie wszystkich, co? Super, że planujecie się włamać do kuchni, ale inni chcą spać. Mówcie ciszej - powiedział męski głos. - A poza tym, sam pakuję się na to włamanie - jakiś nieznany im Krukon rozciągnął się na fotelu. Być może siedział tam od początku, albo nawet spał.
Był zapewne z roku bliźniaków, ewentualnie rok od nich starszy. Nie, jednak był na czwartym roku. Czarne włosy z grzywką na bok, przysłaniały mu szaroniebieskie oczy. Był dosyć wysoki i całkiem przystojny.
- A ty to...? - spytała bez ogródek Roszpunka.
- Ja? Carter Fallning*- przedstawił się.
- Dobrze wiedzieć - uśmiechnęła się przyjaźnie Roszpunka.
Chwile jeszcze rozmawiali na temat szczegółów teoretycznych "planowanego" włamania. Nikt tak na prawdę nie zmierzał się nigdzie włamywać.
Ktoś jednak wszedł do pokoju i wesoło powędrował na jego środek.
- Ojej, jaka szkoda, że nie mogę was śledzić w drodze do kuchni! Sama bym coś przekąsiła, ale nie widzę już sensu - jakaś dziewczyna przemierzała salon tanecznym krokiem. Ubrana już w szaty. Czy oni naprawdę obudzili całe dormitorium?
Miała całkiem miły głos, długie, kręcone, brązowo-rude włosy i uśmiechała się szeroko. Zielone oczy błądziły dookoła. Carter wydawał się być nią zainteresowany, ale trudno określić, w którym kierunku.
Wkrótce rozsunęła kotary i wpuściła jasne, poranne światło do pokoju. Większość przymknęła oczy, powoli przyzwyczajając je do światła.
- Bo już za niecałą godzinę będziemy spożywać śniadanie w Wielkiej Sali. Ale nic nie szkodzi na przeszkodzie włamywaniu się do kuchni. Jednak przypuszczam, że skrzaty już zaczęły pracę! - zawołała - Radziłabym się przebrać w szaty... - dodała mrugając wesoło, obserwując wszystkich w piżamach.
***
Elsa i Roszpunka, wraz z Cho, pędem biegły w kierunku Wielkiej Sali spóźnione już parę minut na śniadanie. Wbiegły zdyszane do sali, a McGonagal zmierzyła je jednym spojrzeniem, nawet nie komentując. Za nimi spokojnym krokiem wędrowała Vicky**. Tak, ta dziewczyna z dormitorium.
Przez pierwsze parę sekund nie mogły niczego zjeść przez brak tchu. Na przeciwko siedział Carter, uśmiechając się zawadiacko. Miał jakiś podejrzany błysk w oku.
- Wiedziałem, że się spóźnicie.
- Czego się spodziewałeś? - Vicky objęła go spojrzeniem. - Wiesz doskonale, ile to trwa. W końcu twoja siostra jest taka sama, jak ja - powiedziała dumnie, przyglądając się pazurkom.
- Wiem, Victorio.
- Nawet nie musiałeś wiedzieć, to logiczne! - powiedziała z prowokacją.
- Dlatego też na was nie czekałem. Ponieważ na was nie czekałem, skończyłem wcześniej i odejdę od stołu też wcześniej. Do zobaczenia, dziewczęta! - pożegnał Cho, Roszpunkę i Elsę, wstając od stołu.
- Nawet nie musiałeś wiedzieć, to logiczne! - powiedziała z prowokacją.
- Dlatego też na was nie czekałem. Ponieważ na was nie czekałem, skończyłem wcześniej i odejdę od stołu też wcześniej. Do zobaczenia, dziewczęta! - pożegnał Cho, Roszpunkę i Elsę, wstając od stołu.
Elsa i Roszpunka ruszyły w kierunku gabinetu dyrektora. Czekali na nich już Caroly i Flynn. Wkrótce dobiegły ich biegnące wesoło Merida i Ania, a zaraz za nimi pochłonięci rozmową Puchoni.
- Gdzie wy się włóczyłyście, że tyle was nie było? - zapytał Jack, ciągnąc za rękę Mavis, która nie była chętna iść do Dumbledore'a i o mało go nie ugryzła.
- Nie mogłyśmy spać i obudziłyśmy całe dormitorium! - powiedziała mrugając intensywnie Elsa.
- Serio? Ja CHCIAŁAM obudzić całe dormitorium, ale cóż, Hermiona uspała nas wszystkie! Nawet mnie!
- Taaak, ty sobie przyszłaś parę minut przed końcem dozwolonego czasu. Nie wiesz, co my przeszłyśmy! - Merida zsunęła się po ścianie na ziemię.
- Ciągłe: to było takie niezmiernie trudne, tamto wyczerpujące, myślałam, ze sobie nie poradzę, ale jednak mi się udało... - wymieniała Ania papugując głos Hermiony.
- O to dobrze, że mnie nie było! Możliwe, że miała by dzisiaj czerwony ślad na twarzy...
Wtedy obok przeszła profesor McGonagall. Ona też wiedziała o całym zajściu związanym z cofnięciem w czasie. Mruknęła przywracając ich do porządku.
- Chyba słyszała... - szepnął z uśmiechem Czkawka.
Car drgnęła, ale uśmiechnęła się również. Co z tego?
Profesor prowadziła ich do gabinetu dyrektora.Wiedziała o tym wcześniej, bo kogoś musieli poprosić, żeby im to załatwił. Nie można tak po prostu włamać się do dyrektora! To nie kuchnia! chociaż, może można...? Na schodach była tak ciasno, że cała dziesiątka ledwo się tam zmieściła. Trzymali się siebie, kiedy schody zaczęły wędrować ku górze.
Kobieta weszła, zostawiając ich samych, informując o tym uprzednio Dumbledore'a.
Był to wielki i piękny okrągły pokój, pełen dziwnych cichych odgłosów, które skłonne były przyprawiać ich nieraz o dreszcze. Na stołach o cienkich, wrzecionowatych nogach stały rozmaite srebrne urządzenia, warczące, wirujące i wypuszczające obłoczki dymu. Nie mieli pojęcia, do czego miałoby t służyć, ale to nie ich sprawa. Na ścianach wisiały portrety byłych dyrektorów i dyrektorek. W gabinecie stało także biurko z nogami w kształcie szponów, a za nim, na półce, leżała Tiara Przydziału. Zauważył ja jednak chyba tylko jack, który postanowił obejrzeć parę drobiazgów i chociaż starał się niczego nie dotykać, było to jednak silniejsze od niego.
Profesor przechadzał się w tę i z powrotem, nie zwracając na nich szczególnej uwagi.
- Witajcie. Jak pierwsze dni w Hogwarcie? - zapytał tak nagle, ze natychmiast podskoczyli.
- Dobrze, tylko że... - zaczęła Roszpunka, ale nie umiała dobrać słów.
- Mikołaj mówił, że przeniesiemy się od razu po śnie na czwarty rok - dokończył za nią Czkawka.
- Ale tam nie jesteśmy - podsumowała Merida.
- Czyżby zaszły jakieś błędy? - spytała Elsa spoglądając z ukosa na profesora.
- A może po prostu powinniśmy być dalej na pierwszym? - spytała zaraz Ania.
Profesor trochę zwlekał z odpowiedzą, myśląc o czymś.
- Moi drodzy - rzekł w końcu - zabawa czasem nie jest prosta.
Wszscy słuchali go uważnie, łapiąc każde słowo.
- Wszystko ma swoją cenę. Uda nam się wysłać was pierwszego stycznia następnego roku, do dwudziestego drugiego marca. Potem, zapewne będziecie sami chcieli odpocząć,więc przeniosę was ostatniego maja, prosto na wakacje. Jeśli będziecie oczywiście chcieć. Jeśli nie, to od razu na drugi rok. tylko ze wtedy musicie odczekać tyle samo, o ile was przeniosłem. Nie szybko będziecie na czwartym roku - wreszcie zamilkł.
- Ale profesorze, my nie rozwijamy się tylko fizycznie! - powiedziała Mavis, przerywając ciszę.
- Mamy myśli, chęci, sposób myślenia i wiedzę taką, jaki był nasz wiek przed cofnięciem. Przynajmniej większość z nas... - Flynn rzucił ukradkiem spojrzenie Car.
- Ej... ja to słyszę...
- Więc co mamy zrobić? - miedzy nich wszedł Jack - Chyba nie cofniesz nas w rozwoju, prawda?
- Nie, nie zrobię tego, bo miałoby to ryzykowne skutki. A podoba wam się w Hogwarcie?
Odpowiedział mu pochlebny gwar, który uciszył ręką.
- Więc dacie rade się przemęczyć.
Car drgnęła, ale uśmiechnęła się również. Co z tego?
Profesor prowadziła ich do gabinetu dyrektora.Wiedziała o tym wcześniej, bo kogoś musieli poprosić, żeby im to załatwił. Nie można tak po prostu włamać się do dyrektora! To nie kuchnia! chociaż, może można...? Na schodach była tak ciasno, że cała dziesiątka ledwo się tam zmieściła. Trzymali się siebie, kiedy schody zaczęły wędrować ku górze.
Kobieta weszła, zostawiając ich samych, informując o tym uprzednio Dumbledore'a.
Był to wielki i piękny okrągły pokój, pełen dziwnych cichych odgłosów, które skłonne były przyprawiać ich nieraz o dreszcze. Na stołach o cienkich, wrzecionowatych nogach stały rozmaite srebrne urządzenia, warczące, wirujące i wypuszczające obłoczki dymu. Nie mieli pojęcia, do czego miałoby t służyć, ale to nie ich sprawa. Na ścianach wisiały portrety byłych dyrektorów i dyrektorek. W gabinecie stało także biurko z nogami w kształcie szponów, a za nim, na półce, leżała Tiara Przydziału. Zauważył ja jednak chyba tylko jack, który postanowił obejrzeć parę drobiazgów i chociaż starał się niczego nie dotykać, było to jednak silniejsze od niego.
Profesor przechadzał się w tę i z powrotem, nie zwracając na nich szczególnej uwagi.
- Witajcie. Jak pierwsze dni w Hogwarcie? - zapytał tak nagle, ze natychmiast podskoczyli.
- Dobrze, tylko że... - zaczęła Roszpunka, ale nie umiała dobrać słów.
- Mikołaj mówił, że przeniesiemy się od razu po śnie na czwarty rok - dokończył za nią Czkawka.
- Ale tam nie jesteśmy - podsumowała Merida.
- Czyżby zaszły jakieś błędy? - spytała Elsa spoglądając z ukosa na profesora.
- A może po prostu powinniśmy być dalej na pierwszym? - spytała zaraz Ania.
Profesor trochę zwlekał z odpowiedzą, myśląc o czymś.
- Moi drodzy - rzekł w końcu - zabawa czasem nie jest prosta.
Wszscy słuchali go uważnie, łapiąc każde słowo.
- Wszystko ma swoją cenę. Uda nam się wysłać was pierwszego stycznia następnego roku, do dwudziestego drugiego marca. Potem, zapewne będziecie sami chcieli odpocząć,więc przeniosę was ostatniego maja, prosto na wakacje. Jeśli będziecie oczywiście chcieć. Jeśli nie, to od razu na drugi rok. tylko ze wtedy musicie odczekać tyle samo, o ile was przeniosłem. Nie szybko będziecie na czwartym roku - wreszcie zamilkł.
- Ale profesorze, my nie rozwijamy się tylko fizycznie! - powiedziała Mavis, przerywając ciszę.
- Mamy myśli, chęci, sposób myślenia i wiedzę taką, jaki był nasz wiek przed cofnięciem. Przynajmniej większość z nas... - Flynn rzucił ukradkiem spojrzenie Car.
- Ej... ja to słyszę...
- Więc co mamy zrobić? - miedzy nich wszedł Jack - Chyba nie cofniesz nas w rozwoju, prawda?
- Nie, nie zrobię tego, bo miałoby to ryzykowne skutki. A podoba wam się w Hogwarcie?
Odpowiedział mu pochlebny gwar, który uciszył ręką.
- Więc dacie rade się przemęczyć.
Ciąg dalszy nastąpi...
* i ** Nie istnieją, wymyśliłam ;) . W ogóle niewiele wiadomo o roczniku 1988... więc... przyzwoliłam sobie :D
Bardzi ciekawe... patrząc na wiele znajomych mam wrażenie, że tak ich cofnięto w rozwoju XD czekam
OdpowiedzUsuń